Niedawno zmarły klasyk literatury szpiegowskiej napisał powieść o wieloletniej przyjaźni dwóch szpiegów: Teda Mandy’ego – Anglika, i Saszy – Niemca. A spotykają się po raz pierwszy w Berlinie w końcu lat 60., w tych czasach rewolty studenckiej na Zachodzie; są wtedy, jak wielu ich kolegów, skrajnymi lewicowcami zwolennikami wolnej miłości i lekkich narkotyków; zdobywają chrzest polityczny w naparzankach z policją. Później część z owych lewicowców została terrorystami, a większość w tym Ted Mandy, weszła do klasy średniej. Opis owych czasów jest ciekawy, ale jakby nie na miejscu, bo to raczej proza obyczajowa niż sensacyjna.
Tak naprawdę to, co lubię u le Carré'a, czyli sprawy szpiegowskie, zaczynają się po przeczytaniu 1/3 książki. I znów mamy podwójnych czy potrójnych agentów, znów fałszywe życiorysy tworzone na użytek służb zagranicznych, znów nie wiadomo, kto jest kim, kto mówi prawdę, a kto łże. Jedno tylko jasne jest, jak to u le Carré'a: że zwykły człowiek wtrącony w tryby machiny szpiegowskiej wyjdzie z niej poharatany życiowo i emocjonalnie; wysoką cenę zapłacą też jego najbliżsi. Z tym że nawet szpiegowska część przydługa i nudna nieco jest, pisana bez typowej werwy dla tego pisarza.
Irytuje wręcz dziecinna naiwność Teda, jego psychologiczna zależność od Saszy, co Sasza mu każe Ted robi, choć domyśla się, że to do niczego dobrego nie prowadzi. No, ale tak bywa w niektórych przyjaźniach...
Książka ma jednoznaczne przesłanie polityczne: ostro krytykuje amerykańską wojnę w Iraku a zwłaszcza ichnie łamanie wszelkich zasad w wojnie z terroryzmem po 11 września, łącznie z naruszaniem suwerenności krajów obcych. To znana mantra le Carré’a.
Ładnie le Carré pokazuje, jak się manipuluje opinią publiczną: cwani politycy w sojuszu z cynicznymi, sprzedajnymi albo zwyczajnie głupimi mediami wmawiają publice, że białe to czarne a czarne to białe. No cóż, widzimy te cyniczne praktyki prawie codziennie, bo przecież lud głupi wszystko kupi...
Niestety, nie jest to najlepsza rzecz w dorobku le Carré'a, bo lekturę psują liczne dłużyzny, na przykład, cała pierwsza część o berlińskim okresie przyjaźni Teda i Saszy mogłaby śmiało zostać skrócona o połowę, książka by na tym zyskała.
Słuchałem audiobooka w świetnej interpretacji Leszka Teleszyńskiego; to niedoceniony lektor, zasługujący na większe uznanie.