Dzisiaj mam dla Was recenzję książki, która będzie miała premierę 18 września tego roku.
Serdecznie dziękuję wydawnictwu Otwarte za możliwość przeczytania i zrecenzowania dla Was tak ciekawej lektury, jaką jest „Perfekcyjna żona”.
Jeśli jeszcze się zastanawiacie, czy ją zamówić, to już możecie przestać myśleć i klikać czy prędzej w księgarniach w przedsprzedaż.
Ale teraz więcej o samej książce.
Jest to rasowy thriller psychologiczny. Jeśli o mnie chodzi, to w 100% moje klimaty. Jestem informatykiem z zawodu i nie są mi obce wszelkie opisy w tej książce. Ba! W momencie, kiedy pojawił się kawałek kodu programu, rozkminiałam czy jest poprawny, czy tylko machnięte kilka specyficznych linijek na potrzeby fabuły. Także wiedzcie, że sięgając po nią jest troszkę opisów, nad którymi się zastanowicie, ale generalnie Autor wszystko ubrał w takie słowa, że każdy zrozumie co i jak. No i sztuczna inteligencja, czyż nie jest to zapowiedzią wręcz apokaliptyczną? Wiele mamy na rynku książek, seriali czy filmów na ten temat, ale jednak tutaj J.P Delaney dał radę i nie stworzył kolejnej, bliźniaczo podobnej opowieści. Jest ciekawie, a cała historia mrozi krew w żyłach, bo spotkać może to każdego i każdy z nas mógłby zareagować inaczej. Chodzi tu o stratę ukochanej osoby i fakt, jak się przechodzi żałobę. Nie, nie jest to ckliwy dramat, to bardzo dobry thriller.
Opowieść kręci się wokół Abbie, która budzi się w szpitalu po wypadku. Jak jej tłumaczy mężczyzna, podający się za jej męża, po pięciu latach od tego strasznego wypadku udaje się ją przywrócić do normalnego życia i jest cudem. Owszem, jest, tylko jak już sami się przekonacie, to wcale nie jest cud medycyny… ale o tym doczytajcie sami, bo zdziwicie się konkretnie.
Ogólnie całość przebiega bez jakichś zwrotów akcji i tempa sprintera, ale wydaje mi się, że to ma swój urok. Brnie się przez historię niemal wyobrażając sobie siebie w takiej sytuacji. Też to, jak poprowadzona jest narracja, tak jak byśmy to my byli główną bohaterką, sprawia, że jeszcze bardziej stawiałam się na jej miejscu. Przerażające.
Im dalej w las, tym więcej kłamstw, tajemnic i Autor odkrywa przed czytelnikiem kolejne tajemnice, jedocześnie tłumacząc krok po kroku, skąd się biorą elementy powieści. W to wszystko jest też wplątany chłopiec. Autystyczne dziecko. Fajnie, że pokazane jest, że nie tylko trzeba zawsze postrzegać takie dzieci pozytywnie i za wszelką cenę patrzeć przez różowe okulary, ale trzeba też zauważać wady. A główną jest to, że taki człowiek nigdy nie będzie samodzielny i zawsze będzie wymagał pomocy rodziców i innych osób. Czy można kochać tak bardzo takie dziecko, żeby mu ulżyć w cierpieniu i zwyczajnie je… no właśnie, co? Dowiecie się z tej lektury. Pan Delaney świetnie przeplata losy bohaterów i dzięki temu pokazuje ich uczucia, relacje, a przy okazji straszy nas, że w przyszłości sztuczna inteligencja może zacząć uczyć się tych uczuć. Z drugiej strony może się okazać przełomem w kontakcie właśnie z dziećmi autystycznymi czy osobami, które nie mogą się komunikować z normalnymi ludźmi.
Za to zakończenie książki nieco wbija w fotel. Jest tak potężny element zaskoczenia, że wręcz oczy się szerzej otwierają! Nie czytałam innych książek Autora, ale mam nadzieję, że są tak samo dobre, bo muszę je przeczytać po tak dobrej lekturze.
Podsumowując, Delaney jest dla mnie odkryciem naprawdę ogromnym. Jak uwielbiam thrillery, tak on trafia na mojej liście autorów do czołówki. Dla mnie mistrzostwo świata jeśli chodzi o poprowadzenie całej akcji. Powoli, nie spiesząc się nigdzie, ale i nie pisząc na siłę na akord stron. Wprowadza człowieka w swój świat, swoją wyobraźnię i prowadzi na głębokie wody nauki, ale też problemów tak zwyczajnie ludzkich, a jednocześnie tak omijanych i traktowanych jak tabu.
Dla mnie jedna z lepszych książek w tym gatunku. Ocena ode mnie to 8/10 gwiazdek. Polecam, bo warto. Zobaczycie, gdzie może zaprowadzić człowieka ambicja podsycana tak silnymi emocjami, jak żal po utracie ukochanej osoby.