Uwaga – to może mieć znaczenie. Postanowiłem napisać o tej książce tak, jakby była to prawdziwa relacja, prawdziwe zapiski Łukasza, dwudziestodwuletniego studenta, z roku jego życia bez alkoholu. Zakładam, w dobrej wierze, że to rzeczywistość, a nie fikcja literacka. Bo oczywiście potrafię sobie wyobrazić (wyobraźnię to ja mam dobrą) jakąś wersję alternatywną, na przykład, że jest to wspólne dzieło psychoterapeutów, którego zadaniem jest edukacja alkoholowa młodych ludzi. Jednego jednak wmówić sobie nie dam – że to autentyczny pamiętnik, który dopiero po jakimś czasie autor postanowił jakoś opublikować. Ta książka od początku pisana była z myślą opublikowania jej. Skąd to wiem? Jeśli ktoś pisze pamiętnik/dziennik dla siebie, nie tłumaczy w nim rzeczy, które są dla niego oczywiste. Millenials wspomina „Księcia” Niccolò Machiavellego i… wyjaśnia (komu?), kim był Machiavelli. To, rzecz jasna, tylko przykład.
Nauczony dość przykrym spotkaniem z Melquiadesem, zwróciłem do razu uwagę na wydawcę. Doświadczenie podpowiada mi, że self-publishing bez korekty oznacza często żałosne błędy, ale tym razem było inaczej – owszem, autor przeoczył kilka literówek lub innych takich, ale nie tak znowu wiele. Da się czytać bez irytacji. Tym bardziej, że jest na tyle interesująco, że cały czas chce się wiedzieć, co będzie dalej.
„Było to ciekawe pokazanie problemu, który często.
Ludzie z małych miejscowości mają swego rodzaju kompleks niebycia dostatecznie dobrym”*.
Inna ważna uwaga związana jest z pewnym zbiegiem okoliczności – trafiła mi się książka o człowieku, który podjął trudne (według niego) wyzwanie, żeby przez rok nie pić, a tak się składa, że psychologia uzależnień (obok fotografii, czytania i pisania) stanowi moją życiową pasję lub przynajmniej hobby. Nie jestem profesjonalistą, ale jakieś pojęcie o tym temacie mam. Choćby dlatego, że przeczytałem prawdopodobnie wszystkie książki o alkoholizmie jakie wydane zostały po polsku. Włącznie z Karola Kleckiego „Alkoholizm i antyalkoholizm. Studyum krytyczne” z 1904 roku. W każdym razie z tego powodu śledziłem losy Łukasza, wyłapując te elementy, z których zapewne on sam nie zdawał sobie sprawy.
Na pewno istnieje wiele profesjonalnych metod diagnozowania alkoholizmu, ale mnie przekonują też inne, zupełnie lub mało naukowe, ale pochodzące od ludzi, którzy alkoholizm znają z własnego doświadczenia, a nie z psychologicznych teorii. I tak, autor zapewne nie wie, że według nich, alkoholik to ktoś, kto robi sobie przerwy w piciu. To ktoś, kto zawsze bardzo dokładnie wie, jak długo już nie pije. Alkoholik (do czasu) uważa, że pije tak samo, jak inni, czyli po prostu, że wszyscy piją bardzo dużo. Alkoholikom wydaje się, że dłuższa abstynencja daje pewność, że alkoholikami nie są, i w ogóle czują wewnętrzną potrzebę podejmowania takich wyzwań, udowadniania. Jeśli się uda – nagrodą jest alkohol.
Czytając o przeróżnych środowiskach i grupach, w których autor się obracał, a wyraźnie był z tego bardzo dumny, ja zastanawiałem się, co z nim jest nie w porządku, że nigdzie ostatecznie nie zostaje na stałe, że w żadnym z tych środowisk nie jest na tyle „u siebie”, żeby dalej nie szukać. Ciekawość innych grup, środowisk, ludzi? Jasne, może i tak…
Urok tej książki polega na tym, że ma się ochotę wejść w relację z autorem, jakby odpowiedzieć mu, a może wykorzystać okazję do sformułowania własnego zdania w jakiejś tam kwestii. Przykład, jeden z wielu:
„Mam negatywno-pozytywną cechę: chcę być lubiany przez innych”**.
To nie cecha, ale potrzeba. Można się zastanawiać, z jakich niedoborów z dzieciństwa wynika albo po prostu zapytać siebie samego, co ja byłbym w stanie zrobić, żeby mnie lubili, jakie dobra gotów byłbym poświęcić dla osiągnięcia tego celu, ile to dla mnie warte.
„365 dni bez...” nie jest tylko relacją z rocznej abstynencji, ale może dzięki niej właśnie, autor zdobywa doświadczenia, które raczej nie byłyby możliwe po pijaku. Jeśli nawet zdarzenia, sytuacje, przeżycia, są normalne, naturalne i codzienne, on – po odstawieniu etanolu – inaczej je przeżywa. Bardzo widoczne jest to, gdy Łukasz spotyka dziewczynę z Ukrainy, z którą stają się sobie bliscy. Ale i w wielu innych sytuacjach, choćby zmiana jego nastawienia do nauki.
Sporo sympatii mam dla dwudziestoparolatka, który odkrywa pewne prawdy życiowe, na przykład cyniczną zasadę: jeśli chcesz, żeby byli zadowoleni z ciebie, spraw, żeby poczuli się zadowoleni sami z siebie.
Ostatecznie – niezły pomysł, ciekawa realizacja, czyli… może nie jest to arcydzieło, ale pozycja warta uwagi.
--
* „365 dni bez...”, Millenials, Manufaktura słów, 2020, s. 37.
** „365 dni bez...”, Millenials, Manufaktura słów, 2020, s. 73.
Książkę otrzymałem z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.