Kolejna pozycja z serii Uczta Wyobraźni kusi tajemniczą okładką i mało mówiącym czytelnikowi tytułem.
Anglia, początek XIX. Europą wstrząsają kolejne sukcesy militarne Napoleona Bonaparte.
W Anglii nie ma już prawdziwej magii, za to teoretyków tej dziedziny tam jak mrówek. Przy bliższym poznaniu okazuje się jednak, że na głębokiej prowincji mieszka prawdziwy mag, który z powodzeniem magię praktykuje. Postawiony w obliczu wyzwania pan Gilbert Norrell pokazuje co potrafi i tym samym wszystkich teoretyków zmusza do zaniechania swojego procederu. Chce być jedynym magiem w Anglii i marzy, by ta prawdziwa magia wróciła do jego ojczyzny. Wspólnie z przyjętym na ucznia panem Jonathanem Strange'm, pan Norrell prowadzi badania, okraszone długimi dysputami.
W tle książę Wellington walczy dzielnie z Francuzami, a wezwany przypadkowo Elf o włosach jak puch ostu, rzuca na wybrane osoby czar.
Historia stworzona przez Susannę Clarke z pewnością wymyka się łatwej ocenie i prostemu zaszufladkowaniu; tak wiele bowiem podjęto tutaj tematów, a dodatkowo ubrano je w niespotykaną szatę przetykaną magią, realizmem, groteską. Pojawi się tu zatem historia rywalizacji dwóch magów, oczami pana Strange'a obejrzymy wojenną rzeczywistość, a dzięki postaciom Arabelli i Emmy przyjrzymy się stopniowej zmianie statusu kobiety w społeczeństwie. Wszystko to oczywiście z pozoru wygląda jak baśń, w której jawa miesza się ze snem, a każde lustro, miska wody czy kałuża są przejściem do elfiej rzeczywistości Faerie.
Specyficzni są tutaj bohaterowie, którzy nieodmiennie kojarzyli mi się z dżentelmenami z Klubu Pickiwicka K. Dickensa. Pan Strange zachwycił mnie swoim uporem i realistycznym podejściem do magii, a pan Norrell ujął mnie swoją obsesyjną miłością do książek i niechęcią do ich pożyczania. (skąd my to znamy!). Nie są to czarodzieje jakich znamy z powieści Tolkiena czy choćby Rowling. Nie mają różdżek, powiewających peleryn. Ich największą miłością są książki, które wyzwalają w nich dojmujące pragnienie, by w spokoju móc się edukować, rozwijać i dokształcać.
Bardzo fajnym dodatkiem i uzupełnieniem do lektury są przypisy (niekiedy na kilka stron), w których znajdziemy historie, do których w swoich przygodach nawiązują bohaterowie.
Omawiane wydanie składa się z 3 tomów, dzięki czemu wystarczy tylko przewrócić stronę, by móc czytać dalej.
Akcja powieści toczy się nieśpiesznie, przez co początkowo trudno ze sobą połączyć niektóre elementy. Autorka nie pędzi z fabułą, zresztą ten kto będzie oczekiwał spektakularnych efektów szybko się rozczaruje. Cała historia ze stopniowym wprowadzaniem bohaterów snuje się jak dymek z zapalonej fajki. Hipnotyzuje kształtem, uwodzi owocowym zapachem wiśniowego drzewa, kusi słowami.
Krzywdą dla tej powieści byłoby rozpatrywanie jej tylko na jednej płaszczyźnie. Kryje się w niej sporo odniesień do naszej historii, do kondycji człowieka u początku wieku. Jest to również opowieść o zawiłych relacjach międzyludzkich, o pogoni za własnymi marzeniami, sławą i potęgą, o samorealizacji, często kosztem naszych bliskich. Okazuje się, że gdy przychodzi opamiętanie, często jest już za późno.
Książka słusznie trafiła do grupy Uczta Wyobraźni. Piękna i prosta w swej wymowie, a jednak tak niezwykła, na długo zapada w pamięć i zachęca, by za jakiś czas do niej wrócić.
Perypetie panów Strange'a i Norrella powinien przeczytać każdy miłośnik dobrego fantasy. Książka spodoba się również tym czytelnikom, którzy lubią londyńskie, mgliste klimaty.
Recenzja pochodzi z blogu: W Pępku Trójmiasta