O „Hiszpańskim pogrzebie” można by myśleć jak o wielkim, grubym tomiszczu, który wywołuje takie emocje, że po kilku dniach od przeczytania czytelnik nie może zapomnieć o całej historii. Jednak bardzo mocno się zdziwi ten, który dostanie w ręce tę książkę. Mała objętość (tylko 170 stron), kolorowa okładka, która nie przypomina tytułowego pogrzebu, i format A5, tak można po krótce scharakteryzować tę powieść.
Główną bohaterką jest Sandra Sendler, młoda pani weterynarz. Na początku utworu dowiedziała się, że jej były chłopak umarł. Ten, którego kochała, ten, który ją zostawił. Był to dla niej szok, bo tak nagła śmierć nie wchodziła w rachubę. Rafał, bo tak miał na imię, planował już dla nich piękną przyszłość z domem w Hiszpanii i wszelkimi wygodami, o jakich marzyła Sandra.
Oczywiście, dziewczyna zdecydowała się na wyjazd do Hiszpanii z niejakim Lwem. Był on bliskim przyjacielem Rafała i dzięki niemu Sandra rozwiązała wiele problemów związanych z Rafałem, między innymi powód ich rozstania. Całej postaci tego Lwa nie muszę dalej opisywać, bo zgadywać nie musicie, kim on się stanie dla głównej bohaterki pod koniec powieści.
Sandra jest wykształconą, niezależną i z łatwością panującą nad emocjami blondynką. Wydaje mi się, że autorka starała się obalić pogląd głupiej blondynki, który musi wszystko zepsuć (nie mam nic do blondynek, ale tak mi się skojarzyło). Cały efekt niezależnej blondynki psuje różowy kolor. Tak, nic innego jak różowy kolor. Książka jest przepełniona różowym kolorem. Różowe ściany, kołdry, ciastka i zegarki są nieodłącznym elementem fabuły i chyba byłoby grzechem, nie użyć tego słowa w tej recenzji. No i jeszcze jedno spostrzeżenie mi się nasunęło. Nie wiem, czy to był zbieg okoliczności, ale gdyby nie to, że Sandra była blondynką, byłbym skłonny myśleć, że Mar Zella chciała napisać książkę z wątkami autobiograficznymi. Obie kochały zwierzęta i były wegetariankami, więc podobieństwo, moim zdaniem, uderzające. Oczywiście, główna bohaterka została postawiona przed faktem nowego związku po śmierci poprzedniego partnera, ale jej różowy świat nie mógł nie zakochać się ponownie. Na podstawie zachowania Sandry mogę wywnioskować, że bardziej chciała pojechać do Hiszpanii, niż pochować swojego ukochanego.
W książce został poruszony temat duchów. Przynajmniej autorka nie poruszyła problemu wampirów, wilkołaków itp., więc wyszedł o wiele lepszy efekt. Początkowo nie mogłem rozgryźć Aki. Dziewczyna była jakaś dziwna. Pojawiała się w najmniej nieoczekiwanych momentach i znikała. Później dopiero dowiedziałem się, że Aki była duchem. Było to odkrycie chyba nie aż tak zaskakujące, bo po tym jak czytałem o różowym na każdym kroku, nic bardziej nie mogło mnie zdziwić. Aki pomogła też Sandrze w wysypaniu prochów nad brzegiem morza. Gdyby tego nie zrobiła, Rafał byłby uwięziony. Początkowo była ona postacią denerwującą, bo te ciągłe jej wykłady o śmierci i życiu miały filozoficzny charakter, ale potem stała się osobą intrygującą.
Pora kończyć ten elaborat, bo trochę mi się wydłużył ten tekst. Na podsumowanie mogę powiedzieć, że książka ma wyłącznie charakter rozrywkowy. No, pomijając fakt tych wykładów Aki, przy takiej książce można się zrelaksować po ciężkim dniu w pracy czy w szkole. Bardzo szybko to przeczytałem, więc mogę powiedzieć, że to książka na jeden wieczór.