Sposób prowadzenia narracji, etapowo odkrywanie kart, podsyca klimat tajemniczości, jaki panuje w rodzinie. Tajemnice rosną z biegiem lat, tak samo jak oczekiwania poszczególnych członków rodziny. Każdy chowa w sobie jakiś żal. W dzieciństwie zdarzają się drobne incydenty, które budują świadomość przyszłego dorosłego. Dorosły obiera często inną od zamierzonej drogę na przyszłość, co tez może z czasem wywołać gorycz. Człowieka zaczynają wypełniać małe tajemnice, niespełnione marzenia, oczekiwania, które nie znajdują ujścia, a do tego nie potrafimy się tym wszystkim dzielić z bliskimi. Rosnącą frustrację próbujemy przekierować za pomocą zorganizowania życia dzieciom, by to one sięgnęły po sukces, który nas ominął.
Ng w swojej prozie uświadamia, jak to jest czuć się zakładnikiem we własnej rodzinie. Zakładnikiem rodzicielskich nieziszczonych pragnień. Bowiem, okazywana przez rodziców troska, w tym wypadku, nie jest bezinteresowna. Pociąga za sobą oczekiwania, których najstarsza córka nie jest w stanie spełnić zarówno pod względem nauki, jak i nawiązywania kontaktów z rówieśnikami. Osiągając sukcesy na obu polach zapewniłaby sobie przychylność obojga rodziców, rekompensując ojcu brak szacunku i bliższych kontaktów ze strony amerykańskiej społeczności, również tej uniwersyteckiej, a matce nieukończenia studiów i niespełnienia marzeń o byciu lekarką.
Podkreślić należy fakt, że zdarzenia, które dotyczą Lydii mają miejsce w latach 70-tych, zatem trzeba spojrzeć na problem oczami ludzi osadzonych w czasie, gdy nadal istnieje nietolerancja względem wszelkiej odmienności oraz raczkujące równouprawnienie. To w jakimś stopniu tłumaczy działania państwa Lee. W końcu przez pryzmat dzieci mogliby stanąć w innym świetle, być akceptowanymi członkami społeczności, nie patrzono by na nich tylko jako mieszaniny kulturowej. Chcemy się wyróżniać poprzez nasze zawodowe osiągnięcia, a nie przyciągać uwagę głównie poprzez nasz kolor skóry czy płeć.
Zatem Lydia staje się jedynie narzędziem w rękach rodziców do zaspokojenia ich celów. W starszej córce są pokładane olbrzymie nadzieje, a ona pragnie się z tego wyzwolić. Podobnie niewidoczny Nath pragnie wolności dla siebie. Kierują nim inne względy, ale marzy o tym samym. Chce uwolnić się od rodziców ignorujących jego potrzeby, a jednocześnie od sióstr, gdzie jedna stawiana na piedestale, przyćmi każdy jego sukces, a druga równie przezroczysta, co on sam, nie ma nawet jeszcze prawa głosu w tej rodzinie.
Dla mnie zasadniczym rozdziałem w powieści jest rozdział siódmy dający wiele odpowiedzi na nurtujące pytania, jakie rodzą się podczas lektury. Wydaje mi się, że od tego momentu lepiej zaczniemy rozumieć bohaterów, ich problemy i potrzeby. Poza tym książka ani nie jest rozwleczona, ani jej akcja nie idzie tak szybko, by mieć poczucie pogubienia się Autorki w tym, co chce przekazać. Wręcz przeciwnie. Wszystko ma tu swoje idealne miejsce, a oszczędny styl pisarki podkreśla tylko zahamowanie emocjonalne dzieci. Dzieci, które nie narzucają się dorosłym chowając głęboko własne odczucia, świetnie rozumieją co się dzieje, wspierają się bez słów, jednocześnie samotnie walczą z tym, co je gnębi.
To okropne uświadomić sobie, jak osamotnionym człowiekiem jesteśmy żyjąc wśród najbliższych. Bohaterowie "Wszystko czego wam.." są jednostkami wyalienowanymi w społeczeństwie oraz we własnej rodzinie. Brak zrozumienia na zewnątrz jest zwielokrotnione przez brak akceptacji i okazywania miłości w kręgu najbliższych. Potrzeby dzieci są zupełnie ignorowane. Jednocześnie to właśnie dzieci najmocniej do nas tutaj przemówią. To one stają się tymi postaciami, które najszybciej uświadamiają sobie, co się dzieje i o wiele więcej rozumieją niżby się zdawało dorosłym.
Celeste Ng umieszcza wydarzenie w czasach, gdy mieszane małżeństwa nie były tolerowane również w oczach wymiaru sprawiedliwości. Ostentacja towarzyszy życiu rodziny, emanując na każdego jej członka. Czy to w pracy, czy w szkole, czy tym bardziej w oczach sąsiadów jest się zdecydowanie innym, a zainteresowani chcą głównie wtopić się w społeczność, chcą do niej należeć jak każdy, być zaakceptowanym bez względu na kolor skóry. Dorośli pragną też być inni niż byli ich rodzice, którzy nie dali im w dzieciństwie tego, czego potrzebowali. Czasami tak mocno skupiają się na tym, by działać inaczej, że wybierają złą drogę, która prowadzi dokładnie w tym samym kierunku, co ta, od której próbowali uciec.
Po części rozumiem rodziców, wiem skąd brały się ich ambitne plany i chęć dopasowania się, a z drugiej strony tak ciężko czytało się to, z czym bezgłośnie musiały radzić sobie dzieci. Ocenę rodziców zostawiam dzieciom. To zawsze one wydają świadectwo z wychowania, jakim zostały poddane. Ja tym razem oceniam jedynie strukturę powieści oraz emocje, jakich mi dostarczyła.