Jak to byłoby wspaniale, gdy od czasu do czasu w naszym życiu pojawiała się dobra wróżka i pomagała uporządkować pewne rzeczy. Dobra pani z miotełką w ręce mogłaby posprzątać na naszym niebie i zbierające się czarne chmurzyska, które zwykle zwiastują jakieś tarapaty pozbierać gdzieś do worka i wyrzucić daleko hen !
Debiutancka powieść Marty Stefaniak bardzo mnie zaskoczyła. Bo nie spodziewałam się tak różnorodnej historii opowiedzianej na kartach książki, która jest niby bajką dla dorosłych i ma w sobie tyle przeciwstawnych elementów. Jedne z nich są iście rodem z baśni, a inne z życia prowincjonalnego miasteczka. Myślę, że pochodząca z mojego regionu - Podkarpacia pisarka swoje miasteczko odwzorowała na sporej grupie miejscowości z rodzinnych stron, w których panuje atmosfera powiedzmy delikatnie w kolorze szarym. Tak, tak drodzy mieszkańcy stolicy i innych dużych grodów. W Polsce - ktoś tu śmiało w kampanii wyborczej powiedział, że Polska jest tylko jedna - a to mija się z prawdą - jest w biednych regionach sporo takich mieścinek, które wioną na kilometr marazmem i stagnacją. Po upadku komuny upadły i one. Dające utrzymanie i poczucie bezpieczeństwa fabryki i zakłady pracy upadły, a w ich miejsce nie powstało nic w zamian. Ludzie nie mają perspektyw, dotyka ich bieda i bezrobocie. No tak mają jeszcze szanse jak mąż sklepowej z powieści na wyjazd zagraniczny na tzw saksy, ale ile kosztują zarobione tam euro - kto przeliczy koszt rozłąki i rodzące się patologie ? Prowincjonalne miasteczko opisane w powieści jest smutne lecz prawdziwe. Korupcja, obstawianie na stołkach swoich ludzi przez rządzących, zaniedbanie infrastruktury i rozwoju, brak perspektyw na lepsze jutro to dla wielu Polaków nie tylko literacka fikcja, ale i rzeczywistość.
Powieść Stefaniak dzieli się na trzy części. W pierwszej poznajemy realia życia i mieszkańców owego miasteczka. Część druga to już bajka. Bo nagle pojawia się starsza pani, niepozorna kobietka, która nosi sztruksową kurtkę, długa spódnicę i znoszone adidasy. I umie czarować ! Ma chyba w ręce niewidzialną różdżkę i czyni istne cuda....................
Pewnie w niejednym miasteczku przydałaby się taka kobieta, która umie wykrzesać dobro.
Książka mnie zaskoczyła ciekawie pomyślaną historią, której zakończenie jest trochę zagadkowe i takie jakieś niedopowiedziane. Końcówka tej lektury dryfuje chyba w stronę fantastyki bajkowej w wydaniu dla dorosłych. Jaka jest ta powieść? Na pewno oryginalna. Szybko się ją czyta. Nie dało mi się jednak przy czytaniu zrelaksować, bo ciągle zmuszałam się do pewnych rozważań i refleksji. Jaką wielką moc musiałaby mieć osoba, która zmieniłaby małomiasteczkowe skorumpowane władze w ludzi z dobrym sercem? Jaka siła zmusiłaby widzące czubek własnego nosa władze do służby na rzecz wyborców? Przecież to dziś zdarza się chyba tylko w bajkach. Sporo emocji, porównań i wniosków wzbudziło we mnie przeczytanie tej książki z kupą realizmu i szczyptą bajki. I pewnie to zasługa tego, że część z tej literackiej fikcji jest na co dzień w moim życiu, w świecie, który widać z okien mojego mieszkania.