Pisze Wharton o II wojnie, o małym oddziale złożonym z bardzo inteligentnych żołnierzy, którym inteligencja wcale nie pomaga w walce, bo muszą wykonywać rozkazy głupków i mają pełną świadomość idiotyzmów ich otaczających. Poza tym na wojnie myślenie nie zawsze pomaga, mówi narrator: „Kiedy się cały czas myśli o tym, co się dzieje albo co może się stać, nie ma szans na przeżycie. Przyglądasz się własnym myślom i nieuchronnie zaczynasz czekać - i już po tobie.”
Ta sześcioosobowa grupka tworząca drużynę zwiadowczą, zostaje wysłana w grudniu 1944 r. do opuszczonego zamku ukrytego gdzieś w belgijskich czy holenderskich lasach, ma tam trwać i przy okazji zasięgnąć języka.
Na początku audiobooka trochę się wynudziłem, bo niewiele się dzieje, nasza grupa mości się w opuszczonym zamku, trzymają wartę, grają w brydża bez kart, grają w szachy, rozwiązują krzyżówki, muszą przecież dać jakiś pokarm swojej wybujałej inteligencji. Wchodzą też w pokojowy kontakt z Niemcami. Wtedy zupełnie nie czujemy grozy wojny.
W pewnym momencie mamy zwrot akcji o 180 stopni i okropieństwa wojny wchodzą do książki na całego. Wtedy robi się dramatycznie i ciekawie. Bohaterowie książki przeżywają wielką tragedię, ale bardzo trudno jest im wspólnie przeżyć swoje emocje: złość, rozpacz, utratę. Narrator pisze: „Płaczę w samotności. Byłoby dla mnie - dla nas wszystkich - o wiele lepiej, gdybyśmy mogli dać sobie nawzajem pociechę i oparcie, którego tak potrzebujemy, ale młodzi mężczyźni nie potrafią dzielić wielkich emocji. Chyba między innymi dlatego na świecie stale wybuchają wojny.”
Rzecz jest napisana kronikarsko, wręcz reportażowo. Na przykład narrator się zwierza, że na stresy wojny reaguje, robiąc w portki, czyli ma rozwolnienie: „Największym moim bieżącym problemem jest pokazowy wręcz przypadek sraczki ogólnowojskowej. Dzięki ci, Boże, za gacie w kolorze khaki.” To wcale nierzadka przypadłość żołnierzy frontowych, ale oczywiście raczej się o niej nie mówi. Ciekawe są też osobiste wstawki autora, oto pisze, że napisał te wspomnienia 37 lat później, czyli w 1981 r; w tym czasie był malarzem w Paryżu, od razu przychodzi na myśl inna książka Whartona 'Spóźnieni kochankowie'.
W sumie po przesłuchaniu audiobooka wrażenia mam mieszane, ale muszę przyznać, że Wharton ma u mnie małego pecha, bo słuchałem jego książki świeżo po 'Paragrafie 22' Hellera z jego odjechanym językiem genialnie oddającym okropności wojny. Po wspaniale interpretowanej przez Krzysztofa Globisza książce Hellera poprawny język Whartona sucho czytany przez Zapasiewicza wygląda bardzo blado. Oczywiście moja ocena jest trochę niesprawiedliwa, bo 'Paragraf 22' to absolutne arcydzieło, a rzecz Whartona to naprawdę dobra literatura.