Bardzo często zastanawiamy się, co nas czeka po śmierci. Jedni wierzą, że dusza może trafić do Nieba za dobre uczynki, a do Piekła, jeżeli człowiek prawie przez całe życie łamał słowa zawarte w Dekalogu. Drudzy natomiast wierzą w reinkarnację. I to również jest zależne od tego, jak zachowywaliśmy się od narodzin aż do pożegnania się z tym światem. Mogłabym tak wymieniać bez końca, bo to dość obszerny temat. I właśnie dlatego staje się jednym z wielu celów pisarskich, przy którym można zaszaleć w każdą stronę.
Katarzyna Berenika Miszczuk nie mogła przepuścić takiej okazji!
Wyobrażacie sobie życie w Boskich Zastępach, gdzie jedyną rozrywką są zabawy nieprzekraczające danej normy? Bezalkoholowe drinki, zasady savoir vivre działającej o każdej porze dnia i nocy, pilnowanie się pod kątem ciszy nocnej... Wróćmy jednak na ziemię i zejdźmy parę warstw niżej, do Piekła. To właśnie tam zbiera się najlepsza elita, która kiedyś królowała za życia. Poza tym tutaj można imprezować do woli, alkohol leje się strumieniami, a procenty uderzają do głowy. Wszelkie zakazy i nakazy są praktycznie olewane! Macie już to wszystko w głowie?
Wiktoria Biankowska nie spodziewała się, że tak szybko opuści swoje ciało i zawita w miejscu, gdzie Anioły i Diabły targują się o ludzką duszę. Dziewczyna nic z tego nie pamięta. Odkrywa swoje nowe miejsce zamieszkania, gdy chodzi z pokoju do pokoju, podpisując dokumenty. Lada moment zostanie diablicą. Otrzyma niewiarygodne moce godne jej stanowiska. Zostanie jedną z istot na usługach samego Lucyfera. Tylko czy takiego (nie)życia chciała?
Wiki zostawiła na ziemi niezakończone sprawy. Nie zdołała pożegnać się z bratem, nie zdążyła powiedzieć Piotrusiowi, że go kocha. Dziewczyna pragnie odzyskać swoje życie, jednak to nie jest łatwe. Ktoś wyżej postawiony nie mógł pozwolić na to, żeby uciekła mu ona sprzed nosa.
Czemu to właśnie Wiktoria musiała zostać diablicą? Przecież jest ona zwyczajną dziewczyną. A może posiada ona coś niezwykłego, że to właśnie ona musiała umrzeć? I właśnie – czy to był naturalny zgon? A może ktoś jej pomógł opuścić ludzkie ciało?
Tajemnica goni tajemnicę. Tylko żeby nie dostały zadyszki.
Długo polowałam na tę książkę. Wielu recenzentów kusiło mnie pozytywnymi opiniami, a moja ciekawość prawie mnie przerastała. Dlatego też nie mogłam zaprzepaścić okazji, jaką była wyprzedaż pewnej księgarni internetowej. Z jej pomocą udało mi się zdobyć całą trylogię za śmiesznie niską cenę.
[Ja, diablica] stała na półce i prawie puszczała swoje korzenie, aż zawyrokowałam: najwyższy czas cię przeczytać! Czy po skończonej lekturze chciałam zostać diablicą? A może miałam ochotę złożyć reklamację?
„Teraz jesteś istotą wieczną. Czas już nie ma na ciebie wpływu. Gdy umarłaś, pojawiły się przy tobie dwie postacie: anioł i diabeł. Następnie rozpoczęły targ o twoją duszę. Wyliczały twoje dobre uczynki, ile grzechów głównych popełniłaś, ile przykazań złamałaś.”
Katarzyna Berenika Miszczuk próbowała przekupić mnie swoją wizją Piekła, gdzie ludzie nie są wrzucani do rozgrzanego mułu w ogromnych kotłach. Starała się jak mogła, jednak jej wysiłki poszły na marne.
W tej książce królują restauracyjne opisy. Autorka próbowała zasypać mnie kilkunastoma informacjami, serwując je w dość spłyconej wersji. Starałam się robić dobrą minę do złej gry z nadzieją, że za jakiś czas otrzymam solidną porcję słów, które zadowolą moje czytelnicze kubki smakowe. Na próżno. To właśnie dzięki temu akcja leciała tak szybko, a to powodowało, że nie umiałam za tym nadążyć. W jednym momencie przebywałam z główną bohaterką w Piekle, a już po chwili wylądowałyśmy na ziemi. Mrugnęłam tylko raz i znowu byłyśmy gdzie indziej. To powodowało dezorientację i za nic nie pomagało wczuć się w całą fabułę. Na palcach jednej ręki mogę zliczyć momenty, przy których zaczytywałam się i nie mogłam doczekać się dalszego rozwoju akcji i... Pudło. W tej sekundzie przychodziły denne przemyślenia Wiktorii oraz niesmaczne żarty (które były śmieszne dekadę temu). Wiem – książka nie jest pierwszej świeżości, ale autor powinien myśleć przyszłościowo. Jeżeli tego nie zrobi to powstaje właśnie taka przykra niespodzianka.
Wiktoria Biankowska miała dwadzieścia lat, jednak jej umysł zatrzymał się na okresie gimnazjalnym i nie dał rady starzeć się ze swoją właścicielką. Jakimś cudem znosiłam wieczne wzdychanie głównej bohaterki do pewnego Piotrusia, ale gdy tylko o nim wspominała to wywoływała u mnie odruchy wymiotne. Widziała u tego chłopaka (na miano mężczyzny nie zasługuje, więc tak go nie nazwę) same pozytywne cechy, gdy ja ich nie dostrzegałam. Poza tym sama postać diablicy wydawała mi się zbyt idealna! Nie mogę powiedzieć, że pech omijał ją niczym wegetarianin mięso, bo bym tutaj skłamała. Zastanawiał mnie fakt, że gdy coś szło nie po jej myśli i pakowała się w tarapaty, to szybko się z tego wykręcała. Nie kupuję takich postaci. Jak dla mnie zabrakło tutaj odrobiny człowieczeństwa w tej nieżywej istocie. Do tej chwili mam ochotę wyrzucić Wiktorię przez okno. Z ostatniego piętra. Najwyższego wieżowca na świecie. Szkoda tylko, że ona już nie żyje...
Jeżeli mowa o pozbyciu się kogokolwiek to miałabym ochotę zrobić to samo ze słynnym Piotrusiem, który również mnie irytował. Tak naprawdę nie widzę nic specjalnego w jego osobie. Za to moje serce zostało zdobyte przez Beletha, chociaż jego szowinistyczne zachowanie momentami doprowadzało mnie do szału. Tak właściwie to nie umiem znaleźć kogokolwiek, kto nie próbował napsuć mi krwi. To tak, jakby wszyscy spiskowali ze sobą, abym opuściła ten świat i... nie... Jeżeli chcą, abym została diablicą to mają pecha. Ja już nią jestem i nikt nie musi podsuwać mi urzędowych papierków do podpisania. Może moje umiejętności są nikłe, jednak jakieś są.
Jako że [Ja, diablica] należy do grupy literatury młodzieżowej, to nie mogło tutaj zabraknąć przereklamowanego schematu, jakim jest trójkąt miłosny. Beleth kocha Wiktorię. Wiktoria kocha Piotrusia, ale Beleth nie jest jej obojętny. Piotruś to ogromny znak zapytania. Diabeł robił śmiałe próby podboju serca głównej bohaterki, które nieraz były tak nachalne, że aż głowa pęka. Były też takie momenty, że już się w tym wszystkim gubiłam, ale nie prosiłam o dobrą mapę. Chciałam zostać pożarta przez dzikie zwierzęta, byle tylko nie znosić tej słodyczy i „namiętności”.
„Dla nas nie ma szarości. Jest tylko czerń i biel.”
Nie potrafię zarzucić pani Miszczuk tego, że nie ma wyobraźni. To właśnie ona jest znana z dość wielkiej kreatywności, jeżeli chodzi o książki. Jednak tym razem zabrakło mi tego czegoś, co pozwoli mi korzystniej ocenić tę powieść. Moim zdaniem autorka chciała przebić swój debiut, jednak to on wypada lepiej w tej bitwie. Tam nie wyczuwałam sztuczności w dialogach, a opisy były bardziej rozbudowane. Poza tym w [Ja, diablica] mamy ogromny misz-masz, który wywołuje u czytelnika zgagę. Fani tej serii mogą mnie teraz zakrzyczeć za te przykre słowa, ale ja nie będę owijać w bawełnę. Gdybym to ja miała oceniać, czy książka nadaje się do druku... powiedziałabym: nie. Poleciłabym rozwinąć parę wątków potraktowanych po macoszemu, te zbędne pousuwałabym z prędkością światła. No i poprosiłabym o popracowanie nad kreacją bohaterów, bo to też leży i kwiczy. No i te śmieszne kwestie... Już wolę dowcipy pewnego pana z programu telewizyjnego.
Podsumowując:
[Ja, diablica] nie powaliła mnie na kolana, nie wywołała czytelniczego kaca ani nie zmusiła do szybkiego sięgnięcia po kolejny tom. Do tej chwili nie umiem zrozumieć tych zachwytów nad tą książką, bo jak dla mnie pani Miszczuk tutaj się nie popisała. Irytująca główna bohaterka, zdawkowe opisy czy przereklamowane młodzieżowe teksty (zwane przeze mnie nieudolnym sarkazmem) – to nie dla mnie. Wolę wizję tego straszniejszego Piekła.