To lubię! To mnie wciąga! To sprawia, że zapominam o współczesnym świecie!
Nie ukrywam, że jestem miłośnikiem powieści opartych na motywach starożytnych, średniowiecznych, i ogólnie historii Francji. A książka R. Sardou opisuje właśnie czasy średniowieczne i na dodatek większość akcji toczy się we Francji. Czyli lepiej trafić nie mogłam. Aczkolwiek początek nie zwiastował ciekawej lektury.
W przypadku R. Sardou początki bywają trudne i zagmatwane. Autor lubi zawiązywać kilka wątków jednocześnie i prowadzić je równolegle do ostatnich stron. Tak było i tym razem. Jest rok 1284. W nieznanej wielu prowincji Francji - Draguan, biskup Haquin (osamotniony, wyobcowany i rzadko kontaktujący się ze zwierzchnikami) staje przed nie lada problemem. Zakrystian przynosi mu wiadomość o zapomnianej przez wszystkich osadzie, znajdującej się na mokradłach, gdzie nie prowadzi żadna droga ni ścieżka. Zamieszkujący tam ludzie, odwróceni od Boga i wiary chrześcijańskiej, prowadzą iście pogański tryb życia. Biskup postanawia działać, wyznacza więc księdza Henna Guiego na wikariusza nieistniejącej już parafii. Niestety silne mrozy i niekończąca się zima utrudniają nowemu proboszczowi przybycie na spotkanie. Haquin niepokoi się coraz bardziej... I ma powody, podejrzewa, co może go spotkać... Na kilka godzin przed przybyciem Guiego, biskup zostaje zamordowany. Nikt nie wie kto i dlaczego tego dokonał.
Od tej pory rozpoczyna się dosyć wolna, lecz w miarę upływu czasu rozkręcająca się akcja książki. O chwili śmierci biskupa Draguan pojawiają się trzy splatające się ze sobą wątki, równie ciekawe co intrygujące i tajemnicze. Oczywiście powieść ta ukazuje dobre i złe strony katolicyzmu z Europie. Niestety przeważają te drugie, co dla mnie wcale nie było zaskoczeniem. Zdradzę też, że w tej historii nie ma wielkiego happy endu, aczkolwiek zło także do końca nie zwycięża.
Kościół jako instytucja od wieków wywołuje w społeczności Europy mieszane uczucia. I wcale się temu nie dziwię, zważając na wyprawy krzyżowe, inkwizycję i zawłaszczanie wielkich dóbr przez biskupów, kardynałów czy papieży. Uważam za haniebne stawianie ogromnych świątyń, pełnych przepychu, złota, drogocennych kamieni dla czczenia Boga, który przykazuje ludziom kochać bliźniego i pomagać mu w potrzebie. Dlaczego więc topi się ogromne krocie w budowaniu niepotrzebnych czasami bazylik, a nie zwraca się uwagi na ludzi ubogich, którzy nie mogą poradzić sobie w życiu.
Po części ten temat poruszony zostaje z książce R. Sardou. Autor ukazuje ogromną pychę, żądzę nie tylko pieniędzy, ale też zawładnięcia całym światem przez zwierzchników Kościoła. Oczywiście nie jest to powieść stricte historyczna, ale sądzę, że sporo faktów Sardou zaczerpnął z kronik i archiwów paryskich diecezji. Do tego wpadł na niebanalny pomysł, który do końca trzyma w napięciu i tajemnicy - i za to właśnie wystawiłam tak wysoką ocenę. Polecam ten thriller średniowieczny wszystkim miłośnikom zagadek, knowań i mistrzowskiej narracji połączonej z ciekawą wiedzą na temat średniowiecza.