Dianne Dixon jest scenarzystką telewizyjną i dziennikarką radiową a przez pewien czas uczyła twórczego pisania w jednym z kalifornijskich uniwersytetów. Dzięki uprzejmości serwisu nakapanie.pl miałam możliwość zapoznać się z jej debiutancką powieścią pt. „Język sekretów”.
Bohaterem powieści jest Justin Fisher kierujący jednym z londyńskich hoteli, który dostaje propozycję pracy w Santa Monica w Kalifornii. Justin urodził się w Los Angeles, mieszkał wraz z rodzicami i dwoma siostrami w jednorodzinnym domku przy Lima Street 822 ale odkąd zaraz po maturze wyjechał na studia do Bostonu a później do pracy w Europie zerwał wszystkie kontakty z rodziną. Teraz po powrocie w rodzinne strony Justin namawiany przez żonę Amy postanawia odbudować zerwane więzi z najbliższymi. Jednak okazuje się to bardzo trudne – jego dawny dom został sprzedany a jedyny trop prowadzi do domu opieki w którym przebywa ojciec Justina. Tam dowiaduje się, że ojciec zmarł dwa tygodnie wcześniej. Na cmentarzu znajduje groby obydwojga rodziców oraz, co wprawia go w uzasadnione przerażenie, swój własny nagrobek z którego wynika, że… zmarł w wieku czterech lat.
Justin nie może sobie poradzić z zaistniałą sytuacją, podejmuje nawet próbę samobójczą z której ratuje go sąsiad, jak się okazuje lekarz psychiatra. Przy jego pomocy Justin rozpoczyna wędrówkę w głąb siebie oraz we własną przeszłość – to co tam znajdzie na zawsze zmieni jego życie ale też w znaczący sposób wpłynie na stosunki z najbliższymi.
Dzieje Justina i jego rodziny poznajemy niejako dwutorowo – z punktu widzenia jego samego i tego co sobie przypomni w czasie psychoterapii oraz poprzez historię jego rodziców. Narracja przenosi czytelnika w czasie pomiędzy rokiem 2005 a latami siedemdziesiątymi ubiegłego wieku. Taka kompozycja utworu znacząco wpływa na jego dramaturgię i trzyma w napięciu aż do końcowego, jak dla mnie zupełnie zaskakującego, rozwiązania.
Książka ma wartką akcję, pokuszę się nawet o stwierdzenie, że widać, że pisała to osoba związana ze światem kina – to świetny materiał na scenariusz filmowy. Postacie bohaterów są wielowymiarowe, nie ma tych zdecydowanie dobrych czy tych zdecydowanie złych, targają nimi emocje, dokonują nie zawsze słusznych wyborów i ponoszą ich konsekwencje. Pod fasadą szczęśliwej i kochającej rodziny Fisherowie kryją swoje mroczne tajemnice i zadawnione konflikty, skomplikowane relacje z przyjaciółmi oraz ze sobą nawzajem. Taka sytuacja nie może obyć się bez ofiar o czym najboleśniej przekonuje się Justin – kilkuletnie dziecko jest bez szans w wojnie prowadzonej przez dorosłych…
Powieść Dianne Dixon ogromnie mnie poruszyła i pomimo iż zdaję sobie sprawę, że to fikcja literacka nie mogę się z niej nadal otrząsnąć. Być może jest tak dlatego, że sama mam małe dziecko i czytając książkę oczami wyobraźni widziałam na miejscu Justina mojego synka. Chwilami nie potrafiłam opanować wzruszenia ale były też momenty gdzie targała mną autentyczna wściekłość na dorosłych traktujących dziecko jak mało wartościowy przedmiot w swoich prywatnych przepychankach. Niestety życie pokazuje, że takie sytuacje nie są jedynie literacką kreacją czy pomysłem scenarzysty filmowego.
Uważam, że książka jest piękną, choć trudną lekturą (szczególnie dla tych bardziej wrażliwych czytelników) i dlatego szczerze ją polecam.