Zbliża się czas, kiedy bardzo często będziemy składali sobie życzenia. Przeważnie standardowe "wszystkiego dobrego", na które bardzo prawdopodobnym jest, że usłyszymy zdawkowe "wzajemnie" ale usłyszymy też może "spełnienia marzeń" i żebyśmy ten czas spędzili w gronie rodzinnym.
I to jest taka esencja tego, co czeka na nas w powieści Agnieszki Lis "Kawiarnia pełna marzeń". Rodzina. Nie zawsze idealna, nie zawsze żyjąca w zgodzie, nie zawsze popierająca nasze decyzje ale zawsze będąca przy nas. Czy nam się to podoba czy nie. A o kłótnie, niedomówienia czy spięcia w tym gorącym, przedświątecznym czasie nie trudno.
Poznajemy grupę wieloletnich przyjaciół. Może nawet nie tyle poznajemy co wracamy do nich, bo poznaliśmy ich już w "Zapachu goździków" czy "Blasku choinki". Razem z nimi zaczynamy przygotowania do tego magicznego, bożonarodzeniowego wieczoru bowiem rodziny Arkadiusza i Klemensa od zawsze spędzają ze sobą Wigilię. Tak ma być i tym razem wszak tradycja rzecz święta. Jeśli nie czytaliście wcześniejszych części i tak szybko połapiecie się w rodzinnych i przyjacielskich koligacjach ponieważ autorka na końcu zamieściła spis wszystkich postaci.
Dagmara nie może pogodzić się z faktem, iż została zwolniona z korporacji. Fakt ten staje się przyczynkiem do spełnienia swojego marzenia, otworzenia kawiarni. Nie ma chyba nikogo lepszego ponieważ Dagmara zna się na kawie jak mało kto. Parzenie i serwowanie tego aromatycznego napoju wyniosła na wyżyny. Pomóc jej chce teściowa ale wiadomo jak to z teściowymi bywa, wtrącają się we wszystko i szarogęszą. No, poza moją, bo moja taka nie jest :) Czy Dagmara da sobie pomóc i przyjmie rady doświadczonej już restauratorki?
Justyna rodzi dziecko a po włamaniu do domu i koniecznym remoncie zmuszona jest przenieść się do teściów, u których powiedzieć, że sytuacja jest skomplikowana to jak nic nie powiedzieć. Przeprowadzka powoduje u Justyny depresję i potęguje wrażenie, że nic od niej nie zależy a ona sama na nic nie ma wpływu. Remont bierze na siebie sąsiad Paweł, który nieparlamentarnych słów używa jak przecinków ale tak naprawdę to człowiek z sercem na dłoni. Potwierdza się zasada, by nie oceniać książki po okładce a dnia przed zachodem słońca.
"To tylko czas cudów. Wiesz, spadają gwiazdki, wypowiadamy życzenia, one się spełniają... Takie tam."
To moja pierwsza, świąteczna książka i to właśnie ona wprowadziła mnie w świąteczny nastrój. Z tej powieści bije tak cudowne, domowe ciepło, tak rodzinna atmosfera, że każdy chciałby móc usiąść z Arkadiuszem, Klemensem, Barbarą, Melanią i ich rodzinami przy jednym stole. Bo właśnie to jest esencja tego wyjątkowego czasu. Bliskość. Nawet jeśli w rodzinie dochodzi do nieporozumień to w tym właśnie czasie możemy liczyć na najbliższych. Myślę też, że to oni są nam potrzebni i bardzo często pomocni w rozwijaniu naszych skrzydeł. Możemy się zżymać na to, że czasami ta pomoc jest może zbyt wielka lub nachalna ale finalnie przecież nie chcemy być sami z problemem.
"Kawiarnię pełną marzeń" czyta się wszystkimi zmysłami i chyba bardziej węchem i wyobraźnią niż oczyma. Uszy chłoną dźwięki Wariacji Goldberowskich, na języku czujemy wyrafinowany smak Cabernet Sauvignon czy Buche de Noel. Cudowne doświadczenie.
Tak bardzo trzymałam kciuki za Dagmarę, za to, żeby jej się powiodło a marzenie o własnej kawiarni ziściło. Może po części też dlatego, że sama mam marzenie ale jednak za mało odwagi do jego spełnienia. Jeszcze ;)
Gorąco polecam Wam tę powieść. Pomimo kolorowych światełek i zapachu pysznych potraw nie zawsze jest tak słodko. Czasami ktoś jest samotny, czasami ktoś zostaje z wielkim problemem, którego samemu nie sposób udźwignąć. Ale od czego jest rodzina, przyjaciele, znajomi. I kawa i wino.