Treść tej powieści jest bardzo smutna, zakorzeniona od lat w duszy Wojtka lecz postanowiłam nie owijać ani ładnymi słowami, ani tym bardziej koloryzować oddalając się od fabuły. Odłożę puder i nie zataję prawdy, która trwoży i zabija jednocześnie. Dosłownie – zabija za życia, powoli, acz skutecznie – powoli, acz sukcesywnie zabija dorosłego człowieka. Najpierw jego wnętrze, potem duszę. Z wiekiem zadomawia się w umyśle i wchłania myśli oraz, co najgorsze – emocje i uczucia, potem słowa i czyny. Człowiek staje się naczyniem zła, pojemnikiem na traumę. Jedynym ratunkiem jest zniszczenie owej otoki, rozbicie jej, bo tylko tak można oswobodzić ciało zbrukane przez długie lata. Trzeba nauczyć się oddechu, wiary w innych i nie bać się siebie, ani swoich słów. Nie bać się być sobą wyzbytym z barier i ograniczeń.
Dlaczego? Wystarczy zagłębić się w historię Wojtka z „Piętna dzieciństwa”, obecnie mężczyznę z idyllą w tle. Rodzina, praca, dobre stanowisko, świetlana przyszłość wyłożona karierą. I nieodzowny uśmiech poza progiem własnego domu. Lecz to tylko jedna strona brokatu migoczącego dla innych. Błyskotki skrywają ból, dziwną czerń i wiecznie odtwarzane projekcje filmów z przeżytych lat. Lat u boku ojca – tyrana, ojca – despoty, ojca – sadysty. Ojca, który nie był ojcem do przytulania, czy rozmów. Ojciec był od bicia. Jego twarz, twarde drewniane krzesło, rzeźbiona misternie komoda z szerokimi szufladami i nieodłączna muzyka znienawidzonego Bizeta. Codzienność. Ciągle to samo, schemat. Jednak towarzyskie spotkania ojca z synem nie powinny tak wyglądać. Ręce na ścianie, widok ściany, lekkie pochylenia do przodu, ojciec ściągający pasek od spodni. I ból, wszędzie, na całym ciele. Raz, dwa, trzy... do dwudziestu. Tak wygląda obraz domowego ogniska, dorastania Wojtka i poznawania świata. Dlatego po latach nagle wzbierający nadmiar emocji nie znajdował drogi ujścia. Wojtek nie znał takich doznań i nie potrafił sobie z nimi poradzić, nie potrafił ich zdefiniować. Bał się ich, jak własnego ojca. Nienawidził wręcz. A teraz, będąc dorosłym, wybierał drogę ucieczki, od biernej zgody na ich panoszenie się w nim.
Związki z kobietami? Nie układały się, a co gorsze nie miały ku temu zbyt wiele okazji. Jego żona miała dwójkę dzieci, które były dziećmi jego ojca – tyrana. Pod swoim dachem z niekochaną żoną wychowywał...własne rodzeństwo. Robił to dla dzieci, by uniknęły tego, co on. Bo to było złe, a one są niczemu nie winne. Ojciec od bicia nie miał prawa niszczyć więcej żyć, jak tylko jego. Ochraniał więc kogo mógł. Jednak życie, tak życie pisze własny scenariusz. Nie ochronił dziewczyny przed ciążą, która nosząc jego dziecko miała za jego prośbą dokonać aborcji. Ale... po sześciu latach Wojtek dowiaduje się, że ono żyje i jest dziewczynką z pięknym, rudymi lokami.
Czy na wszystko jest już za późno? Kto ma tu ostatnie słowo?
Autorka dotyka bardzo bolesnej prawdy o nas. Wszelakie traumy, jakie nosimy w sobie znajdą i tu swoje odzwierciedlenie. Poniżanie słowami, czy czynami, nie chwalenie, nie głaskanie – wszystko to kole nas w dorosłym życiu. Piętno z dzieciństwa daje o sobie znać w dorosłości. Leczenie, uzdrawianie samego siebie... szukanie właściwej drogi do odpowiedniego celu. Tak postępuje Wojtek, tak winni postępować wszyscy, którym na czymś jeszcze w życiu zależy. Samotnie lub wspólnie, na drodze do wyzdrowienia może iść razem wiele osób jednocześnie. Trzeba wyzbyć się balastu i ciemności, która zaciemnia obraz wszystkiego. Autorka skrzętnie prowadząc bohaterów, daje nam szansę na personalizację z nimi. Może to ty? Może ktoś ci bliski? A może to ten sąsiad z drugiego piętra, co ma trzy koty, bo nie potrafi kochać żadnego człowieka? Stojąc obok patrzymy oczyma pisarki i bez oceniania życzymy szczęścia. Bo każdy na nie zasługuje.