Kiedy po raz pierwszy ujrzałam okładkę powieści Nicole Deese pt.: Iluzja, moim pierwszym skojarzeniem – do dzisiaj nie mam bladego pojęcia, dlaczego przyszło mi to w ogóle do głowy - było to, że jest to thriller młodzieżowy. Po przeczytaniu opisu moje skojarzenie zostało rozwiane, choć wciąż nie wiedzieć czemu nastawiłam się na coś z takim wątkiem. Jakie było moje zaskoczenie, gdy lektura pierwszego rozdziały powiedziała mi jasno, że to nie będzie taka książka. Czy mimo tego Iluzja mnie zachwyciła? Odpowiedź na to pytanie znajdziecie w tej recenzji.
Molly jest blogerką modową i urodową, choć jej zawód można określić słowem influencerka. Kobieta przyciąga do siebie bardzo dużo obserwujących, a co za tym idzie - może się pochwalić wysokimi zarobkami. Kiedy jej chłopak, który jest jednocześnie jej menedżerem, proponuje jej udział w castingu na gospodynię telewizyjnego programu, prawdziwa sława staje się bardzo realna. Jednak Molly potrzebuje zdobyć doświadczenie w pracy z młodzieżową, co zaprowadza ją pod drzwi lokalnej fundacji. Tam poznaje Silasa - chłodnego dyrektora, który sprawuje tam pieczę nad grupką trudnej młodzieży. Nie jest on zachwycony obecnością Molly, jednak szybko okazuje się, że zderzenie dwóch tak różnych światów może przynieść ciekawe zwroty akcji.
Zacznę może od głównej bohaterki, która zaskoczyła mnie wieloma rzeczami. Molly z początku wydała mi się influencerką, która dość mocno jest zapatrzona w siebie i ekran swojego telefonu. Dała mi się również poznać jako osoba, która nie potrafi się postawić swojemu chłopakowi, a jednocześnie menedżerowi, chociaż wszyscy doskonale wiemy, że praca influencera nie oznacza brania wszystkich propozycji, jak leci, a każda taka osoba ma prawo odmówić podjęcia się jakiejś promocji. Mimo tego jednak uważam Molly za naprawdę ciekawą bohaterkę, która z pewnością zyskuje przy bliższym poznaniu.
Na uwagę zasługuje również Silas, który zdobył moją sympatię swoją siłą i pewnego rodzaju odwagą. Mało jest osób, które zdecydowałyby się na tak wiele, by zapewnić odpowiednią opiekę swoim podopiecznym. Za pomocą jego postaci autorka pokazała, że na świecie mogą i z pewnością istnieją tacy ludzie, którzy nie przejmują się własną wygodą i poziomem życia, a liczy się dla nich realna pomoc – w tym przypadku dla trudnej młodzieży i młodych dorosłych, którzy wkraczają w dorosłe życie, a z różnych powodów nie mogą liczyć na wsparcie rodziców czy reszty rodziny.
Autorka pokusiła się tutaj o poruszenie wielu jednych lżejszych, drugich wprost przeciwnie wątków. Mnie najbardziej wciągnął ten dotyczący właśnie młodzieży przebywającej w siedzibie fundacji, ponieważ wśród mieszkańców tego miejsca znaleźli się pogubieni młodzi ludzie o różnych charakterach, a jednocześnie wspierający się wzajemnie. Nie wiem, dlaczego te fragmenty tak mocno mnie poruszyły - po prostu nie mogę o nich zapomnieć do dzisiaj. Nicole Deese zadbała również o to, by czytelnik nie czuł się znużony i starała się wplatać różne tematy, które w pewnym momencie mocno związane były z główną bohaterką.
Nie wiem za bardzo, co mogę tutaj jeszcze dodać. Wciąż kłębi się we mnie masa emocji po skończeniu lektury Iluzji. Jestem niesamowicie wdzięczna, że mogłam poznać tę powieść i dać się jej porwać. Historia Molly to nie tylko romans o ludziach z różnych środowisk, ale historia o niesieniu realnej pomocy, o odnajdywaniu siebie, o obalaniu mitów dotyczących mediów społecznościowych. Jeśli poszukujecie książki zahaczającej o któryś z tych tematów, to koniecznie sięgnijcie po Iluzję, bo warto.