Pewnie jako studentka polonistyki powinnam wystrzegać się takich książek. Pewnie wypadałoby czytać tylko podniosłą literaturę, wielkie dzieła, wielkich twórców. Pewnie nie powinnam w gronie znajomych z roku przyznawać się do sympatii do romansów historycznych. Pewnie i tak, ale co mi tam. Lubię sobie czasem poczytać romanse. Lubię pobujać w obłokach. Lubię odpocząć od wymyślnej fabuły, misternej konstrukcji czy wielce poetyckiego/oryginalnego języka. Bo czasem wolę, żeby było prosto i zwyczajnie. Żeby dało mi chwilę wytchnienia i przyjemności. Żeby nie wywracało do góry nogami mojego światopoglądu i nie wstrząsało fundamentami mojego świata i wyobrażeń o nim. Nie. Czasem miło jest pozwolić poddać się książce, która może nie świadczy o mym wyrafinowanym guście, ale o jego zróżnicowaniu i braku ograniczeń. Ot i tyle!
Rosemary Rogers zabiera czytelników w niezwykłą podróż do Anglii i Rosji z początku XIX wieku. Pokazuje świat pełen intryg, zdrad, zbrodni, ale i...namiętności. Świat, w którym prawdziwa miłość pojawia się rzadko, a gdy już się pojawi, to trudno się do niej przyznać. Nawet przed samym sobą. Szczególnie tak hardemu człowiekowi jak Edmond, który nigdy nie pozwalał sobie na słabość bycia zakochanym. Do czasu aż poznał Briannę.
Historia oparta jest właściwie na dość klasycznym koncepcie, znanym choćby z telenowel. Stefan i Edmond to bracia bliźniacy, których z wyglądy odróżnić ciężko, ale charakterologicznie - nie sposób pomylić. Stefan z racji starszeństwa (o kilka minut) został w Anglii jako książę. Rządzi uczciwie, sprawiedliwie, jest człowiekiem spokojnym, ułożonym, budzącym ogólny szacunek i sympatię. Niestety bywa też naiwny. Edmond tymczasem mieszka w ojczyźnie matki - Rosji - gdzie dba o bezpieczeństwo cara. To mężczyzna bystry, przenikliwy, momentami bardzo ostry, ogromnie odważny, a do tego nie stroniący od różnych używek i korzystający aktywnie z wdzięków pięknych dam. I choć widać tu z początku stereotypowy podział na dobrego i złego brata, to na szczęście dalej okazuje się, że dla autorki nic nie jest wyłącznie czarne czy białe. Edmond bardzo kocha Stefana i gdy dociera do niego wiadomość o zagrożeniu życia brata - nie waha się ani chwili i wyjeżdża do Anglii. Tam wymyśla plan: zamierza udawać księcia, aby dorwać zamachowców. Nie spodziewa się jednak, że spotka po latach współtowarzyszkę dziecięcych zabaw, a dziś piękną, pociągającą, ale i temperamentą kobietę - Briannę. Nie spodziewa się, że to spotkanie zupełnie odmieni jego życie. Oczywiście początkowo będzie wmawiał sobie, że to tylko kolejna "zdobycz", ale szybko zrozumie, że to coś więcej...
Akcja biegnie wartko, dzieje się naprawdę dużo. Rosemary Rogers nie pozwala czytelnikowi nawet na moment nudy. Uczucie między głównymi bohaterami staje się coraz bardziej gorące, ale i bardziej skomplikowane (dość powiedzieć, że chętnie u swego boku widziałby Briannę sam Stefan!). Kwestia zamachów na życie księcia okazuje się o wiele bardziej złożona, niż Edmond początkowo zakładał, wskutek czego przyjdzie mu popłynąć do Rosji...oczywiście z niepokorną blond pięknością. Intrygująca fabuła (z historycznym tłem, ale nie wnikam czy historycznie poprawna czy ubarwiona - pewnie to drugie) to jeden z elementów, który przemawia za tą książkę. Drugim są moim zdaniem portrety bohaterów, szczególnie Edmonda. Widać jak ta postać ewoluuje na kolejnych stronach, jak odsłania coraz więcej. Z wierzchu twardziel, chwilami brutal, ale w środku - cierpiący i samobiczujący się chłopiec. I do tego piekielnie przystojny, jeśli wierzyć autorce. Cóż - wcale się nie dziwię Briannie, że miała problem z koncentracją w towarzystwie Edmonda.
Na zakończenie pozostaje chyba tylko dodać, że książkę czyta się bardzo szybko, jest napisana prostym językiem, ale ładnym. Osobiście nie czułam tych ubywających stron, a gdy dotarłam do ostatniego zdania - było mi nawet trochę smutno. Smutno, że to już koniec tej bajkowej i nierealnej historii pełnej intryg i namiętności.