Przeżyć koniec świata... - ten jakże popularny dla literackiego science fiction motyw wciąż nas ciekawi, intryguje, zachęca do sięgania po kolejne powieści spod znaku post apo. I dlatego też nie mogłam odmówić sobie sięgnięcia po ciekawie zapowiadającą się książkę pt. „Dzień dobry, wszyscy umrzemy”, której to autorem jest tajemniczy Nemo. Sięgnęłam... i teraz oto mogę podzielić się w wami wrażeniami z lektury tej pozycji.
Oto sprawdziło się to, co wieszczono od wieków - koniec świata. W zasadzie, zapowiedź końca świata, a wraz z nim ewakuacja nie wiadomo dokąd i po co, skoro i tak wszystko ma się skończyć. Z tą myślą kilkunastoosobowa grupa młodych ludzi pod pod przywództwem chłopaka o ksywie Che, postanawia zostać w Gdyni i poczekać na to, co nadejść musi. Pozostały czas chcą zaś spędzić tak, jak zawsze marzyli - ciesząc się wolnością, zabawą, swobodą. Jednakże bardzo szybko okaże się, że życie w przededniu końca świata może okazać się koszmarem...
Książka ta jest pozycją intrygującą - z kilku powodów. Przede wszystkim mamy tu ciekawe spojrzenie ma obraz końca świata, czyli dobrowolną decyzję młodych ludzi, by czas ten spędzić w iście szalonym, punkowym, dokładnie takim, jakim chcą, stylu. Po drugie umiejscowienie akcji w jednym z naszych polskich miast sprawia, że cała ta historia wydaje się nam bliższą, prawdziwszą, realniejszą. I wreszcie sama konstrukcja - szkatułkowa, nie najprostsza, wymagająca uwagi i zaangażowania czytelnika.
Opowieść ta jest ciekawą, poprowadzoną w zaskakujący sposób, jak i również - co sobie bardzo chwalę, niezwykle realistyczną. Realistyczną w spojrzeniu na przyczyny apokalipsy (nie zdradzę ich, by nie psuć wam przyjemności z lektury), zachowań wciąż młodych ludzi, którzy w bardzo różny sposób podchodzą do tego czasu oraz do dramatów, z jakimi się zetkną, jak i wreszcie w postaci finału tej historii, który wydaje się być dokładnie takim, jakim być powinien.
I mamy tu wartką akcję, barwną przygodę, namiętność i bardzo wyraźnie zarysowaną przemocą dni ostatnich, gdzie ludzkie życie traci na wartości, a poczucie moralności jakby zanika. To istotne elementy tej relacji, która w ten sposób nabiera dynamiki, widowiskowości, atrakcyjności dla odbiorcy. Jednocześnie jest tu także jeszcze jedna ważna rzecz - znakomicie ukazany psychologiczny portret upadku człowieczeństwa, który dotyczy tych złych bohaterów, jak i tych młodych, pozornie pozytywnych - na czele z samym Che. To ciekawe, mocne, skłaniające do ważnych przemyśleń, doświadczenie.
To ciekawa, bardzo nasza „polska”, oparta nie nietuzinkowym sposobie prowadzenia relacji, historia o końcu świata. I odkrywanie tej książki jest dla nas interesującą przygodą, która wielokrotnie nas zadziwia, nierzadko szokuje, ale też i dogłębnie porusza, co także jest czymś pięknym. Najpewniej jest to również debiutancka powieść tego autora lub autorki, co również warto podkreślić i docenić, gdyż jest to naprawdę kawał dobrej, apokaliptycznej literatury w naszym rodzimym wydaniu.
Powieść „Dzień dobry, wszyscy umrzemy”, zaskoczy was, zaciekawi, w mej ocenie przekona do tego, by zechcieć towarzyszyć tym młodym bohaterem do ostatnich stron. I oczywiście trzeba lubić tę apokaliptyczną konwencję, by docenić tę historię i wynieść z niej to, co najlepsze i najważniejsze. Jeśli tak jest, to z jak największym przekonaniem polecam i zachęcam was do sięgnięcia po ten tytuł.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.