"Chciałoby się zatrzymać czas, kiedy jest dobrze i otacza nas piękno, a złym dniom powiedzieć: przemijajcie szybko i bezpowrotnie."
Sądząc po opisie na okładce, lektura "Innych..." miała stać się dobrze zarysowanym portretem młodych ludzi, którzy w polskich realiach próbują odnaleźć swoją drogę życiową. Po przeczytaniu tej krótkiej książeczki, opowiastki, przypowieści, stwierdziłam, że żadni "inni" nie powinni jej czytać. Dawno nie miałam w ręku tak źle przygotowanej warsztatowo książki.
Joanna Bura to urodzona w Jarosławiu, absolwentka Wydziału Pielęgniarstwa i Nauk o Zdrowiu Akademii Medycznej w Lublinie. "Inni..." to jej druga książka, pierwsza pt. "Wymarzona praca" oscylowała w temacie wyboru zawodu. Autorka napisała również kilka artykułów związanych stricte z medycyną, publikowanych w "Magazynie Pielęgniarki i Położnej" czy w "Biuletynie Informacyjnym Podkarpackiej Okręgowej Izby Pielęgniarek i Położnych".
Ania, prowincjonalna nauczycielka po trzydziestce, poznaje w księgarni czterdziestoletniego Marka. Mężczyzna przypada bohaterce do gustu, co owocuje coraz częstszymi spotkaniami. Ich randki nie są jednak typowymi spotkaniami zakochanych w sobie osób, bowiem Marek jest seksualnym abstynentem, uzależnionym od chorej matki, którą się opiekuje. Ania zauważa również, że jej przyjaciel jest nad wyraz skąpy i tajemniczy, mało mówi o sobie. Jedynie wycieczki, które są ich udziałem, zbliżają parę do siebie. Z czasem bohaterka zaczyna poznawać prawdę o Marku, która ostatecznie prowadzi do nieuchronnej tragedii.
Trudno pisać o książce, której czytanie staje się niewyobrażalną męczarnią. Nawet nie wiadomo od czego zacząć, gdy tyle negatywnych myśli plącze się po głowie czytelnika. Główny zarzut jaki zauważy każdy amator, to słabe przygotowanie warsztatowe autorki. Czytając fragmenty jej opowieści, a praktycznie cały tekst, można wysnuć wniosek, że utwór został napisany przez dziecko. Nieskładne zdania, mnóstwo powtórzeń, niekonsekwencja, brak logiki w wielu wydarzeniach to tylko wierzchołek góry lodowej. Styl Joanny Bury nie posiada w sobie żadnej świeżości, jest po prostu zły i niedopracowany. Czytelnik męczy się podczas czytania tego tekstu, będącego swoistym obszerniejszym notatnikiem.
Autorce nie udała się również kreacja głównych bohaterów. Zarówno Ania jak i Marek są postaciami mdłymi, bez widocznych cech charakteru, w zasadzie są bezpłciowi. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie infantylizmu w ich zachowaniu. Ania jest niekonsekwentna i irytująca, widać w niej brak jakiejkolwiek dojrzałości emocjonalnej. Marek za to posiada jeszcze mniej cech, którymi mogłabym go określić. Widać w nim sprzeczność, autorka chyba nie miała na tę postać żadnego pomysłu.
We wstępie Joanna Bura napisała, iż inspiracją do napisania historii Ani i Marka, były prawdziwe wydarzenia. Rozumiem, że autorka zaczerpnęła pomysł na fabułę z samego życia, wielu autorów tak robi. Jednakże wykonanie jej utworu jest fatalne pod każdym względem. Historię dziwnego związku minimalnie ratują opisy krajobrazów okolic Jarosławia i ich zabytków. Mam wrażenie, że autorka chciała przybliżyć swoim czytelnikom klimat Polski południowo-wschodniej, jednakże często opisy umieszczone w poszczególnych partiach tekstu były wplatane sztucznie, co jeszcze bardziej pogarsza odbiór książki jako całości.
Jestem osobą, która stara się w każdej książce znaleźć jakiś pozytywną cechę. W utworze Joanny Bury tymczasem to ja poczułam się inna. Szkoda, że nie zakończyłam swojego spotkania z książką wyłącznie na okładce, gdyż ta jest jedyną pozytywną rzeczą, jaką mimo usilnych starań udało mi się dostrzec.