Nikt nie chce być krzywdzony. Dlatego wszystkie istoty – niezależnie od tego, gdzie w łańcuchu pokarmowym się znajdują – wypracowały mechanizmy obronne. Agnieszka Graclik – zoolożka i popularyzatorka nauki – bierze je pod lupę. Zbiera i kataloguje różne strategie służące uniknięciu zostania zjedzonym. Tak powstaje „Dziki poradnik przetrwania”.
Na zanętę zdradzę wam kilka taktyk – ale maluteńko. Najoczywistsze to ucieczka, kamuflaż, budowa schronienia i walka. Jednak każda z nich to wachlarz możliwości. Gąsienica udająca węża, motyle ze strasznymi oczami na skrzydłach, ostre kolce tworzące niedostępny pancerz, zabójcza trucizna, gubienie części ciała, zadziorne skoki, skomplikowany system norek i wiele, wiele innych.
Najważniejsze i najcudowniejsze w tej publikacji jest to, jak autorka opowiada. Agnieszka Graclik ma tę wspaniałą umiejętność zarażania czytelników swoim entuzjazmem. Nie traktuje nauki z pietyzmem, ale podchodzi do niej na luzie – co nie znaczy, iż bez szacunku (czujemy jak podziwia naturę i to jak wspaniale urządziła ona świat). Ma świadomość, że popisywaniem się wiedzą nie zaimponuje czytelnikowi. Bo to nie o „szpan” chodzi, a zainteresowanie młodego odbiorcy przyrodą, o pokazanie jaka ona jest fascynująca. Agnieszka Graclik nie boi się w tym celu używać potocznych słów (już z okładki bezwstydnie mruga do nas „zeżreć”) oraz potrafi wymyślać genialne metafory, żeby przybliżyć trudniejsze pojęcia np. wykład o echolokacji i porównanie do rzucania kamieniami, w celu uniknięcia wdepnięcia w kałużę. Krótko mówiąc autorka potrafi pisać prosto i ciekawie.
Wspaniałe jest również wydanie. Gros zdjęć cieszy oko i prezentuje dziwne dziwy, o których mowa. Jednak inny detal zasłużył na moje uznanie. Podkreślenie w tekście nazw zwierząt. Co zrobiła moja córka, kiedy wyjęła książkę z paczki? Zaczęła kartkować i posypał się grad pytać: „Co to jest?”. Muszę dodać, że najbardziej interesowały ją egzotyczne okazy. Jakże wielkim ułatwieniem było wyszczególnienie ich nazw. Chyba z książkami popularnonaukowymi tak jest, że nie trzeba ich czytać „od deski do deski”. Oczywiście jest to wskazane, jednak czasami coś, nas szczególnie zaintryguje i to od tego fragmentu zaczynamy lekturę. Szczególnie jest to widoczne u dzieci One z ogromnym entuzjazmem angażują się w to co ich zafascynuje. Podobnie jest z czytaniem. Dla nich fragment o lisie może być nudny, za to będą w kółko czytali o sowach. Wspomniane podkreślenia znacznie pomagają w poruszaniu się po książce i szukaniu odpowiedzi na pytania, które zrodzą się w małych głowach.
Przy publikacjach dla dzieci zazwyczaj pojawia się pytanie o sugerowany wiek odbiorcy. Jeżeli chodzi o „Dziki poradnik przetrwania” mam wrażenie, że nie ma górnej ani dolnej granicy. Zapewne była pisana z myślą o dzieciach w wieku około 9-12 lat, ale – jak to się mówi – dla każdego coś miłego. Świat zwierząt jest tak fascynujący, a książka tak pięknie wydana, że moja niespełna pięcioletnia córka nie mogła przestać jej przeglądać. Wiele stworzeń ją zaciekawiło i chciała się więcej o nich dowiedzieć. Z perspektywy dorosłego mogę powiedzieć, że styl, w jakim Agnieszka Graclik napisała książkę, jest tak porywający, iż nie mogłam się oderwać. Dodam też, że dużo z niej zapamiętałam.
„Dziki poradnik przetrwania” to publikacja o tym jaka natura jest zmyślna, jak znajduje rozwiązania każdego problemu, jak perfekcyjnie to wszystko urządziła. Zbiór ciekawostek o uciekinierach, mistrzach znikania, opancerzonych bestyjkach, walecznych stworzonkach oraz innych istotkach, które nie chcą dać się zjeść. To wielka porcja wiedzy przedstawiona z pasją.