Ludzkość ma przynajmniej kilka historii, które lubi opowiadać sobie wciąż od nowa i nigdy jej się to nie nudzi. Należą do nich opowieści i legendy o królu Arturze i jego niezwykłych druhach. I choć dzieje jego życia pokazano już w kilkudziesięciu filmach, kilku serialach i kilkuset utworach literackich, wciąż powstają nowe, a ich popularność nie słabnie. Każdy z nas kojarzy takie postaci, jak Artur, Ginewra, Lancelot (swoją drogą jeden z najsłynniejszych trójkątów na świecie), Merlin, Morgana, Nimue, Galahad czy Tristan. I choć wydawać by się mogło, iż niewykonalne jest opowiedzieć tę historię jeszcze inaczej, dokładając coś nowego, oryginalnego, od siebie, Bernardowi Cornwellowi udało się to nienajgorzej.
Cornwell, jeden z najsłynniejszych na świecie twórców powieści historycznych, postanowił usunąć z opowieści o Arturze wszystkie magiczne elementy. Nie znaczy to, iż w jego wersji arturiańskiej historii zabraknie takich postaci i miejsc, jak Merlin, Morgana, Avalonia czy słynny Excalibur. Jego „Zimowy monarcha” jest jednak historią Artura wojownika, wodza, wielkiego człowieka. Cornwell tworzy postać mężczyzny, który z powodu namiętności i miłości do kobiety był gotów zgubić cały kraj. Z drugiej strony Artur jawi nam się jako wytrawny polityk, zręczny manipulator i świetny mówca, chwilami wręcz retor, który wie, jak przemówić do ludzi tak, by spełniali jego polecenia. To mężczyzna, pragnący pokoju, a jednocześnie dążący do zaspokojenia swoich ambicji. Również Merlina potraktował autor „Zimowego monarchy” zupełnie inaczej, niż wszyscy dotychczasowi twórcy opowieści arturiańskich. To mędrzec i druid, strzegący starożytnej wiedzy, ale także manipulator i fanatyk religijny, w którego zdrowe zmysły czytelnik zacznie w pewnym momencie powątpiewać. Warto zwrócić uwagę również na postać Ginewry. W tej wersji historii jest ona rudowłosą, wyrachowaną księżniczką i sprytnym politykiem. Lancelot… cóż, wspomnę tylko, że daleko mu do swoich odpowiedników z poprzednich wersji historii Artura. Bernard Cornwell, pisząc swoją powieść, zanegował wszystko, do czego byliśmy przyzwyczajeni w arturiańskich opowieściach. Szczególną przyjemność lektura „Zimowego monarchy” sprawi czytelnikom, znającym już „Mgły Avalonu”. Czytając, miałam wrażenie, iż autor pragnie swoim dziełem wejść w polemikę z kultową już pozycją Marion Zimmer Bradley. Bohaterowie, których pisarka przedstawia jako szlachetnych są w powieści Cornwella kanaliami, tchórzami i kłamcami, bogobojne niewiasty, zmieniają się z czcicielki bogini Izydy, a wielcy mędrcy stają się fanatykami.
Bardzo dobrze sportretował Cornwell także Brytanię. Ziemie po odejściu Rzymian wciąż pełne są brukowanych duktów, podupadłych grodów i opuszczonych willi. Brytowie są podzieleni, po śmierci Uthera Pendragona walczą między sobą o władzę, przez co trudniej im bronić kraju przed Saksonami. Jest to także kraj, w którym dawna, pamiętana przez niewielu wiara walczy o dominację z dziwnym, chrześcijańskim Bogiem. I choć brak tu zaklęć, czarownic i magicznych wydarzeń, Brytowie wierzą w gusła, a ich postępowaniem tak naprawdę rządzą milczący bogowie, którzy choć fizycznie nieobecni, wciąż przypominają o swoim istnieniu w wypowiedziach i czynach postaci.
Dodatkowym plusem jest specyficzny rodzaj narracji, na jaki zdecydował się autor „Zimowego monarchy”. Wydarzenia opisuje bowiem Derfel, mnich mieszkający w klasztorze na wyspie Glastonbury, a zarazem były wojownik i towarzysz Artura. Derfel spisuje swoje wspomnienia na prośbę królowej Igreine. Jest to więc zarazem narrator będący blisko centrum wydarzeń, a jednocześnie posiadający dystans. Spisując swoją opowieść i relacjonując rozmowy z królową, Derfel wspomina kilkakrotnie, iż nieco nagiął wydarzenia, przedstawił je w sposób bardziej dynamiczny, acz nieco mijający się z prawdą. Jak sam stwierdza, uczynił tak ku uciesze czytelników, aby opowieść była bardziej zajmująca. Poprzez ten ciekawy zabieg Bernard Cornwell pokazał, w jaki sposób mogła kształtować się i obrastać w mityczne wydarzenia biografia wodza Brytów, żyjącego na przełomie V i VI ery.
I jeśli do tej beczki miodu można dodać jakąkolwiek łyżkę dziegciu to jest nią fakt, iż pomylił się albo polski tłumacz powieści, albo jej autor. Derfel snując swą opowieść, wspomina o „dantejskich scenach” rozgrywających się na polu walki. Zakonnik żyjący pięćset lat po Chrystusie nie mógłby posłużyć się tym określeniem. Derfel z całą pewnością nie znał dzieła wielkiego włoskiego poety. „Komedia” Dantego Alighieri bowiem jeszcze nie powstała i nie powstanie przez następne… dziesięć wieków!
„Zimowy monarcha” to pozycja obowiązkowa dla miłośników opowieści o Arturze. To zupełnie nowe spojrzenie, na wydawałoby się oklepany już temat. Jednakże również pozostali czytelnicy odnajdą w niej coś dla siebie. Nie pozostaje mi nic innego, jak zachęcić do sięgnięcia po tę niesamowitą książkę.