"- Proszę, próbuję Cię zrozumieć. Jak mogłaś zrobić swojej mamusi krzywdę?! - usiadła na moich kolanach i szepnęła tym swoim słodkim głosikiem.
- Lubię jak ludzi boli, a ty?"
Zaskakujący i nieprawdopodobny w swej wymowie thriller psychologiczny z naprawdę dużą dozą tych odniesień psychologicznych, ale też socjologicznych i społecznych. Tu nic nie jest takie jak się wydaje.
Christopher i Hannah to szczęśliwe małżeństwo, które po wielu latach bezskutecznych starań o dziecko, decyduje się na adopcję. Właśnie wtedy na ich drodze staje Janie. Skrajnie zaniedbana dziewczynka, mająca na ciele liczne ślady mogące świadczyć o przemocy fizycznej, trafia do szpitala gdzie oboje pracują. Mała pacjentka szybko skrada serce doktora, który jest nią zauroczony. Mimo początkowych wątpliwości oraz obaw racjonalniej i analitycznej Hannah, para adoptuje dziewczynkę.
I od tego momentu akcja zdecydowanie przyspiesza. O ile przez pierwszą część opowieść nieco się ciągnie, o tyle dalsze losy wciągają czytelnika w wir emocji, strachu, współczucia, ale też złości i niedowierzania, do czego może się posunąć 6-latka.
Książka porusza kilka ważnych zagadnień, od problemu maltretowania dzieci i blizn, traum jakie zostawiają na ich psychice, poprzez aspekt adopcji dziecka z problemami, która jest ogromnym wyzwaniem, aż po system opieki społecznej i jej skądinąd niewydolne funkcjonowanie.
Narracja prowadzona jest z pozycji każdego z małżonków oraz pracownicy opieki społecznej, Piper. A równolegle z opisywanymi wydarzeniami uczestniczymy w policyjnym przesłuchaniu, mającym na celu wyjaśnić "sekrety" tej sprawy, z zabójstwem matki dziewczynki włącznie. I owszem dowiadujemy się tego wraz ze szczegółami, ale jednak finał nieco rozczarowuje. Zakończenie jest jakby falstartem, następuje kumulacja zdarzeń i nagle - koniec, bez należytego nakreślenia sytuacji. Jakiś epilog też byłby wskazany.
Autorka w ciekawy sposób przedstawiła małą Janie, która budzi skrajne emocje.
Miła, słodka i urocza, gdy to się opłacało by chwilę później pokazać mroczne oblicze, kiedy coś lub ktoś jej się nie podoba. Wytrawna manipulatorka zafascynowana bólem, cierpieniem i krwią. A to co mnie przerażało najbardziej to jej złośliwy uśmiech, gdy robiła krzywdę. Niestety jako, że wykazywała zespół cech dziecka maltretowanego, tłumaczono jej zachowanie, które wydawało się zupełnie adekwatne - według terapeutów. Postać ta jest złożona i trudna do jednoznacznej oceny dla czytelnika, dlatego tak intryguje.
Christopher to taki dobry mąż i człowiek, odnosi sukcesy i jest oddany żonie, ale do ideału mu daleko. Moim zdaniem nie przeszedł próby w "starciu" Janie i Hannah. Jego zaślepienie miłością do dziewczynki było mocno irytujące i nie udało mu się stanąć na wysokości zadania.
W dużej mierze to stronnicze zachowanie doprowadziło jego żonę do ostateczności. Hannah to rozsądna i empatyczna osoba, potrafiąca dużo znieść, ale do czasu. Zatrważające jest do czego może doprowadzić ciągły lęk, brak zrozumienia i pomocy oraz niepewność, którego kobieta doświadczyła we własnym domu.
Również postać Piper dużo wnosi. Z jednej strony jest mocno zaangażowana w pomoc dziewczynce i przyszłym rodzicom adopcyjnym, zaprzyjaźnia się z nimi, ale z drugiej popełnia szereg zaniedbań. A jak się na końcu okaże, to właśnie jej zaniedbanie pociągnęło lawinę nieszczęść i śmierci.
W moim odczuciu trochę za mało uwagi poświęcono zamordowanej matce Janie, a to był równie ciekawy wątek. Postać tragiczna, zaszufladkowana z uwagi na swoją przeszłość, ale czy była tak jednoznacznie zła? Czy może to jednak system zawiódł? Wszak na krzywdę dziecka reagują wszyscy, ale nie na krzywdę dorosłego - tutaj przymykają oczy... Becky nie radząc sobie z dzieckiem szukała pomocy, wręcz o nią błagała. Nie otrzymała jej, więc radziła sobie tak jak umiała. A prawda ujrzała światło dzienne tylko i wyłącznie dzięki jej dokumentowaniu życia w formie nagrań video. I ta prawda była okrutna, chociaż można się było tego domyślić. Tu autorce nie udało się utrzymać efektu zaskoczenia.
Książka jest interesującym thrillerem, ale chyba nieco przerysowanym, co nie zmienia faktu, że zmusza do zastanowienia się nad ludzką naturą. Popularny spór moralny o to czy dziecko staje się złe w obliczu tego co je spotyka, czy też takie się po prostu rodzi i ma w sobie gen zła jest w powieści mocno aktualny. Nie sposób też nie zadać sobie pytania, czy mała Janie stała się tak zepsuta przez to jak była traktowana, czy też dokładnie odwrotnie i to co ją spotkało było jedynie wynikiem jej zachowań, bo tylko tak można było ją okiełznać i zapanować nad jej złą naturą.
Historia zostawia czytelnika w szoku, ile nieszczęść może przynieść mała, biedna, skrzywdzona dziewczynka. I jak bezbronni w obliczu ogromu zła są dorośli - nawet sami rodzice. Jak zawodny jest system i opieka społeczna, z terapeutami włącznie.
Czego mi tu natomiast zabrakło? Przede wszystkim pociągnięcia wątku życia Bauerów po tym wszystkim. Czy zrzekli się praw do dziecka i co z samą Janie. Jak system i obowiązujące prawo rozwiązały problem. Co się dzieje z takimi dziećmi dalej? Czy kiedyś będą częścią społeczeństwa, czy też będą izolowani dożywotnio? Książka zostawia czytelnika w rozedrganiu emocjonalnym, z szeregiem pytań do refleksji i subiektywnej oceny.