Mąż kiedyś mnie namówił, żeby zagrać w grę komputerową Civilization. Trochę nie ogarnęłam jak ona działa, a mój luby skwitował to takimi słowami: "jak się gra Majami, to się tu nie liczysz, przecież oni nie mieli szansy, żeby się rozwinąć." A gdyby plemionom prekolumbijskim dać szansę na rozwój. Jaką rolę mogłyby odegrać w historii świata?
Fabuła
Heran Cortes i Francisco Pizzaro bezwzględnie rozprawili się z plemionami środkowo i południowo amerykańskimi. Era konkwistadorów okazała się końcem historii Inków czy Azteków. A gdyby przypadek sprawił, że ich kultura wymieszałaby się z kulturą Wikingów, gdyby Krzysztof Kolumb nigdy nie wrócił z wyprawy do Indii, gdyby walki na kontynencie wygnały inkaskiego która Atahualpę hen daleko poza jego granice? Jak potoczyłaby się historia? Kim bylibyśmy teraz?
Zacznijmy od konstrukcji książki, bo ona wydaje mi się wyjątkowo oryginalna. Składa się ona z czterech części.
Cz. 1 "Saga o Freydís Eríksdóttir" utrzymana jest w konwencji sag o Wikingach, gdzie córka Eryka Rudego ucieka z Grenlandii i obiera kierunek południowo- zachodni.
Cz. 2 to fragmenty dziennika Krzysztofa Kolumba, który musi zmierzyć się z dziką, ale silną i dumną cywilizacją.
Cz. 3 "Kroniki Atahualpy" jest sercem tej powieści. Inkaski król przybywa do Portugalii. Zastaje zmęczony wojnami kontynent i musi stawić czoła Inkwizycji. Rozpoczyna się marsz przez Europę, a pozornie nieokrzesani cudzoziemcy okazują się wytrawnymi graczami.
Cz. 4 "Przygody Cervantesa" to podsumowanie. W formie rycerskiego eposu Laurent Binet prezentuje skutki inkaskiej bytności na kontynencie. Wyciąga wnioski i roztacza fantazję, jakie siły mógłby rządzić światem gdyby prekolumbijskie plemiona nie zostały brutalnie zasymilowane.
Każda z części ma swój niepowtarzalny charakter i utrzymana jest w literackiej konwencji danego gatunku, czyli sagi, dziennika, kroniki, rycerskiego eposu. Można powiedzieć, że swoją alternatywną wizję historii Laurent Binet przedstawia w czterech odsłonach i są ostre zakręty dla dziejów ludzkości.
Laurent Binet zrealizował swój pomysł w bardzo śmiały sposób. "Cywilizacje" to wizja, która rozgrywa się na najwyższych szczeblach władzy. Powieść pełna jest bardzo dobrze nam znanych nazwisk: Henryk VIII, El Greco, Karol V, Tomasz Morus, Erazm z Rotterdamu, Marcin Luter (itp.), a na koniec jeszcze Cervantes. Nafaszerowanie książki powszechnie znanymi postaciami i zrobienie tego w takiej znacznej ilości to był strzał w dziesiątkę. Takie tematy jak Inkwizycja czy reformacja przerabiane są około 5 klasy podstawówki. Każdy, nawet najbardziej oporna na historię jednostka, wie o co chodziło i jakie te zjawiska wywołały skutki. Mieszając w fundamentalnych momentach w dziejach i zmieniając je z bezlitosną konsekwencją i logiką Laurent Binet wywołuje u czytelnika wręcz paranoidalne wrażenie, że to co czytamy jest po prostu nie tak, ale jakże bliskie, oczywiste.
Podsumowanie
Temat, którego podjął się Laurent Binet, jest fascynujący. Przy okazji różnego rodzaju publikacji czy filmów nachodzą mnie myśli, co by było gdyby kolonizacja obu Ameryk wyglądała inaczej, gdyby rdzenni mieszkańcy nie zostaliby zepchnięci na margines. "Cywilizacje" to odważna wizja. Autor nie szczypie się z dziejami Europy. Brutalnie rozprawia się ze stanem wiedzy, który mamy. Puszcza wodze fantazji i odwraca go do góry nogami.