"7 Razy Dziś" opowiada o Sam - dziewczynie, która wydawałoby się ma wszystko - jest popularna, ma najlepszego chłopaka w szkole, pieniądze, trzy najlepsze przyjaciółki... Wszystko się zmienia po wielkiej imprezie w Dzień Kupidyna - 12 lutego. Ile razy Sam będzie musiała przeżyć ten sam dzień, aby udało jej się czegoś nauczyć? Co ma zrobić aby nastąpił upragniony trzynasty lutego?
Powieść pani Oliver zdecydowanie ma coś w sobie, jednak jest wiele innych książek tego typu, które są zdecydowanie lepsze. Język w "7 Razy Dziś" potrafił mnie często poważnie zirytować. Słowa typu: dziwka, suka, szmata, gówno, kurwa w kółko używane w wypowiedziach Sam i jej przyjaciółek, były według mnie zupełnie zbędne... Denerwowało mnie też samo zachowanie dziewczyn. Ich przekonanie, że są najlepsze, że wszystko im się należy, że mogą robić co chcą. Jak mnie tacy ludzie irytują.
"Jeśli przekroczysz pewną granicę i nic się nie dzieje, to granica traci znaczenie."
Sam była kiedyś zwyczajną dziewczyną, mało popularną, ale szczerą wobec samej siebie. Niestety pewnego dnia jej priorytety się zmieniły, a że miała okazję wejść do grona "tych fajnych" to skorzystała. No i co się z nią stało? Jej kontakty z rodziną pogorszyły się, przestała robić to co kocha i zmieniła się w fałszywą dziwkę, która zamierzała przespać się ze swoim chłopakiem tylko po to aby mieć to już za sobą.
Muszę przyznać, że przez większość mojego czasu spędzonego z tą książką strasznie się męczyłam. Walczyłam ze sobą, aby nie odkładać jej na półkę. Irytowały mnie w zasadzie wszyscy główni bohaterowie. Juliet - szkolne popychadło, po wielu latach znęcania psychicznego stała się bardziej warzywem, niż dziewczyną. Nie do końca wiem, co w niej było nie tak, ale po prostu mnie wkurzała od początku do końca. Lindsay... Tutaj można by dużo pisać. Typowa szkolna "panna popularna", pyskata, pewna siebie. Dopiero pod koniec książki okazuje się, że tak naprawdę była zakłamana i przerażona tym, że ktoś może odkryć jej najskrupulatniej ukrywany sekret.
Kogo mamy dalej? Ally i Elody - dodatkowe dwie dziewuchy, którym udało się wybić na szczyty popularności i po prostu sobie egzystują. Do zbiorku dochodzi nam oczywiście Rob - typ głupiego sportowca. Tępy wzrok, zaniedbanie higieny osobistej, pijackie imprezy i spowolnione myślenie to jego główne cechy.
Jedyną postacią, dla której udało mi się wytrwać do końca był Kent - przyjaciel Sam z dawnych czasów - z czasów, kiedy była szkolnym zerem. Gdy zaczęła zadawać się z Lindsay, chłopak poszedł w odstawkę bo nie był już tak fajny. Jednak on przez cały czas próbował się do niej "dostać", przemówić do rozsądku. Szkoda, że Sam zauważyła to tak późno...
"Niebo akurat wygląda dokładnie tak samo. Pewnie na tym polega cała tajemnica, kiedy próbuje się wrócić do przeszłości. Trzeba spojrzeć w górę."
Można by powiedzieć, że książka zaczęła się dość ciekawie rozwijać w okolicach 5-6 dnia. Sam zaczęła mądrzeć, chciała pomóc Juliet, coś zmienić, doprowadzić do takiego wydarzenia, które zatrzyma pętlę, która zamknęła ją w piątek 12 lutego. Niestety bardzo się zawiodłam. Na początku inteligencja Sam była na poziomie co najwyżej głupiutkiej sześciolatki. W środku jej poziom IQ był w miarę proporcjonalny do wieku. A na końcu... aż szkoda gadać.
Zakończenie książki "7 Razy Dziś" bardzo mnie rozczarowało. Nie wiem czy autorce odechciało się pisać i po prostu zakończyła powieść bez żadnego większego sensu. Nie mam bladego pojęcia co ją popchnęło do czegoś takiego. Jak dla mnie czysty bezsens.
Podsumowując, książka nie za bardzo przypadła mi do gustu. Głupota bohaterów dobijała mnie, a ich podejście do życia po prostu wkurzało. Nie przekonałam się też do stylu pisania pani Oliver - wulgarne i za bardzo "luzackie" słownictwo przeplatało się co chwilę z "głębokimi" przemyśleniami Sam, co w zestawieniu tworzyło kiczowatą całość. Nie polecam.