Książka Ewy Ostrowskiej zainteresowała mnie samym tekstem na tylnej okładce. Początkowo myślałam, że będzie to prosty kryminał, z szybkim rozwiązaniem, ba, może nawet prędko dojdę do tego, kto jest mordercą. Ale tak się nie stało i zostałam mile rozczarowana.
Nevada. Spokojne miasteczko, w którym każdy każdego zna. Ludzie żyją w przeświadczeniu, że mijany na ulicy sąsiad jest przyjacielem, pani z warzywniaka obok zawsze posłuży radą a uczynny doktor nigdy nie odmówi pomocy. Żyje się tutaj jak w idyllicznym, wyśnionym wręcz świecie, gdzie nie ma miejsca na demony i zło. Wszystko zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni, gdy ktoś porywa syna Hellen i Willa Barkinsów, Patricka, spod czujnych oczu rodziców. Akt ten dokonuje się w dzień, kiedy chłopiec bawił się w piaskownicy przed domem, w momencie, gdy ojciec czytał gazetę na tarasie, popijając kawę, zerkając na syna. Kilka dni później Hellen znajduje w piaskownicy manekina złudnie przypominającego jej zaginionego synka. Wybiega z wypisaną w oczach radością, mając nadzieję, że koszmar już się skończył. Gdy orientuje się, że to nie dziecko, a na głowie manekina znajduje się skalp z włosami synka, popada w depresję. Jak mogło do tego dojść? Kto tak okrutnie znęca się nad zrozpaczonymi rodzicami? Jakim cudem udało się zbrodniarzowi wykraść dziecko w biały w dzień?
Tego ma zamiar dowiedzieć się szeryf Haig, detektyw Peters oraz sporządzająca profile Jennifer Whitaker. Z początku ich praca idzie opornie, nie mogą się dogadać, dochodzi do wielu spięć, jednak z czasem potrafią sobie zaufać. Haig, jako osoba mieszkająca w Nevadzie, znająca mieszkańców, ma tym trudniejsze zadanie, bo w świetle dowodów okazuje się, że osoba stojąca za morderstwem, jest jedną z wielu mijanych przez lata na ulicach. Jest jedną z nich. Co gorsza, brutalnie i w pełni świadomie dokonuje zbrodni. Haig ma mało czasu, by odkryć kim jest. W trakcie śledztwa na jaw wychodzą ciemne sprawy szanownych mieszkańców Nevady. Nikt nie jest tym, za kogo się podaje. Morderca nie śpi i wkrótce dochodzi do kolejnej tragedii. Wstrząśnięte tragedią miasteczko nie spodziewa się tego, co ma dopiero nadejść. Czy Haigowi uda się dotrzeć do prawdy?
Osobiście książkę czytałam z wypiekami na twarzy, nie wiedząc, czego mogę się spodziewać na następnych kartkach. Początkowa jednostajność narracji wprowadza czytelnika w sielankowość miasteczka, by później nagle zburzyć ten obraz brutalnością i okrucieństwem. Obrazy przedstawiane przez Ostrowską są niesamowicie sugestywne. Czytelnik zaczyna się zastanawiać nad tym czy to jest możliwe, by ktoś był zdolny do takich czynów.
Co do postaci trudno jest je ocenić. Są zróżnicowane na niemal każdym poziomie. Początkowo pałałam sympatią do wspomnianej wcześniej Hellen. Wydawała mi się osobą spokojną, zdystansowaną, nieco pedantyczną. Była kochającą matką i żoną. W miarę czytania moja sympatia przypadła w udziale Haigowi. Sam nie miał łatwego życia, jednak nie zatracił w sobie nadziei na dobre zakończenie i uparcie brnął w śledztwo, ze wszystkich sił starając się odnaleźć oprawcę. Poświęcał temu każdą minutę, jego myśli wypełnione były jednym celem : udaremnić kolejne morderstwa. Nawet Peters, szorstki w obyciu, raczej nieprzyjemny detektyw okazał się osobą z krwi i kości. Co do charakteru samego mordercy – powiem jedynie, że byłam w ciężkim szoku. Ostrowska z mistrzowską precyzją skonstruowała potwora, wnikając w jego psychikę, przedstawiając w sposób niejednoznaczny.
„Kamuflaż” to książka dla osób o zdecydowanie mocnych nerwach. Wciąga od pierwszej kartki i nie przestaje nękać, aż do samego końca. Tajemnice nasilają się w tempie ekspresowym, autorka co rusz wprowadza nowe fakty, które zamiast rozjaśnić sprawę, tylko ją gmatwają, a morderca może być kimkolwiek. Co najgorsze na ofiary wybiera niewinne dzieci, co jeszcze bardziej pogłębia strach i niedowierzanie mieszkańców. Będziesz w stanie wniknąć w umysł kogoś, kto znęca się nad czystą i nieskalaną istotą? Ja wniknęłam i poczułam ten sam strach, co Nevada.