Hiszpańskojęzyczna fantastyka nie jest zbyt częstym gościem na księgarnianych półkach. O wiele częściej sięgamy po angielską lub, chociaż rzadziej, naszą rodzimą. Tym bardziej intrygująca jest powieść "Saga o rubieżach" Liliany Bodoc, której wydania podjęło się wydawnictwo Prószyński i S-ka. Czy faktycznie jest to tak epickie dzieło, jak napisano na okładce?
Lud Husihuilków to najbardziej wojownicze plemię Żyznych Ziem. Spokój w ich życiu zakłóca czarownik, Kupuka, który przychodzi ze śmiertelnym ostrzeżeniem o nadciągającej armii ze Starych Ziem. Czy są to dawno zaginieni Boreaszowie, czy coś gorszego, co chce zniszczyć świat, jaki znają? Każda nacja wysyła swojego przedstawiciela na naradę, a jednocześnie rozpoczyna przygotowania do wojny... Nie wszyscy jednak chcą się przeciwstawić nieuniknionemu, woląc zdradzić Jelenia i zbratać się z siłami zła. Tylko od mieszkańców Żyznych Ziem zależeć będzie ostateczny wynik starcia.
Losy całego kontynentu odpierającego ataki sług zła obserwujemy na przestrzeni wielu lat. Ledwie zdążymy się przywiązać do konkretnej postaci, ta umiera lub odchodzi w cień. Chociaż większość jest czarno-biała, niektóre ich działania mogą nas zaskoczyć. Ich psychologia została ukazana wiarygodnie i wnikliwie, a najciekawsi bohaterowie, paradoksalnie, to ci źli, a szczególnie Pomroka, matka Misaianesa. Trzecią stroną w konflikcie, która, choć nie występuje bezpośrednio, ma ogromne znaczenie jest matka natura. Czerpią z niej czarownicy, wspierający siły dobra, ale również każde żywe stworzenie opierające się najeźdźcom z całych sił.
Autorka podjęła się zadania trudnego, ale nie niewykonalnego. Gdyby tom pierwszy składał się tylko z jednej księgi, efekt byłby o wiele słabszy, a tak dostaliśmy naprawdę epicką powieść, złożoną z dwóch części, która aspiruje do bycia hiszpańskim "Władcą Pierścieni". Bohaterowie stanowią tutaj tylko pretekst do pokazania odwiecznej walki dobra ze złem. Bardziej niż jednostki obserwujemy społeczeństwa, nacje, które jednoczą się (lub wręcz przeciwnie) w starciu z wrogiem, Misaianesem. Tym samym klimat książki jest podniosły, mroczny, tajemniczy i wręcz niepokojący.
Liliana Bodoc musi jeszcze sporo popracować nad swoim warsztatem pisarskim. Szczególnie podczas lektury pierwszej księgi była widoczna pewna nieporadność stylistyczna w postaci nagłych zmian punktu widzenia bohaterów, co wprowadzało niemałe zamieszanie. Bardzo dobrym chwytem ze strony wydawnictwa było zawarcie dwóch ksiąg w jednym tomie. Nie tylko oszczędziło pieniądze, ale także, gdyby pierwsza część, "Dni Jelenia" była osobno, nie zdołałaby utrzymać uwagi czytelnika. Dopiero podczas lektury "Dni Pomroki" zaczęłam przywiązywać się do bohaterów i myśleć o stworzonym przez autorkę świecie.
A ten jest imponujący, chociaż zdaje się być oparty na naszym, współczesnym. Żyzne Ziemie do złudzenia przypominają Amerykę, a Stare Ziemie Eurazję. Królestwem Misaianesa zdaje się być Skandynawia, ukazana jako ląd górzysty, zimny i nieprzyjazny. Natomiast główni bohaterowie zamieszkują tereny Argentyny, notabene kraju pochodzenia autorki. Mapka zamieszczona na początku książki bardzo przydaje się w śledzeniu ruchów wojsk obu stron. Z racji na konieczność przemierzania wielu kilometrów, historia rozciąga się na wiele dni, a nawet lat, podczas których zachodzi wiele widocznych przemian, zarówno w pojedynczych postaciach, jak i naturze.
"Saga o rubieżach" to debiut hiszpańskojęzycznej pisarki. Chociaż styl autorki niekiedy pozostawia wiele do życzenia, a główną rolę gra niezbyt oryginalna walka dobra ze złem, jest on jak najbardziej udany. Wiele tu nawiązań do Tolkiena, ale Liliana Bodoc ma swój pomysł na tę historię. Do końca trylogii brakuje tylko ostatniego tomu, "Dni ognia". Oby wyszedł u nas prędko.