"Koniec maskarady" jest czwartym tomem "Czasu Żniw", w którym autorka przenosi nas w mroczne i fascynujące zakątki Paryża - miasta, które ma już w swojej historii rewolucyjne wydarzenia. Ta powieść to nie tylko kontynuacja losów Paige Mahoney, ale również znakomita eksploracja złożoności ludzkich emocji, tożsamości oraz dynamiki władzy.
Od samego początku autorka zmusza nas, do zanurzenia się w niezwykle intensywny świat, gdzie grają ze sobą siły oporu i tyranii. Paige, wciąż uciekinierka i wojowniczka, znalazła się w nowej rzeczywistości, w której musi zmierzyć się z zagrożeniem ze strony Sajonu. Główna bohaterka musi również poradzić sobie ze skomplikowanymi relacjami, które rozwija z osobami, z którymi sama wchodzi w interakcje. Jednakże Page musi zmierzyć się także z takimi znajomościami, które tworzą ludzie z jej otoczenia. Przeplatają się tu wątki polityczne, osobiste dramaty i mroczne tajemnice, co sprawia, że historia jest niezwykle wielowymiarowa.
Jednym z największych atutów tej powieści jest sposób, w jaki Shannon prowadzi wątki. Mimo licznych postaci i zawirowań fabularnych, każdy wątek jest starannie przemyślany i wpleciony w całość. Autorka mistrzowsko łączy losy bohaterów, co sprawia, że ich historie wzajemnie się przenikają i współistnieją. Dzięki temu czytelnik ma szansę dostrzec, jak każdy z tych wątków wpływa na główną narrację oraz na losy Paige.
Fabuła zaskakuje wieloma zwrotami akcji, które skutecznie wciągają czytelnika. Każdy nowy rozdział otwiera przed nami dalsze, nieprzewidziane możliwości, które sprawiają, że trudno oderwać się od lektury. Shannon umiejętnie balansuje pomiędzy chwilami napięcia i interakcjami pomiędzy poszczególnymi bohaterami a chwilami pozornego spokoju. Ta gra emocji sprawia, że nie sposób przejść obojętnie obok dylematów, z jakimi zmagają się postacie, a już szczególnie Paige, która nie tylko walczy z zewnętrznymi wrogami, ale także ze swoimi wewnętrznymi demonami. Jednymi z najbardziej zaskakujących rzeczy, które spotkałam w tej historii było to kim okazał się być Szmatognat oraz wiele wydarzeń z mniej więcej 100 ostatnich stu stron. Pozwólcie, że okryje je zasłoną milczenia po to, żeby nie zdradzać Wam zbyt wiele. Jednakże wiedzcie, że Shannon nie raz rozbiła moje serce na drobne kawałki. Poza tym kocham w tej powieści wątek romantyczny, w który jest wpleciona najbardziej epicka scena erotyczna, którą kiedykolwiek czytałam. Myślę, że jeśli mnie chociaż trochę znacie dobrze wiecie, że nie przepadam za tego typu wątkami, więc to, że w tym wypadku powyższe wątki tak bardzo mi się spodobały wiele znaczy. Dzięki temu trochę bardziej otworzyłam się na tego typu motywy w literaturze.
Warto również nadmienić, że język, jakim posługuje się autorka, jest lekki i przystępny, co sprawia, że płynie się przez fabułę, a książka jest niemalże nie do odłożenia. Dzięki zastosowanej stylistyce z przyjemnością zanurzyłam się w świat wykreowany przez autorkę. Poza tym cieszę się, że część akcji rozgrywała się paryskich katakumbach oraz korytarzach Wersalu. Chociaż ogromnym minusem było to, że w polskim tłumaczeniu nie było przetłumaczonych francuskich zwrotów, co mi osobiście utrudniało czytanie.
Między główną bohaterką a Arcturusem Mesarthimem, niegdyś jej wrogiem, rozwija się relacja, która jest jednym z najbardziej zaskakujących i emocjonalnych wątków powieści. Ich dynamiczna interakcja, naznaczona wspólnymi motywami walki i przetrwania, tworzy niezwykle silny fundament dla dalszego rozwoju ich więzi. Wspólne przeżycia w niebezpiecznych sytuacjach zbliżają ich do siebie, a ich relacja staje się coraz głębsza. Autorka zgrabnie ukazuje, jak skomplikowane mogą być uczucia, gdy los rzuca bohaterów w wir niebezpiecznych zdarzeń. Myślę, że przemiana relacji z wrogów w sojuszników jest w tym przypadku świetnie oddana na przestrzeni całej serii. I to właśnie chyba ten wątek jak na razie dostarczył mi najwięcej emocji podczas czytania całej serii.
Mimo wielu atutów zarówno "Końca maskarady", jak i wcześniejszych części jest coś co ogromnie mnie irytowało. Otóż autorka przedstawia Paige jako osobę niemal niezniszczalną. Mimo że jest postacią naznaczoną doświadczeniem wielu trudnych sytuacji, jej zdolność do wychodzenia cało z opresji, nawet pomimo historycznych ran i problemów zdrowotnych, może być dla niektórych czytelników mało wiarygodna. Ten aspekt sprawia, że czasami można odnieść wrażenie, że Paige nie do końca doświadcza konsekwencji swoich zmagań, co może rzucać cień na realizm tej postaci.
Podsumowując.W "Końcu maskarady" Samantha Shannon stworzyła niezwykle porywającą opowieść o odwadze, walce o wolność oraz skomplikowanych relacjach międzyludzkich. Na przestrzeni dotychczasowych części autorka nie raz rozbiła moje serce na wiele drobnych kawałków, które ciężko było mi później posklejać. Jednakże myślę, że jest to swoista wartość dodana tej historii, bo bardzo często bardziej zapamiętuje to jak czułam się podczas czytania, a wydarzenia potrafią się bardziej zatrzeć w mojej pamięci. Jak już wybrzmiało w tym co napisałam ta powieść wciąga czytelnika, poprzez liczne zwroty akcji oraz umiejętnie splecione wątki, przyciąga uwagę długie godziny.
Osobiście mocno czekam na kolejną część z serii, co będzie dla mnie okropną męczarnią nie tylko ze względu na to, w którym momencie autorka mnie zostawiła lecz również przez długi czas oczekiwania na kolejny tom. Mam jednak nadzieję, że kolejna część już się pisze i niebawem usłyszę o jej premierze...