Aktualna sytuacja polityczna sprawia, że możemy mieć pewien problem z sięganiem po autorów urodzonych w Rosji. Trwa coraz większa nagonka na wszystkich obywateli tego kraju, a bojkot nie omija również literatury. Na ile są to właściwe i coś zmieniające kroki, pozostawiam sumieniu czytelników. Warto jednak zaznaczyć, że Julija Jakowlewa – choć urodzona w Rosji – znajduje się w obecnej sytuacji zdecydowanie po „naszej stronie barykady”. Jej książki bezkompromisowo obnażają prawdę na temat ojczyzny tak wielkich pisarzy jak Tołstoj czy Dostojewski. Z tego względu książki Juliji Jakowlewnej czytane są najchętniej poza granicami Rosji, a nie w kraju, o którym opowiadają.
O samej autorce i jej sytuacji pisałem już nieco przy okazji recenzji książki „Towarzyszu mój”, która otwiera trylogię przygód śledczego Zajcewa. „Niebo całe w diamentach” jest zamknięciem tego niedługiego cyklu. Przypomnę jedynie, że Julija Jakowlewa to współczesna powieściopisarska, której uznanie przyniosły książki dla dzieci. Zdecydowała się jednak spróbować swoich sił w literaturze przeznaczonej dla dojrzalszych odbiorców. We wspomnianej trylogii przenosi nas do Rosji lat 30-tych ubiegłego wieku.
I właśnie to jest w moim odbiorze największym atutem wszystkich trzech książek z serii! Możemy w pewnym sensie zajrzeć za kurtynę, która w niedługim czasie miała dopiero stać się „żelazną”. Niewiele jest pozycji, które przedstawiają Rosję okresu międzywojennego. Julija Jakowlewa robi to w sposób bardzo plastyczny, dosadny i szczegółowy. Ponadto posiada odpowiednią legitymację aby to robić. Gdyby autorem tych powieści był ktoś urodzony w Wielkiej Brytanii, Niemczech czy Francji – ciężko byłoby uchronić mu się przed zarzutem stronniczości. Zwróćmy uwagę, że zazwyczaj towarzyszy nam pewna doza niesmaku, gdy ktoś z zagranicy zabiera się za „wyciąganie naszych brudów”. Inaczej odbieramy książki napisane przez naszych rodaków, nawet te najbardziej krytyczne. Bez wątpienia warto zapoznać się z tym co do powiedzenia na temat Rosji lat 30-tych ubiegłego wieku, ma Julija Jakowlewa. Oczywiście pamiętajmy, że sięgamy po powieść detektywistyczną, a nie po reportaż, jednak bez dwóch zdań autorka przemyca w niej wiele prawdziwych informacji, a niektóre opisane wydarzenia wzorowane są na faktach.
Podobnie jak w przypadku poprzednich dwóch części, akcja tej książki również toczy się w Leningradzie. Po raz kolejny towarzyszymy Wasilijowi „Wasi” Zajcewowi w rozwiązywaniu zagadki kolejnego morderstwa. Odnośnie wielu elementów można użyć tu wyrażenia: „po raz kolejny”. Nie jest to jednak zarzut – jeśli coś działa i sprawia nam satysfakcję, dlaczego mielibyśmy coś zmieniać. Piszę to z perspektywy osoby, która lubi sięgać po przewidywalne pozycje. Nie przeszkadza mi to, że zaczynając kolejną książkę Agathy Christie, zanim ją otworzę, mogę mniej więcej przewidzieć jej strukturę. Będzie morderstwo, będą opisy postaci, autorka zwróci naszą uwagę na poszczególne detale, a na koniec dojdzie do rozwiązania zagadki w obecności wszystkich podejrzanych.
Sięgając po „Niebo całe w diamentach” nie spodziewajcie się wielkich zmian względem poprzednich części cyklu. Akcja będzie posuwała się niespiesznie naprzód. Natraficie na wiele szczegółowych opisów, które mogą być ciężkostrawne dla tych, którzy wymagają od lektury ciągłego dostarczania nowych bodźców. Poczujecie ten specyficzny klimat radzieckiej Rosji, pełen niepokoju, mroku i wzajemnej podejrzliwości. I to wszystko Julija Jakolwewa podaje nam w stylu retro. Oczywiście nie jest to identyczna książka względem poprzednich dwóch. Widać tu pewne zmiany i rozwój postaci. Zajcew nie jest już takim „solistą” w rozwiązywaniu kolejnej zagadki śmierci. Zmienia się też nieco sposób prowadzenia narracji, co nie każdy odbierze na plus. Może dobrze było pozostać przy tym „co działa”, ponieważ potrzeba czasu aby dostosować się do „rwanej akcji” i niekoniecznie uda nam się zsynchronizować ze stylem autorki przed końcem lektury.
Jeśli chodzi o warstwę fabularną – powinniście odkryć tę historię sami. Nie wypada pisać o kryminałach zbyt wiele, aby nie psuć nikomu radości z lektury. Napiszę jedynie, że ginie podstarzała i bardzo bogata aktorka filmowa (wiecie, taka z tych „całych w diamentach”). To oczywiście sprawa dla śledczego Zajcewa, który jest naprawdę nietuzinkowo wykreowany i niezmiennie budzi moją sympatię. Podążając za tropami, dowiadujemy się coraz więcej, nie tylko o sprawie, ale także o Rosji. Ciężko nie zauważyć, że mimo upływu blisko wieku względem czasu osadzenia fabuły - pewne rzeczy niewiele się zmieniły. Zwróćcie uwagę choćby na nieomylność „wspaniałej” władzy i silne przekonanie, że rodzima wytwórnia filmowa może zastąpić zakłamane produkcje rodem z Hollywood.
Na koniec uwaga odnośnie samego wydania. Książki pięknie prezentują się na półce. Wydawnictwo „Czarna Owca” wykonało świetną robotę. Okładki przyciągają wzrok, a całość daje poczucie, że naprawdę sięgamy po kryminał utrzymany w stylu retro.
Polecam miłośnikom książek, których akcja nie toczy się w zawrotnym tempie. W kontekście obecnych wydarzeń warto spojrzeć wstecz, aby zrozumieć, że pewne cechy narodowe Rosjan są mocno zakorzenione w przeszłości.