W tej fabularyzowanej biografii opisuje Biedroń losy dwóch braci Goldbergów, którzy dość szybko zmienili swoje nazwiska. Starszy, Jerzy Borejsza, stworzył w początkach PRL-u prawdziwe imperium medialne. Był to człowiek o olbrzymich talentach menadżerskich, wielki wizjoner, w kapitalizmie zostałby milionerem, biznesmenem dużej klasy zmieniającym świat, jak Henry Ford czy Steve Jobs. Właśnie tak o nim mówili Amerykanie: „U nas mógłby zostać nawet prezydentem, a tam wróci i go zmarnują.” Co zresztą okazało się prawdą, komuna nie takich ludzi marnowała.....
Młodszy z braci, Jacek Różański (nazwisko po matce), prawnik, po wojnie był szefem osławionego Departamentu Śledczego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, w którym prowadzono najważniejsze śledztwa w czasach stalinowskich, torturowano ludzi, doprowadzano ich do śmierci, obłędu lub utraty zdrowia.
Ciekawy jest pomysł fabularny, oto autor chodzi do starego już Różańskiego w roku 1980 i wyciąga od niego wspomnienia. W ten sposób zdaje się sugerować, że to autentyczna historia, ale bez przesady, mamy do czynienia z wytworem wyobraźni.
Książka przedstawia życie obu braci od początków w przedwojennej Polsce, ale autor nie wyjaśnia zagadki, dlaczego dobrze sytuowani i wykształceni żydowscy młodzieńcy zaczadzili się komunizmem, czyżby nie mieli nic lepszego do roboty?
Obaj bracia mają wielki apetyt na życie, chcą doświadczyć różnych jego przejawów. Charakterystyczna jest scena gdy starszy brat podróżuje z górnikiem polsko-francuskim, który już jest ustawiony w życiu pracą i małżeństwem, Goldberg tak nie chce, nie chce uwikłać się w kierat codziennego znoju.
Obaj bracia budowali komunizm w Polsce na swój sposób: Borejsza, człowiek wielkich wizji chciał rewolucji łagodnej, zaś Różański realizował rewolucję krwawą. Obaj przegrali. Opis tej przegranej jest bardzo ciekawy, bo książka jest lekko, fajnie napisana, parę scen zapada w pamięć, choćby uprawianie seksu w mauzoleum Lenina czy ratowanie przez Borejszę kompletnie pijanego Gałczyńskiego.
Są w książce inne ciekawe smaczki. Przypomina oto Biedroń sylwetkę partyjnego pisarza, Jerzego Putramenta, niegdyś mocno wydawanego, teraz słusznie zapomnianego pisząc z ironią: „W sumie napisał z pięćdziesiąt książek. Ja, który męczę się nad tą jedną, podziwiam go za to. Tak zwana łatwość pisania, cóż to za cenny dar! A jeszcze cenniejszy – dar opowiadania. Putrament posiadł oba.” W ogóle to książka pełna jest ironii i puszczania oka do czytelnika.
Albo jedzie Borejsza do Nowego Jorku robić biznesy i spotyka tam starego Żyda, przyjaciela ojca, taki dialog między nimi: „- Szczerze mówiąc, reb Tasiemski, ja nie jestem wierzący. - Ale czy Bóg o tym na pewno wie?”
Zaś Różański sprzedaje autorowi swoje złote myśli: „W Rosji człowiek zawsze tanio kosztował i tak jest dalej. Więc jakkolwiek by było, człowiek w Rosji znaczy tyle co nic.” Święte słowa...
W sumie to fajna lektura, popularna literatura historyczna na dobrym poziomie