„Ogród ciemności” autorstwa Anne Frasier jest kontynuacją powieści „Zew nieśmiertelności”.
Anne Frasier jest pseudonimem amerykańskiej pisarki, twórczyni thrillerów psychologicznych, takich jak „Śmiertelny sen”, „Zabawa w śmierć”, „Zew nieśmiertelności” – Theresy Weir.
Do małej amerykańskiej miejscowości, Tuoneli, zjeżdżają się turyści, zachęceni pojawieniem się w muzeum gablotki z wampirem - Richardem Manchesterem, znanym również jako po prostu „Nieśmiertelny”. No, jego zasuszonymi zwłokami. Gość żył jakieś 100 lat temu. Zjednał sobie ludzi i razem z nimi przeprowadził się ze Wschodu do miejscowości teraz znanej jako Stara Tuonela. Niedługo po ich osiedleniu (, zamieszkaniu, czy coś tam),zaczęli ginąć ludzie. Krążyły plotki, że sprawcą tych nieszczęść jest właśnie Manchester. Inna wersja, ta bardziej oficjalna, mówiła, że to kojoty są odpowiedzialne za śmierć tych ludzi. Jednak ci pozostali przy życiu nie są tak naiwni, odwracają się od Manchestera. W końcu Richard umiera, bynajmniej nie śmiercią naturalną. Niecałe 100 lat później ludzie, chcąc pozostawić tę przeszłość za sobą, przeprowadzili się do pobliskiej miejscowości, Tuoneli.
Jednak nie wszyscy chcą się uwolnić od tej przeszłości. Evan Stroud, który ma alergię na słońce, przez co jest uważany za wampira, jako jedyny pozostał w Starej Tuoneli. Co noc przekopuje ziemię z nadzieją, że się na coś natknie.
Tymczasem do miasteczka przyjeżdża grupa studentów, by nakręcić film dokumentalny, który w rzeczywistości ma tylko ośmieszyć mieszkańców Tuoneli.
A niczego nieświadomi turyści , zachęceni wampirem w muzeum, zjeżdżają się do miasteczka. Niestety, w końcu dochodzi do śmierci. Dwóch śmierci. Ciała zostają obdarte ze skóry (która, nawiasem mówiąc, sobie potem chodzi). Winnego nie ma, więc na kogo (/co) najlepiej zwalić winę? Tak, znowu kojoty.
Hm, mam nadzieję, że niczego nie pominęłam – postaci trochę było (nawet te mniej znaczące najpierw były przedstawiane z imienia i nazwiska, poznawaliśmy częściowo ich przeszłość, by potem mówić o nich ‘ta kobieta, którą zabito’, czy coś takiego. Było to trochę denerwujące na początku, ale potem było już lekko. ;)
Nieprzeczytanie poprzedniej części nie robi wielkiej różnicy – i bez tego spokojnie się zorientowałam się w fabule, nie miałam wrażenia, że czegoś mi brakuje, itd.
Anne Frasier pisze najczęściej krótkimi zdaniami, mam wrażenie, że miało to dodać jakiejś… grozy? książce i czasem może faktycznie tak było, jednak generalnie to mnie po prostu irytowało. Pomijając to, styl autorki jest lekki, więc nie czytało się najgorzej. Ta pozycja jest częściowo jakimś trochę thrillerem o podłożu psychologicznym.
Okładka jest dość mroczna. Fiolet czyni ją taką jeszcze bardziej. Jedyne, co mnie zastanawia to to, jak ona nawiązuje do książki, chociaż może ja po prostu mam jakieś inne wyobrażenie o niektórych miejscach opisanych w książce...
Przyznam, że dość długo czytałam „Ogród..”, choć ma zaledwie 239 stron. Myślę, że jest to częściowo przez styl pisania autorki, jak i fabułę. Ani nie polecam, ani nie odradzam. Według mnie to, czy komuś się spodoba, czy nie, zależy od tego, po jaki gatunek najczęściej sięga.