Nie wiem, czy jest lepiej czy coraz gorzej. Nie wiem nawet, czy dla człowiek lepiej być optymistą ideowym czy konstruktywnym pesymistą. Nie wiem też, czy zjawisko zmienności na poziomie ludzkiej perspektywy potrzeb i oczekiwań można jakoś obiektywizować poszukując faktów i trendów. Już nawet analizując suche dane układające się w jakieś tendencje można podsumować różnie, wyciągać zupełnie niespójne wnioski. Wydaje mi się, że często jest tak, że by w jednym miejscu było lepiej, w innym musi być gorzej. A może to tylko moja tendencyjna perspektywa przeniesiona z fizyki układów otwartych czy izolowanych, gdzie entropia i energia podlegają zasadom bilansu? Wartością książek, które wydobywają ze świata pewne elementy by opisać ich progres i regres czasowy, jest ewentualna zdolność perswazyjna autorów. Czasem, jeśli lektura jest solidna, można dzięki niej zmodyfikować własne przekonania, utwierdzić się w czymś, nauczyć czegoś. Młody dziennikarz Mark Juddery pozbierał własne przemyślenia w książce „Coraz lepiej. Dlaczego świat nie schodzi na psy”. Wyszło poniżej oczekiwań, szczególnie w związku z ostatnimi rozdziałami. Jednocześnie w kilku zagadnieniach autor okazał się zaskakująco wnikliwy.
Lektura okazała się dość nierówna, zdecydowanie popularna, z licznymi kolokwializmami, a przez to lekka w odbiorze. Poważne tematy z reguły zostały dotknięte oczywistymi stwierdzeniami (to nie znaczy, że niewartymi uwagi, bo czasem trzeba zacząć od pewników, by rozbudować je o wyjątki, które nie mogą przysłaniać swoją atrakcyjnością powszechnie znanych fundamentów, nawet banalnie nudnych). Juddery postawił sobie zadanie w sumie niemożliwe – pokazać, że żyje nam się lepiej, a jednocześnie wskazać, jak czasami buntujemy się przeciwko takiemu uogólnieniu poprzez praktykę błędów poznawczych. Ponieważ dziennikarz nie dochodzi we wnioskach do radykalnych stwierdzeń (poza kilkoma wyjątkami, o czym niżej), to moje zasadnicze uwagi metodologiczne dotyczące konstruowanych przez niego analiz muszę tonować. Więc je zaledwie wymienię. Brakowało mi rozgraniczenia perspektywy człowieka i jego kultury od faktów o świecie, które dostarcza nauka. Zbyt lekko Juddery dokonywał czasowo-przestrzennych przeskoków w subiektywnym doborze faktów i zdarzeń, by łatwiej uzasadniać hipotezy.
Oczywiście wspomniane fakty banalne – służba zdrowia, prawa kobiet, prawa dzieci, prawa zwierząt, powstanie demokracji (która w myśl aktualnych zasad budujących prawa człowieka jest zaskakująco krótko praktykowana, a ekskluzywna staro-grecka agora wypada całkiem blado) – to bezdyskusyjne składniki poprawy jakości życia. By spierać się z autorem, trzeba mieć jakieś poglądy. Ponieważ nie wiem, w jakim stopniu to, co nas spotyka w ostatniej dekadzie (**) powinno rzutować na status odpowiedzi na kluczową hipotezę ‘jest coraz lepiej’, to konkluzji nie widać na horyzoncie. Nie zgadzam się z różnymi upraszczającymi obserwacjami, na przykład:
„Zasada ‘silniejszy ma rację’ już nie obowiązuje.” (str. 32)
„Obecnie istnieje dobry argument przemawiający za tym, że zmiana klimatu czyni świat lepszym miejscem – przynajmniej na teraz.” (str. 217)
„Wielu wielkich artystów jest o wiele lepiej znanych teraz, niż wtedy, gdy żyli.” (str. 197)
Dobrałem cytaty, by pokazać skalę zmienności wagi tematów poruszanych, stopnia mętności i zawiłości oraz poziomu rozbudowania potrzebnych do nich komentarzy. Pierwsze stwierdzenie, w związku z naturą człowieka, uważam w zasadzie za chybione. Drugie, analizując fakty, trendy i bilans zmian, jest nieprawdziwe. Trzecie jest na tyle ogólne, że nic nie wnosi do zrozumienia problematyki książki. A ta ostatnia właśnie taka jest – ‘rozmazana’ na różnych poziomach ważności, choć nie jednostronna, to w labilności wieloznaczna. Czasami trudno polemizować z autorem mając zupełnie inne priorytety (być może Czukczom życie się stanie mniej surowe, gdy zimy będą lżejsze, ale w zasadzie nie na takim poziomie należy rozpatrywać problem klimatyczny).
Co do zasady martwi mnie łączenie w jedną opowieść faktów dość lekko przywołanych: że Rzymianie ekscytowali się przemocą w Koloseum, że w XVI wieku w Paryżu zbierano się na rynkach by zbiorowo oglądać palenie żywcem kotów, że Bokassa miał zjadać ludzi, że obecnie Leonardo nie uchowałby się jako geniusz, że w 1952 roku w Londynie zmarło tysiące ludzi z uduszenia smogiem, że jazz sto lat temu był czymś niesmacznym dla części elit, że młodzież ma teraz wiele płytkich znajomości social-mediowych, że napoje gazowane szkodzą a nikotyna nie do końca jest w odwrocie, że pracujemy mniej, że … . No właśnie, młodzież. Akurat partie ich dotyczące, zawierają najciekawsze spostrzeżenia, takie nieobarczone trywializacją. Sztafeta pokoleń, w której problemem nie jest młody wiek, to sedno odwiecznego napięcia międzypokoleniowe. Teraz i kiedyś - książki, muzyka i sposób spędzania wolnego czasu – składniki popkultury były i złe i dobre. Adaptuje się dzieła Szekspira, by nie były nudne i by pozbawić je po prostu słabych fragmentów, a nie dla dobra młodzieży która być może i z innych powodów bywa zbyt infantylna (str. 202-204). Trendy są, niektóre niepokoją. Stąd dobrze Juddery przywołał myśli innych autorów:
„(…) te dzieciaki gdzieś się zagubiły i nawet nie zdają sobie z tego sprawy. Nie wiedzą, jak się odnaleźć, bo nie wiedzą ani jak, ani gdzie szukać. Wmawiano im, że mogą być tym, kim zechcą, i w tym procesie zatraciły umiejętność cieszenia się tym, kim są.” (str. 176)
„Im bardziej wypełniamy nasze życie urządzeniami oszczędzającymi czas, tym większy odczuwamy pośpiech.” (str. 240)
Kto, w sednie tych wypowiedzi, jest raczej identyfikowany jako źródło problemu? W złożoności odpowiedzi na to pytanie tkwi według mnie siła tak postawionej problematyki. Oczywiście oba cytaty mogą stanowić inspirację do długich monografii o kondycji człowieka. Dziennikarz jednak po ich przywołaniu zakończył swój tekst trzema wyliczankami – o problemach pierwszego świata, o źle prosperujących państwach, które w ostatnich dekadach z reguły poprawiły jakość życia obywateli (po Id Aminie w Ugandzie musiało się poprawić, bo w przeciwnym wypadku w tym kraju nikt by obecnie już nie żył!) i o XXI-wiecznych bolączkach świata, mimo ogólnej ‘corazlepszości’ według autora. Te ostatnie 100 stron uważam za najsłabsze, bo właściwie nie wiadomo po co się pojawiają. Nie stanowią spójnej opowieści. Są raczej buchalteryjną wyliczanką, której daleko do Pinkera, Huntingtona czy Fukuyamy (***)
„Coraz lepiej” zaczęła się nawet dobrze. Jednak zbudowany w niej świat i opowieść ‘schodzą na psy’ pod koniec. Po prostu autor obniżył wymagania co do jakości budowanej argumentacji w drugie części. Zbył łatwe poruszanie się na różnych poziomach – od socjologii i psychologii, przez historię i antropologię kultury, po ekonomię i politykę – nie wróży dobrze, szczególnie przy przemilczeniu ważnych ustaleń ze świata nauk przyrodniczych. Niestety nie może dziennikarz swojego tekstu zaktualizować (****), by potwierdzić bądź zaprzeczyć podanej perspektywie, jak zadeklarował w podsumowaniu (str. 325):
„Mam (…) nadzieję, że za 20 lat napiszę kolejną wersję tej książki i stwierdzę: ‘Tak, sprawy dziś mają się nawet lepiej niż w czasie pierwszego wydania’.”
Może jestem zbyt surowy. Może kondycja ‘ludzkiej wersji świata’ mnie zbytnio zniesmacza, w przemocy obecnie ponawianej przeraża. Jestem o tyle pesymistą, że musimy się zdecydowanie bardziej starać, niż tylko ‘konsumować życie’ zagłębiając się w, nawet piękne obiektywnie, wytwory ludzkiej pomysłowości. Nadzieja na lepszą przyszłość bez dobrego uzasadnienia to mrzonka.
DOSTATECZNE – 6/10
=======
* © T.Love
** Mark Juddery napisał książkę w 2014 roku.
*** Trzy teksty, szeroko znane, które podczas czytania książki dziennikarza przywoływałem w myślach: „Zmierzch przemocy”, „Zderzenie cywilizacji”, „Koniec historii”.
**** Niestety Mark Juddery zmarł na nowotwór w wieku 44 lat, kilka miesięcy po ukończeniu książki.