"Niezgodna" to pierwsza część antyutopijnej trylogii, napisanej przez dwudziestodwuletnią autorkę Veronicę Roth. Pisarka urodziła się w Ameryce w 1988 roku. Póki co napisała tylko dwie książki, to jest "Niezgodną" oraz drugą część trylogii "Insurgent".
Społeczeństwo, powstałe na ruinach Chicago zostało podzielone na pięć frakcji: Altruizm, Nieustraszoność, Erudycję, Prawość i Serdeczność. Szesnastoletnia Beatrice należy do tej pierwszej. Wraz z bratem Calebem musi dokonać wyboru... Jak pragnie żyć? W której z frakcji będzie jej najlepiej? Przed uroczystością wyboru przechodzi test, który wskazuje jednoznacznie, które społeczeństwo jest najodpowiedniejsze. Ale czy na pewno? Po przeanalizowaniu wyników Beatrice, kobieta nadzorująca badanie informuje: "Jesteś Niezgodną. Od dziś twoje życie jest niebezpieczne".
Ceremonia przydziału. Każdy z tegorocznych nowicjuszy musi oddać trochę swojej krwi do odpowiedniego dla frakcji, którą wybiera, naczynia. Wybór Beatrice nie jest prosty. Ma do wyboru ogień Nieustraszoności i kamienie Altruizmu. Nie może opuścić bezinteresownych rodziców. Jest ich córką. Zamyka oczy. Przecina dłoń. W pomieszczeniu daje się słyszeć odgłos krwi, syczącej na węglach.
Książka p.t. "Niezgodna" to moje pierwsze spotkanie z Veronicą Roth - co nie dziwi, gdyż napisała tylko tę powieść oraz część następną. Sięgnąłem po nią z kilku przyczyn. Ważniejszą z nich były bardzo chwalące opinie i recenzje, które skusiły mnie do kupna lektury. Inna sprawa to to, iż na okładce wyraźnie napisane jest "Po Igrzyskach Śmierci nadchodzi Niezgodna". Jako wielki fan Igrzysk zostałem w taki sposób zachęcony do lektury. Poza tym, moim zdaniem okładka jest elektryzująca. Duże, płonące oko - znak Nieustraszoności. A pod spodem ogromne miasto. Zapewne Chicago.
Wiele osób porównuje fabułę "Niezgodnej" do "Igrzysk Śmierci". Moim zdaniem nie jest to trafne. Faktycznie, znaleźć można podobne wątki, oraz pomysły, choćby podział społeczeństwa (frakcje i dystrykty) albo ceremonia przydziału (w Igrzyskach dożynki) aczkolwiek na tym porównania się kończą. Akcja powieści "Niezgodna" jest zupełnie inna od książki pani Collins, mogę wam to zagwarantować.
Już w opisie zaintrygował mnie podział frakcje, według cech charakteru. Jest to bardzo oryginalny pomysł, który niesamowicie mi się spodobał. Gdy dowiedziałem się, że główna bohaterka jest Niezgodną (nie pasującą do żadnej frakcji) zacząłem się zastanawiać kim ja bym był oraz... czemu społeczeństwo nie jest wymieszane. Mieszkańcy innych terenów miasta omijają się jak ognia. Trochę mnie to poirytowało, szczególnie, że bycie Niezgodnym grozi śmiercią. Przecież nie każdy musi wpasowywać się w marginesy wyznaczone przez władzę...
Muszę przyznać, iż wiele razy, już na początku książki, lekturę czytałem z zapartym tchem i nie raz czułem "motyle w brzuchu" śledząc pogarszającą się sytuację naszej bohaterki. W książce można znaleźć bardzo dużo zwrotów akcji, które wywracają wszystko do góry nogami. Bardzo mi się to podobało; sytuacje te pchały historię szybko do przodu mimo, że i tak przez całą książkę akcja szła prędko do przodu. Oprócz tego, dużym atutem książki jest wielowątkowość. W powieści przeplata się dużo ciekawych tajemnic. Wiele z nich nie zostaje rozwiązanych. Poza tym, w trakcie czytania książki pojawia się dużo romansów, zerwanych nagłą wojną i śmiercią.
A propos. Bardzo ucieszył mnie fakt, iż pani Roth nie oszczędzała nikogo, aby polepszyć sytuację głównej bohaterki, Beatrice (właśniwie Tris). Moim zdaniem byłoby to sztuczne, gdyby bliscy osób walczących na w wojnie przeżyli, szczególnie, gdy narażali się prawie co chwile, pozwalając Tris uciec. Co prawda miałem nadzieję, że spoiler matka Tris jednak wróci do piwnicy, ale po tym jak upadła na oczach Beatrice na chodnik, wiedziałem że to koniec. Prawdziwe w powieści Veronici Roth było to, że cierpiał każdy, nawet największy osiłek płakał na oczach wszystkich. Nikt nie był na tyle twardy by przetrwać bez urazu nowicjat. Jak w prawdziwym świecie - nie było to naciągane.
Bardzo przypadł mi do gustu sposób, w jaki autorka opisała świat Tris. Jej opisy były treściwe, niekiedy brutalne ale bardzo realne co pozwalało mi wyobrazić sobie praktycznie każde miejsce, w które przenosiła się akcja. Roth nie przynudzała jednak zbędnymi przymiotnikami, pisała prosto, zrozumiale i na temat używając prostego języka, zrozumiałego dla każdego nastolatka. Poza tym bardzo umiejętnie opisała rozterki w umyśle szesnastoletniej Beatrice. Pisała tak, jakby była nią i przeżywała to samo co ona, co dodawało naturalności i ożywienia lekturze. Musze przyznać, że z przyjemnością czytałem przemyślenia bohaterki i za każdym razem zaskakiwały mnie jej nagłe decyzje; akty buntu przeciw dawnemu życiu.
Jak w każdej dobrej książce w końcu musiało zdarzyć się coś złego. Zaraz po zdaniu nowicjatu i oficjalnym przyjęciu w szeregi Nieustraszonych rozpoczyna się wojna. No właśnie... Jest to jeden z minusów książki. Moim zdaniem, ta walka rozpoczęła się za szybko. Miałem dziwne odczucie, że Roth chce przyspieszyć ten moment i bez zbędnych opisów i dialogów już kilka godzin po ceremonii rozpoczyna wojnę. Wydało mi się to trochę... dziwne, przereklamowane. Ale przystanąłem na to, bo nie miałem innego wyjścia. Faktycznie, jak zwykle, wojna bardzo mnie zaskoczyła niesamowitymi zdarzeniami, które zmieniały bieg całej historii (było ich tam pełno) a ostatnie kartki czytałem z prędkością światła, ale mimo to sądzę, że Roth mogła powstrzymać się z wojną i opisać jeden normalny dzień po ceremonii i dopiero następnej nocy przystąpić do działania.
Co w książce było przyczyną wojny? To, co zawsze. Żądza władzy, narastający konflikt między frakcjami i fałszywe oskarżenia. Znajome prawda? Pani Roth pokazuje w swojej powieści, że to, co dzisiaj jest powodem problemów, w odległych czasach również nim będzie... w końcu ludzie się nie zmieniają. Podział na frakcje miał wpłynąć pozytywnie na społeczeństwo; każdy miał robić to, co leży w jego obowiązkach. Niestety zaczęło to coraz bardziej oddalać od siebie ludzi i oziębiać wobec siebie. Podstawowe wartości frakcji zaczęły umierać a zastępować je zaczęło dążenie do bogactwa i siły. Nie było już choćby współpracy... pracy zespołowej wśród Nieustraszonych. A przecież do było kiedyś ich priorytetem. Mały świat zamknięty w granicach Chicago zaczął się walić i to od podstaw.
Cóż, muszę przyznać, że pani Roth przedstawiła nam bardzo interesujący obraz świata. Niby nie opisywała go za wiele; informacje można było wyciągnąć z dialogów i przemyśleń Tris, a jednak zobaczyć możemy, że mógłby to być zupełnie inny wątek... zupełnie inna książka opisująca historię miasta (a może państewka) powstałego na ruinach Chicago. Bardzo spodobała mi się historia "kraju" gdyż jest inna od reszty. Te tajemnice i zawiłe powiązania były dla mnie atrakcją; sekretem, który przez większość książki próbowałem rozwiązać. Poznawanie prawdy sprawiało mi przyjemność a sądzę, że jest to priorytet każdego pisarza więc na pewno jest to duży plus - odrębna historia miasta, którą czytać można między wersami, pojawiająca się obok wątku głównego, czyli poczynań naszej bohaterki.
Beatrice była szesnastolatką o mocnym temperamencie, który ukrywała przed światem i samą sobą, gdyż takie panowały zasady w Altruizmie. Od dłuższego czasu wiedziała, że nie pasuje do swojej frakcji; wynikało to z jej zachowania, przejawiającego bunt, ciekawość i egoizm, w niektórych przypadkach.
Mieszkała wraz z rodzicami i bratem. Jej ojciec był ważnym radnym w rządzie miasta. Jej matka była zwyczajną altruistką, gotową pomagać bezfrakcyjnym i wszystkim innym dookoła, zapominając o swoich potrzebach. Pod tą łagodną maską trzymała jednak tajemnice, które zmieniłyby bardzo życie Tris. Gdy wyszły na jaw... było za późno.
Jej brat, Caleb to osoba, która nie przejawiała żadnych symptomów, zachowań, wskazujących na to, że mógłby przenieść się do innej frakcji. Był człowiekiem łagodnym, wychowanym, przestrzegającym wszystkich reguł. Posiadał dużą wiedzę i inteligencję. Nawet on, altruista idealny, mógł zmienić znacząco zdanie. Ale jak?
Po kilkunastu dniach spędzonych w kwaterze Nieustraszonych, Tris zmienia się nie do poznania. Mimo, iż przejawia jeszcze zachowania świadczące o jej przywiązaniu do altruizmu, przechodzi niezwykłą metamorfozę. Uwalnia z siebie siłę, która w niej drzemała. Zdaje się odważną, niezależną i buntowniczą Tris. Wciąż jest jeszcze nieśmiała i stara się ukrywać, ale jeśli przychodzi co do czego pokazuje pazur. Między innymi dlatego (ale również z powodu pochodzenia z Altruizmu) staje się obiektem drwin Petera i jego "przyjaciół". Niestety kilka razy zostaje przez nich narażona na śmierć, a mimo to trzyma się, prowadząc swój ukartowany wcześniej plan. Po drodze zakochuje się, choć nie dopuszcza do siebie tego uczucia - tak uczyli ją rodzice.
Druga część trylogi
Bardzo polubiłem główną bohaterkę. Była inteligenta, sprytna i miło było czytać o jej przemianie. Z zamkniętej w sobie, szarej altruistki, zmieniła się w waleczną i honorową nieustraszoną. Bardzo podziwiałem ją za odwagę i zastanawiałem się, w jaki sposób mogła przeżyć tyle bólu fizycznego jaki przeszła w nowicjacie oraz tyle bólu psychicznego po stracie najbliższych (choćby po samym odejściu od frakcji), albo po zobaczeniu i to niejednokrotnym, swoich oraz czyichś lęków a potem... przeżycie ich w prawdziwym świecie.
Jednocześnie bardzo się cieszyłem, gdy podejmowała buntownicze decyzje i bawiła się z innymi. Sam nie raz wyobrażałem sobie siebie, przywiązanego do pętli i zjeżdżającego z dachu stupiętrowca. Muszę przyznać, że bardzo chętnie bym to zrobił i zazdroszczę bohaterce.
Jest to osoba pozytywna, inteligenta i nigdy nie irytowały mnie jej postępowania, jak to ma miejsce, czytając inne lektury. Jest silna emocjonalnie, duchowo i również fizycznie. Jest.... Niezgodna.
Cóż jeszcze mogę powiedzieć? Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie ta lektura. Cieszę się, że ją przeczytałem i sądzę, że moją powinnością jest ją polecić wszystkim, niezależnie od płci. Nie wiem czemu, ale Igrzyska czytało mi się lepiej; udziela mi się widać porównywanie tych dwóch książek. Mimo to, gdy akcja rozkręciła się na dobre, nie zauważałem kiedy kolejne dziesiątki stron zostawały w tyle. Dzieło pani Roth oceniam na 9/10.