Agnieszka Tomaszewska zachwyciła mnie swoją powieścią „Invocato”, książka pomimo wielu wad zrobiła na mnie wrażenie; efektowne sceny, błyskotliwe dialogi, a przede wszystkim oryginalni bohaterowie z piekielnymi charakterkami sprawili, że debiutancka powieść ełckiej pisarki skradła mi serce. Dlatego jak tylko usłyszałam, że wydawnictwo Bullet Book szykuje niespodziankę fanom fantastycznego klimatu tworzonego przez Agnieszkę Tomaszewską, to koniecznie musiałam przekonać się czy autorka pokonała niedoskonałości, które miały miejsce we wcześniejszej powieść i czy „Insomii” uda się mnie oszołomić niezwykle nakreśloną fabułą.
Nana to młoda kobieta cierpiąca na przewlekłe rozczłonkowanie jaźni. Sen nie jest jej dany, śni tylko na jawie, męczą ją wizje i nagłe ataki. Od prawie roku dziewczyna testuje lek, który być może sprawi, że poczuje się lepiej i objawy choroby miną, niestety eksperyment zbliża się ku końcowi i niebawem skończą się cudowne pigułki, po ich odstawieniu Nanie nie zostanie dużo czasu, bo pomimo że testy leku nie zakończyły się wynikiem pozytywnym, to jednak skutecznie utrzymały ją przy życiu. Pogodzona ze swoją przyszłością i z parkowymi gołębiami, wracając ze spaceru do domu nasza bohatera spotyka dziwnego osobnika, który jej zdaniem przypomina gejowskiego wyznawcę szatana. Jak się okazuje ów podejrzany osobnik, to nie kto inny jak między wymiarowy podróżnik, teoretycznie niewidoczny dla oka ludzkiego. Zetknięcie z człowiekiem, który widzi projekcje pozamaterialną jest dla niego poważną sprawą, na dodatek niezmiernie istotną, gdyż potrzebuje on kogoś kto pomoże mu, a właściwe im, bo kosmiczna ekipa składa się z pięciu oryginałów, utrzymać równowagę pomiędzy obiema rzeczywistościami. Jednak czy szalona kobieta, która na co dzień rozmawia w plastikowym Kenem i łyka garść psychotropów jest odpowiednią kandydatką na bohaterkę?
Pomysł na książkę jak dla mnie genialny. Ukryty wymiar, szalona kobieta i multum testosteronu zapakowanego w srebrne płaszczyki może dostarczyć ogromnej frajdy, jednak nie to złoto co się świeci... Z przykrością stwierdzam, że czuję się lekko rozczarowana tą powieścią, ponieważ autorka nie zadbała o to, aby czytelnik nie błądził po tekście szukając nadawcy dialogu czy bojownika przodującego w akcji, niestety sam opis postaci nie wystarcza, gdyż panowie są praktycznie tacy sami, dlatego często zdarzało mi się wracać o stronę wcześniej oby rozwiązać zagadkę i o ile w „Invocato” to przebolałam, tak tym razem męczyło mnie to i denerwowało. Inna sprawa to irytujące działanie autorki na zasadzie „pierwsze rób, później mów”, które objawia się tym, że ni z gruszki ni z pietruszki przedstawione są krótkie wydarzenia, a dopiero na końcu tych wybuchowych scen dowiadujemy się co było motywem postępowania bohaterów. Każda tego typu szybka i zwięzła akcja przypomina luźno rzucone fragmenty, które trafiły przypadkiem w to, a nie inne miejsce, równie dobrze zamiast na stronie np. 53 mogły być na stronie 103. Konstrukcja ta nie przypadła mi do gustu, brakowało mi umotywowanej i sprawnie powiązanej chronologii lub też właściwego uzasadnienia jej braku, bo przypadkowość zdarzeń życiowych, która ma wpływ na działania bohaterów niekoniecznie mnie przekonała.
Kreacje postaci również niespecjalnie urzekły, ponieważ podobne już znam z... „Invocato”, tyle że w debiutanckiej powieści Agnieszki Tomaszewskiej były one czymś nowym, pachniały świeżością, zaskakiwały i miały w sobie dużo cech wywołujących ciepłe uczucia, tak w „Insomii” są nie do końca udanymi kopiami: Nana Burej, a chłopcy z ekipy Lao przypominają szurniętą drużynę Koshego. Powielenie pomysłu na temperamenty bohaterów nie uważam za dobry pomysł, być może autorka nie miała tego na celu, ale wyszło jak wyszło, tym bardziej, że sylwetki z „Insomii” nie są tak urzekające i unikatowe jak ich poprzednicy, dlatego to nieszczęsne podobieństwo jest dla mnie tak bolesne.
Na szczęście w prezentowanej przez mnie książce nie brakuje tego co lubię najbardziej czyli dobrego żartu, mocno ironicznego w słodko gorzkim klimacie, okraszonego zabawnymi odzywkami. Autorka tworzy wyśmienite dialogi, co prawda bardzo skrótowe, jednak ich forma i temat jest często rozbrajający. Stosowane metaforom są inteligentne, rezolutne , niejednokrotnie zwalały mnie z nóg i doprowadzały do wybuchów śmiechu. Doceniam również porywające opisy działań bohaterów, ich walka z czasem była bardzo spektakularna do tego stopnia, że czasami miałam ochotę krzyknąć: Biegnij Nana, biegnij!.
Demonstrowany przez Agnieszkę Tomaszewską humor oraz forma komentowania otoczenia trafia do mnie, być może dlatego czytanie owej lektury, pomimo jej wad było dla nie ciekawym doświadczeniem. Pomysłowi na fabułę również nic nie można zarzucić, jak wcześniej wspomniałam nie jest zły, jednak wykonanie zawiodło, bardzo tego żałuję, bo podejrzewam, że wyobraźnia autorki nie zna granic i pomimo że w jej pracach mamy interesujące połączenie gatunków i stylów, jest też trafność w opisywaniu stanu umysłu i emocji bohaterów, przez co z łatwością wkradają się w łaski odbiorcy, to jednak brakuje „Insomnii” tego ostatniego szlifu, który nawiązując do tytułu wywoła u czytelnika stan bezsenności, na to z utęsknieniem czekam.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości serwisu nakanapie.pl