Jakiś czas temu miałam okazję przeczytać lekką książkę, która pozwoliła mi odetchnąć od mocniejszych tematycznie historii. "Iluzja" to nic innego, jak przerzucenie rzeczywistości na karty powieści. Molly to młoda, piękna kobieta, która jest znaną blogerką modową. Aby wziąć udział w pewnym programie musi złapać doświadczenie w pracy z młodzieżą. Trafia do Silasa, prowadzącego ośrodek dla młodzieży, który pomaga w przejściu młodych ludzi do dorosłego życia.
I tak oto pojawiają się najważniejsze motywy, jakie Nicole Deese wprowadziła do "Iluzji". Ta historia aż krzyczy, że nie jest za późno na zmiany, że nie zawsze faktycznie robimy coś, z czego jesteśmy dumni, tak na 100%. Kreujemy się na osoby, którymi tak naprawdę nie jesteśmy, a droga, by to dostrzec nie jest prosta. To pełna zawiłości podróż, która uświadamia w wielu kwestiach życiowych.
"Iluzja" zwraca uwagę na to, jak niezbędna jest pomoc dzieciom i młodzieży, ponieważ ma to wpływ na kształtowanie ich przyszłości oraz podejmowanie decyzji włączając w to konsekwencje, z którymi trzeba się liczyć. Jest poruszony temat wiary mający znaczny wydźwięk i mimo, że stronię od tematów religijnych, to jakoś bardzo mi to nie przeszkadzało. Chciałam się zrelaksować przy książce i udało się.
Historia o wielkich zmianach w życiu, szukaniu sensu i drogi w sferze religijnej, a także o miłości, która pojawia się niespodziewanie, dodaje skrzydeł i sprawia, że przyjemniej patrzy się na to, co nas otacza. Na...