Nauczona doświadczeniem, do debiutów podchodzę z dużą dozą ostrożności. Tak samo było w wypadku pierwszej książki Wojciecha Zawioły Jest takie miejsce… W końcu, co prezenter sportowy może powiedzieć o wojnie i o miłości – myślałam sobie, czytając opis na okładce. Okazało się, że byłam bardzo niesprawiedliwa w początkowej ocenie, bowiem jego dzieło wstrząsnęło mną, wzruszyło, wywołało uśmiech i zmusiło do wielu refleksji.
Narratorem powieści jest Wojtek, dziennikarz, który podczas pewnego popołudnia spędzanego w parku poznaje dość niezwykłą parę. Basia i Henryk to sympatyczni i z pozoru nie wyróżniający się niczym staruszkowie. Jednak historia ich życia, której początek opowiada pani Barbara okazuje się tak wciągająca, że wkrótce redaktor staje się częstym gościem w ich domu, by przy szarlotce i kawie wysłuchiwać kolei ich losu. Przenosimy się w przeszłość – do okresu II wojny światowej i powstania warszawskiego. To właśnie wtedy Barbarę i Henryka połączyła pierwsza i piękna miłość, by po krótkim czasie ich rozłączyć. Dowiadujemy się, jak wyglądała zniszczona, a potem odbudowywana Warszawa, jak żyli ludzie i jak radziła sobie siedemnastoletnia wtedy Basia. Historia jej życia opowiadana jest z zachowaniem kolejności chronologicznej. Autor dawkuje nam informacje, przerywając je często w najciekawszych momentach. Podczas tych przerw poznajemy bliżej Wojtka, jego rodzinę i pracę, a także przemyślenia na temat usłyszanej opowieści.
Jest takie miejsce… to chyba najpiękniejsza książka, jaką miałam okazję ostatnio przeczytać. Jej bohaterowie, a zwłaszcza Barbara, o której wiemy najwięcej, są tak rzeczywiści i wielowymiarowi, że mogliby być postaciami realnymi. Rozterki młodej dziewczyny, tęsknota za ukochanym, chęć odnalezienia go za wszelką cenę, a z drugiej strony wyrzuty sumienia i niepewność sprawiają, że staje się ona bardzo bliska Czytelnikowi. Współczujemy jej, przeżywamy niepowodzenia i wczuwamy się w sytuację.
Zawsze uważałam, że historia najlepiej smakuje podawana przez ludzi, którzy brali w niej czynny udział. Tak było i tym razem. Autor bez zbędnej koloryzacji i dramatyzmu przekazuje nam ustami Basi, jak żyło się ludziom w czasach wojny i tuż po niej. Obserwujemy odbudowującą się z gruzów Warszawę i razem z jej mieszkańcami płaczemy nad zniszczoną doszczętnie stolicą. Wraz z biegiem powieści przeżywamy kolejne lata, poznajemy nastroje społeczne w Polsce i zróżnicowane poglądy polityczne jej mieszkańców. Mimo wielu tragicznych i wyciskających łzy z oczu momentów, nie odnosimy wrażenia, że autor przesadza, czy celowo gra na naszych emocjach. Mam przecież świadomość, że rzeczywiście tak było, a nieco starsi Czytelnicy wiedzą o tym doskonale.
Jedynym mankamentem powieści jest to, że autor zbyt wiele uwagi poświęca poczynaniom i życiu osobistemu Wojtka. Z jednej strony to całkiem udany zabieg na trzymanie Czytelnika w napięciu i oczekiwaniu na ciąg dalszy właściwej historii. Z drugiej jednak, można stracić cierpliwość czytając o codziennych, mało znaczących czynnościach dziennikarza.
Lektura książki Jest takie miejsce… to idealny wybór na melancholijne jesienne popołudnie. Czytając o głębokim uczuciu, jakie żywili do siebie jej bohaterowie zrobi nam się ciepło na sercu. Będą też momenty wyciskające łzy wzruszenia, a nawet smutku. Jest to wartościowa i skłaniająca do refleksji książka, którą polecam każdemu wrażliwemu człowiekowi. Wszystkim początkującym autorom życzę tak udanych debiutów, bowiem pan Zawioła stworzył coś pięknego i nietuzinkowego.