Książka jest zapisem fascynującej dyskusji dwóch profesorów historii o czasach PRL, fascynującej dlatego, że sami rozmówcy brali czynny udział w wydarzeniach politycznych, stojąc po różnych stronach barykady. Rozmowa stoi na wysokim poziomie, nie ma żadnych wycieczek osobistych. Poza tym zawsze ciekawe jest śledzenie interpretacji historii przez ludzi, którzy ją tworzyli, a że są profesjonalistami, mają zatem świadomość pułapek czyhających na tych, którzy wspominają: wybiórcza pamięć, skrajnie subiektywne podejście, ryzykowne teorie spiskowe (co nie znaczy, że w owe pułapki nie wpadają, zwłaszcza Werblan).
Wyłania się z tej książki obraz historii PRLu pełnej dziur głównie z powodu braku dostępu do archiwów radzieckich (teraz rosyjskich). Czasami wyciekają z nich jakieś dokumenty, ale to są tylko ochłapy. I tak na przykład, wielką zagadką jest, dlaczego Sowieci zbrojnie nie interweniowali w październiku 1956 r. Twierdzi się, że przeciwstawili się temu Chińczycy, ale to tylko hipoteza; opinia Werblana: „Dopóki nie ujawnią wszystkich archiwów z Moskwy, to dokładnie nie będziemy wiedzieć.” I tak jest przy wielu innych sprawach. Na przykład wiedza o grudniu 1981 jest wciąż mocno niepełna, bo archiwa rosyjskie są twardo zamknięte i licho wie, czy kiedykolwiek zostaną otwarte.
Istotne jest to, że historia opowiadana w książce ma różne odcienie szarości, nigdy nie jest czarno-biała, i to czyni tę opowieść szalenie ciekawą. I tak mowa jest o tym jak po wojnie profesorowie Manteuffel i Gieysztor, którzy aktywnie działali w AK w czasie wojny, nie chcieli już iść do lasu i walczyć z komunistami, Manteuffel powiedział „nie będziemy teraz robić żadnej partyzantki, tylko będziemy robić uniwersytet”. I robili go, tak jak wielu innych. To ważna opowieść w świetle usilnie forowanego mitu `żołnierzy wyklętych' jako jedynych sprawiedliwych po wojnie.
Mówi Werblan, że rola radzieckich w obaleniu Gomułki nie jest do końca jasna, wiadomo, że go nie lubili i preferowali Gierka; posuwa się nawet do tego, że wietrzy prowokację w zajściach grudniowych w Gdańsku i Gdyni w 1970 r., ale znowu brak źródeł sowieckich czyni z całej opowieści efektowną, ale tylko hipotezę.
Słusznie twierdzi Modzelewski, że największy wpływ na pokojowe rozwiązanie strajku w 1980 r. i powstanie 'Solidarności' miała nie pielgrzymka papieża w 1979 r., ale pielgrzymka Gierka do stoczni szczecińskiej w styczniu 1971 r. Wtedy to ustalił się pewien kanon: władza komunistyczna nie będzie strzelać do strajkujących. W ogóle to Modzelewski (i nie tylko on) dobrze wspomina Gierka: „on mnie puścił, a nie zamknął. A wszyscy inni mnie zamykali, a puszczać nie bardzo chcieli.”
Znalazłem w książce parę pysznych anegdotek, przytoczę jedną: „Breżniew zapytał: kiedy w Polsce będzie kolektywizacja? Na co Gomułka odpowiedział: kolektywizacja w Polsce? Będzie wtedy, kiedy wy przestaniecie importować zboże ze Stanów Zjednoczonych.” Inny smaczek, mówi Werblan „jeśli chodzi o sfałszowanie wyborów – Gomułka gotów był na to iść zawsze, jeśli tylko uznałby to za konieczne. On nie był demokratą w sensie wyborczym.” No przepraszam, a w jakim sensie był demokratą?
Czytałem książkę z wielką przyjemnością, to prawdziwa gratka dla miłośników historii.