''Gnatkowskich rzecz jasna zostawiłam, bo to prezes a prezes to prezes. Pan prawdziwy to pan prawdziwy, chociaż z wyglądu podobny do chama''
Słyszeliście na pewno takie powiedzenie, że można wyhodować węża czy żmiję na własnym łonie. Właśnie to przydarzyło się Genowefie Smoliwąs. Wyhodowała węża we własnym łonie, w osobie swojego synalka, tytułowego Januszka. Będę w tym miejscu sarkastyczna, ale powiem, że widocznie Smoliwąsowa, zupełnie o tym nie wiedząc, stosowała już wtedy, w kilka lat po wojnie ''wychowanie bezstresowe'' tak modne obecnie wśród współczesnych rodziców, chociaż nikomu wtedy jeszcze nie przyszło do głowy tak tego nazywać. Januszek, niestety z rodziców miał tylko matkę zapatrzoną w niego jak w obrazek. Ojca mu ''Niemce'' zagazowali w obozie, jeszcze przed jego, Januszka urodzeniem. Genowefa, pracując na trzech, albo i w porywach czterech etatach, starała się swojemu jedynemu synkowi przysłowiowego nieba przychylić. A co udało jej się wychować ? Przeczytajcie, bo na prawdę warto, zwłaszcza rolę poglądową książka może, odegrać ukazując młodym rodzicom jak NIE ! wychowywać dziecka.
Jakiś kilka lat temu, przypadkiem udało mi się obejrzeć mini serial nakręcony na podstawie tej książki z rewelacyjnie zagraną rolą matki Genowefy Smoiliwąs, przez radziecką aktorkę o nazwisku Lidiya Fedoseeva - Shukshina (te jej przepastne jak otchłań smutku, oczy). Teraz udało mi się przeczytać książkę i stwierdzam, że jest jeszcze lepsza niż film, choć nie przeczę, że film był dość wierną adaptacją książki. W ramach ciekawostki dodam jeszcze, że swojej roli, wcale nie małej doczekał się też w tym mini serialu młodziutki Mirosław Baka jako Stasiek Wątroba, kolega Januszka. Polecam więc i film i książkę.
Co jeszcze w książce ? Oczywiście cała historia Januszka i jego matki nie jest osadzona w próżni, tylko w siermiężnej rzeczywistości powojennej i socjalistycznej Polski. Przyjrzymy się więc jak wtedy według autora książki, Sławomira Łubińskiego, wyglądała nasza polska rzeczywistość. Zaręczam, że jest w tej pozycji kilka celnych spostrzeżeń i ciekawostek. Język powieści jest prosty i bardzo dobrze się czyta. Cała historia jest właściwie monologiem matki Januszka, która skończyła tylko cztery klasy przedwojennej szkoły powszechnej, ale bardzo się stara wysławiać porządnie. Na koniec jeszcze przytoczę dwa cytaty , abyście mieli pojęcie o czym mówię :)
''Niech tylko jakieś ciekawsze słowo w jedno jej ucho wpadnie, to chwilę później z drugiego dziesięcioma braciszkami wyleci'' - tak się rodzi plotka :)
''Umieć przecież za dużo nie trzeba, wystarczy podłóg mody się ubrać i wydzierać ile sił w gardle''
A ten cytat, tuż powyżej, tyczył się ówczesnej młodzieżowej muzyki, mniemam, że wtedy chodziło o big - bit, ale czy nie przypomina wam i czegoś bardziej współczesnego ?:)
Książka jest rewelacyjna, chociaż bardzo smutna w moim odczuciu.