"Rycerze, kasztelani i pozbawione imion sieroty, podobnie jak Bytom i Jawor, nazwane na cześć wsi i miasteczek, gdzie odnalezione w rynsztoku przez duchownych, wpadły w tryby Kapituły i niekończącej się wojny. Przysposobieni do miecza i krzyża, najpierw stalą, a później kulami z samopałów i karabinów rozbijały w pył upiory, by samemu w końcu lec z duszą lub bez, z rąk tych, którzy raz już umarli."
Książek z motywem wrót do piekła, zastępów piekielnych próbujących podporządkować sobie ludzi czy demonów jest dużo. Niemniej jednak, gdy tylko przeczytałam opis tej książki ogromnie mnie on zaintrygował. Stanowi zapowiedź historii, jakiej jeszcze nie czytałam.
Akcja książki dzieje się w bliżej nieokreślonej przyszłości. Na Morawach dochodzi do piekielnej manifestacji. Neutralizacją piekielnych zastępów zajmuje się oddział specjalnie wyszkolonych kanoników. Jednak coś idzie nie tak jak powinno...
Dochodzi do strat po stronie sił kościelnych i ludności cywilnej. Ocalali wracają do Warszawy, gdzie zaczyna się zupełnie inna rozgrywka...
W sam jej środek trafia Roksana, kanoniczna nawiedzana przez koszmary, które usilnie próbuje rozwikłać.
Tymczasem piekło "nie powiedziało" jeszcze ostatniego słowa...
Walka dobra ze złem trwa od tysięcy lat, często niezauważalnie dla nas.
Z jednej strony walka z potępionymi oddziałami, z drugiej wewnętrzne konflikty, które zaczynają przesłaniać właściwy cel.
"Dla ciebie ofiara kanoników to uszczuplenie świętych szeregów w wiecznym konflikcie. Dla mnie to zmurszała cegła wyjęta z równie chybotliwego muru, zza którego nie sposób już prowadzić skutecznej obrony. Ten mur musi runąć. Bo my mój drogi przyjacielu, chcemy na gruzach tego lichego szańca wznieść warownię, której nie zarysują diable pazury i ognie piekielnych armat. To marzenie kosztuje, a zapłatą jest ludzkie życie i ...ludzkie dusze."
Ogromnie zaintrygował mnie sposób, w jaki autor podszedł do walki dobra ze złem. Z takim spojrzeniem do tej pory się nie zetknęłam w literaturze.
Kanonicy, jako wyszkolona i uzbrojona armia przyszłości, walcząca z piekielnymi zastępami i to nie za pomocą krzyża i wody święconej, ale broni palnej.
Początek powieści zaczął się niezwykle interesująco. Niestety później w samą historię wkradło się sporo zagrywek politycznych, i naprawdę przez chwilę obawiałam się, że całość akcji skupi się właśnie na tym. Na szczęście tak się nie stało, z czego ogromnie się cieszę, bo walka pomiędzy siłami dobra i zła rozgorzała na dobre. Tak więc zapowiada się interesujący ciąg dalszy tej historii.
Ogromnie podobało mi się to, że bohaterowie nie są wyidealizowani. Są ludźmi popełniającymi błędy, pełnymi pychy i pragnień.
Ogromnie intryguje mnie Roksana i jej sekret. Natomiast nie do końca podobało mi się zrobienie z niej kozła ofiarnego, ale rozumiem zamysł autora.
Takie jest życie. Czyż na co dzień nie spotykamy się z ocenianiem innych na podstawie poszlak?
Wyznaję zasadę, że jeśli jesteśmy zespołem - działamy razem. Gdy brak jest jednomyślności w zespole, to w jaki sposób możemy osiągnąć założone cele?
"Piekło jest prawdziwe i bardzo chce tutaj wejść - wyjaśnił Augustyniak. - Czasem okazuje się, że dociera do nas nie tylko przez bramę, ale wyłazi z nas samych. Musimy więc bronić się również przed swoimi."
"Wieczne Igrzysko. Imię duszy " stanowi ciekawy początek całej historii. Jestem ogromnie ciekawa dalszych losów bohaterów, tak więc z niecierpliwością czekam na kolejny tom. Polecam.