Na wstępie muszę powiedzieć jasno jedną bardzo ważną rzecz: biorąc tę książkę do rąk nie spodziewałam się epokowego dzieła na miarę Nike czy Nobla. Wiedziałam, że będzie to babskie czytadło i z całą premedytacją tak tę książkę potraktowałam. I całe szczęście!
Wiktoria jest samotną matką dwójki dzieci. Jej były mąż okazał się totalnym rozczarowaniem, jego gadki były piękne, ale to wciąż tylko gadki, plany rozważne i nawet dość sensowne, ale to wciąż tylko plany. W praktyce okazało się, że jego życie podporządkowane jest woli rodziców, a Wiktoria takiego stanu rzeczy zwyczajnie nie wytrzymała i odeszła. Mąż za dziećmi mocno nie tęsknił, były wszak w sercu żony na pierwszym miejscu, a on nie lubił zajmować drugiego miejsca.
W Warszawie Wiktoria odbudowała przyjaźń z koleżankami, znalazła niezłą pracę i ogólnie rzecz biorąc - była zadowolona ze swojego życia. Czasami, ale naprawdę bardzo rzadko, czuła w sercu piknięcie żalu, że nie ma na swiecie żadnego faceta, który kochałby ją bardzo mocno. Szybko przeganiała takie myśli i po prostu żyla dalej. Sparzyła się na dwóch poważnych związkach (jednym jeszcze z czasów studenckich) i postanowiła nigdy więcej nie pchać ręki w ogień.
Do tego momentu książka podobała mi się nawet bardzo i byłam gotowa postawić jej 5, ale pod koniec zaczęła niebezpiecznie zmierzać w stronę kiczowatego happy endu z motylami w brzuchu, romans kwitł niczym w harlekinie. Ja nie mam nic przeciwko dobremu romansowi, ale ten nie był dobry. Jak w marzeniach nastolatki on ją obserwował od dawna i pragnął ją poznać, ona go nie dostrzegała długo, potem się zakochali, potem się pokłócili, potem się pogodzili i pokonując różne przeszkody - wzięli ślub.
Za słodko się zrobiło. I nawet dramatyczne wydarzenia z końcówki niczego w całokształcie nie zmieniły. Wiadomo było, że to się musi dobrze skończyć.
Na koniec z całą mocą pragnę podkreślić, że daję książce mocną 4 - to jest dobre czytadło. Odpręża - uśmiałam się miejscami tak, że rodzina życzyła sobie cytatów. W pewnej chwili zakręciła mi się łza w oku, ale nie pozwoliłam jej spaść. Aż tak się nie wzruszyłam. Książkę pochłonęłam z przyjemnością, co nie znaczy, że nie dostrzegam jej schematyczności. Dostrzegam. ale naprawdę dobrze przy niej się bawiłam.