Wojna stuletnia 1337-1453 recenzja

Historia pewnego konfliktu

WYBÓR REDAKCJI
Autor: @Carmel-by-the-Sea ·9 minut
2024-05-19
1 komentarz
13 Polubień
Ojciec miał trzech synów i córkę. Łobuziaki nie doczekały się męskich potomków.(*) Córka wyszła za mąż za wroga rodziny. Kłopot byłby mały gdyby nie fakt, że ojcem był król Francji, a teściem córki stał się król Anglii. Ponadto praprapraprababcia tej królewskiej córki była jednocześnie praprababcią poślubionego męża. Skoro do tego miała ta ‘pra-antenatka’ w posagu region stanowiący 1/3 współczesnej powierzchni Francji, to przeniesienie takiego wiana na innego króla dodatkowo komplikowało relacje między królestwami przez 150 lat poprzedzających krótkie rządy łobuziaków. Stąd cały ambaras opisany w książce. Do tego, u schyłku średniowiecza posiadanie jednego syna, to był ideał dla feudała. Brak syna to tragedia, więcej córek – szansa na nowe wpływy terytorialne i perspektywa potencjalnych roszczeń, a więcej synów – proszenie się o dynastyczne kłopoty.

Francuski mediewista Jean Favier wojnę stuletnią potraktował jako cel sam w sobie – w wymiarze politycznym, dynastycznym. Stąd książkę „Wojna stuletnia 1337-1453” odbieram raczej poprzez braki, tak jak je rozumiem. Całościowe syntezy, z punktu widzenia strumienia historycznego, zawsze i tak są wyrwane z kontekstu, to tu mam niedosyty mimo tej akceptowanej oczywistości. Favier zrezygnował z wielu przydatnych mi w tego typu lekturach składników historycznych technik – porównawczych, kontekstowego odnoszenia do teraźniejszości, łączenia warstw obyczajowości z narracją skupioną na faktach. Książka zdaje relację z militarnego przebiegu zdarzeń, z polityki feudalnej i dynastycznej, z osobistych ambicji propagujących się przez pokolenia, z sojuszy doraźnych i prywaty. Efekt, choć jest rozbudowany, to nie takiego się spodziewałem. A dokładniej oczekiwałem również innych elementów opowieści.

Zupełnie nie zgadzam się z zadeklarowanym przez autora punktem odniesienia (str. 26):

„Głównym bohaterem tej książki jest ktoś, kogo próżno szukać w indeksie osób. To bezimienny dwudziesto-, może trzydziestoletni człowiek (…).”

To znaczy, może autor tak chciałby widzieć tekst, ale jest zupełnie inaczej. Bohaterem publikacji jest dynastyczny taniec wielmoży szukających chwały, władzy i bogactwa. ‘Bezimienny’ jest zaledwie w kilku miejscach – głównie na początku podczas kreślenia tła społeczno-gospodarczego, i na końcu gdy historyk uzasadnia rosnącą przewagę Karola VII nad okupującymi regiony Francji Lancastrami. Nawet jeśli pojawiają się ‘jednostki z ludu’, to tylko takie z ambicjami, które osobiście ‘mieszały w kręgach książęcych’. Są wspomniani prewoci czy bogaci kupcy. Jest legendarna Dziewica z Orleanu i inspiratorzy żakerii. Tylko tyle.

By uporządkować kluczowe elementy książki, która jest na tyle pojemna, że nie pozwoli mi i tak na wysycające temat zaopiniowanie całości, krótko o brakach. Poza wspomnianym skupieniem się na ‘wielkiej polityce’, za minus odczytuję jednak przewidywalny ‘francusko-centryzm’. Miejscem wojennego dramatu była Francja, ale należało więcej przybliżyć faktów ze specyfiki wyspiarskiego kraju, którego władcy upomnieli się o terytorialne konsekwencje dwóch ślubów, o których wspomniałem na początku. Należało pełniej oddać sytuację Anglii, szczególnie gdy narracja podsumowywała nastroje społeczne, gospodarcze uwarunkowania czy polityczne przesilenia. Favier w zasadzie Anglików potraktował jak ‘desanty feudalnego przedstawicielstwa na kontynent’. Szkocki konflikt w świetle wojny uważam za ważniejszy, niż autor opisał, szczególnie porównując go do mocno eksploatowanych tarć flandryjskich. Takie braki być może po prostu nie zmieściły się w opowieści, która czasem niepotrzebnie rozłazi się w różne rejony (wyprawy kastylijskie – str. 397-402, czy detale dynastyczne okresu Bourges – str. 594-601). Autor zakłada dość duże rozeznanie czytelnika w realiach późnośredniowiecznej Francji w rozumieniu kulturowego obycia z regionami czy różnicami w pochodzeniu dwóch wariacji języka starofrancuskiego. Skoro profesor nie uznał za stosowne wytłumaczyć zawiłości administracyjnych (przewijają się stanowiska urzędnicze na poziomie dworskim i istniejące w strukturach władz miejskich), to liczyłem na więcej doprecyzowań w polskim przekładzie. A zabawny przypadek Ludwika Andegaweńskiego nie tylko mnie obciąża (**).

Zdecydowanie nie najlepiej(***) wypada warstwa graficzna. Drzew genealogicznych jest kilka. Same jednak wymagają solidnego zaangażowania czytelnika w rozwikływanie, a przecież w domyśle służą rozjaśnianiu! Przewija się w nich grupa tych samych osób. Lepiej było stworzyć trzy kluczowe drzewa – Kapetyngów, Walezjuszy i Plantagenetów i to w wersji okrojonej do węzłowych postaci, a do tego rozbudować w kilka eksploatowanych w opowieści linii pobocznych. Zamiast tego dostajemy dość niepotrzebne drzewo ‘bawarskie małżeństwa’ (str. 506-507), które krzyczy nadmiarowością i zaciemnianiem obrazu. Temat map jest na tym polu niedociągnięć szczególnie bolesny. Jest ich ‘aż’ cztery. Całostronicowe, niegrzeszące detalicznością, odwzorowanie oblężenia Orleanu, Akwitania za Karola V, flamandzkie miasta i Gujenna z ostatniego etapu wojny. Żadnych jednostek odległości (trzeba mieć pewne rozeznanie, by szybko odgadnąć pokazany region). Według mnie krzyczy brak ogólnych map Francji – z regionami i kilkoma kluczowymi etapami podziału kraju. Szeroko opisane kampanie z wielomiesięcznymi przemarszami przez kraj, to też powinna być prowokacja do graficznej prezentacji. Po prostu mapami należy ułatwiać odbiór tekstów syntetycznych i przekrojowych. Nawet jeśli Favier zapomina, że jego czytelnik pochodzić może z Mozambiku, to i współczesny Szwajcar może nie kojarzyć lokalizacji regionu ‘Delfinat’, choćby mieszkał w nieodległej Genewie. Geografia historyczna to z reguły dodatkowa komplikacja, szczególnie wynikająca z faktu, że nazwy regionów są zastępowane z kolejnymi wiekami; co gorsze w różnych okresach mogą opisywać zupełnie różne regiony.

Zawieszając małostkowość, z której wynikałoby kilka pomniejszych minusów, spróbuję opisać plusy. W pewnym sensie podstawowym jest rozmiar książki. Jeśli ktoś szuka koligacji rodzinnych, feudalnego mieszania się między dynastiami, rodzinami czy osobistych animozji ‘na szczytach władzy’ – znajdzie u Faviera świetny materiał. Dobrze profesor pokazał życie dworskie w XIV-XV wiekach, gdy odwieczne zasady lenne, kolejność dziedziczenia i ekspertyzy jurystów, powołujących się na zasady o różnym statusie, emocjonowały książęta. Tradycja, doraźne interesy i poszukiwanie optymalnej drogi do sukcesu setki lat temu realizowano innymi środkami, choć wciąż w ramach, znajomej nam współczesnym, ludzkiej ułomności. Dobrze widać ewolucję armii – od typowo feudalnej po początki renesansowego przejścia do armii zawodowych funkcjonującej przy władcy. Ponieważ wojna stuletnia to w zasadzie kilka dużych bitew, natłok zakulisowych negocjacji i przemarsze wojsk, to wyeksponowany ostatni element świetnie obrazował realia geopolityczne. Niewiele w sumie trzeba by zrozumieć jak potwornie takie ‘naloty tysięcy głodnych zabijaków’ dewastowało lokalne gospodarki. Z jednej strony zabrakło mi ogólnego opisu statusu miast w tej epoce – jak się ich władztwo miało do lenników zawiadujących obszarem na którym się znajdowało, ile władzy miał suzeren. Z drugiej jednak strony, historyk bardzo detalicznie i ciekawie opisał konkretne zachowania wielu miast w obliczu negocjacji, oblężeń, żądań opłacenia wojny. Narzekam na braki w przybliżaniu obyczajowości warstw chłopsko-mieszczańskich. Trzeba jednak oddać profesorowi, że przy odrobinie wyobraźni, wielokrotnie przypominana trójca nieszczęść – ‘epidemia, głód i wojna’ – wybrzmiewa i tu jako refren opowieści o smutnej egzystencji (str. 237):


„Zaraza, wojna, zaraza. Płace, ceny, płace. Rządzącym nie udało się przerwać zaklętego kręgu. Gdy człowiek przeżył jedną plagę, natychmiast przychodziła następna. Ówcześni byli tego świadomi i ukazywali to w symbolice strachu: wojna, głód i zaraza – trzej zmieniający się jeźdźcy Apokalipsy. Jak napisał pewien normandzki duchowny, jakby zdziwiony, że wciąż żyje: `A powiadano, że świat dobiegł kresu.`”

Autor interesująco czerpie ze źródeł (ciekawie przedyskutowanych w dodatku) i przywołuje wielokrotnie świadków zdarzeń. Nieco zabrakło mi dowcipu i humoru, stąd podam jeden (choć nie do końca śmieszny). W 1382 Rouen zbuntowało się przeciwko nałożonym przez młodego Karola VI podatkom. W ramach opamiętania Normandczycy udali się do władcy prosząc pisemnie o wyrozumiałość. Odpowiedz rządu królewskiego była taka (str. 485):

„Król uda się do Rouen. I dowie się, kto zjadł słoninę!”

Kolorytem epoki był fakt, że szukanie winnych ‘degustacji’ słoniny oznaczało setki aresztowań, kontrybucje zbiorowe, banicje w szeregach mieszczan.

„Wojna stuletnia 1337-1453” to kawał wielowątkowej opowieści o rozmytym konflikcie stanowiącym pomost między klasycznie rozumianym rycerstwem z pewnym etosem, a nowszą formą zbrojnej przemocy fundowanej nie przez mit o Cydzie czy Rolandzie, ale pragmatyzmem centralizującej się władzy post-feudalnej. Profesor oczekuje od odbiorcy ‘wysokiej kultury i obycia w historycznym kontekście’. Awinioński epizod papiestwa, północnowłoske realia, czy Iberia doby rekonkwisty, status Świętego Cesarstwa – to wszystko rezonuje i wikła się z różnymi etapami wojny, choć pojawia się bez wprowadzeń utrudniając momentami śledzenie przyczyn i skutków. Zapewne jest tego cyzelowania dynastycznego za dużo, skoro traktat z Troyes z 1420 wprowadzał zamęt odczuwany nawet przez ludzi epoki (str. 574-575):

„Traktat został opieczętowany 21 maja. Czynił Henryka V synem Karola VI i Izabeli. Formuła była niejasna: był synem, ponieważ został zięciem, jego prawa wynikały jednak z usynowienia, nie zaś z praw jego żony, zgodnie z tradycją Kapetyngów i Walezjuszów. (…)
Nie było powiedziane, że Karol nie jest synem Karola VI i Izabeli, ona sama nigdy nie przyznała – jak zbyt często twierdzono – że delfin jest bastardem. Odtąd był już tylko ‘podającym się’ za delfina, co miało oznaczać, że tak naprawdę już nim był. Opinia publiczna nie myliła się, oceniając, że traktat z Troyes czynił przyszłego Karola VII bastardem.”

Dość zaburzone, według mnie, proporcje podanych różnych komponentów konfliktu sprawiły, że całość czytało się momentami ciężko. Inaczej widziałbym dydaktycznie poprawne składowe treści – natury ogólnej i szczegółów, detali dotyczących jednostek (choć z konsekwencjami dla milionów) i zjawisk demograficznych. Trochę mało był (jak na tekst 800-stronnicowy) ciekawostek i nieoczywistych dla XXI wieku zjawisk. Że królowie i książęta deklarowali obiediencje (komplikowane w epoce przez nagminność antypapieży), że okup miasto miało płacić za różne, czasem zupełnie nielogiczne dla nas konsekwencje wyborów sojuszniczych, że państwo mogło domagać się ‘dostarczenia’ wysoko postawionych więźniów-zakładników (do czasu opłacenia kontrybucji, w wyniku ustaleń rozejmowych), i to czasami na długie lata, choć często oczekujących na uregulowanie zobowiązań w świetnych warunkach.

Nie za bardzo mogę wyróżnić konkretny fragment książki. Zasadniczo i monotonnie śledzimy w niej losy baronów, hrabiów, książąt i królów, czasem przeplatanych panoramą obyczajowości, gospodarczych reform. Nie sposób zliczyć zmienności sojuszniczych Burgundii, flamandzkich czy normandzkich miast. Dobro podwładnych istniało o tyle, o ile było zbieżne z celami osobistymi możnych. Mitygowanie wynikało ze strachu o życie wieczne i z ostatecznej papieskiej instancji odwoławczej wyrokującej o byciu pomazańcem. W dużym stopniu taki psychologiczny czynnik odpowiadał za legendę Joanny d’Arc. Sam Favier sprowadził ją do charyzmy i przypadkowości dziejowej.

DOSTATECZNE z małym minusem – 6/10

=======

* Najstarszy łobuziak miał syna – Jana I Pogrobowca, który przeżył tylko kilka dni.

** Dynastia andegaweńska (Anjou) to wręcz symbol trudnego do rozwikłania tworu feudalnego. W książce pojawia się Ludwik Andegaweński, jako syn Jana II Dobrego, króla Francji. To jednak zupełnie nie ta sama osoba co Ludwik Andegaweński, król Polski. Chwile trwało nim to przepracowałem. Nie pomaga fakt, że obaj żyli w tym samym czasie (zmarli w 1372 i 1374). Ten przykład, to dla mnie emblemat pewnych zaniechań w przypisach tłumacza.

*** W 2026 Rada Języka Polskiego planuje ‘drobną rewolucję’ w pisowni, również z ‘nie’. Nie mam pewności, czy za chwilę nie będzie taka pisownia rozdzielna błędem.

Moja ocena:

Data przeczytania: 2024-05-18
× 13 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Wojna stuletnia 1337-1453
Wojna stuletnia 1337-1453
Jean Favier
6/10

Książka jest historią wojny stuletniej – najdłuższego i przełomowego konfliktu średniowiecznej Europy. To regularnie wznawiane we Francji dzieło uchodzi za jedno z najwybitniejszych ujęć dziejów tej ...

Komentarze
@almos
@almos · 6 miesięcy temu
Świetna recenzja, mam wątpliwości czy warto książkę czytać.
wojna stuletnia to w zasadzie kilka dużych bitew, natłok zakulisowych negocjacji i przemarsze wojsk
czyli państwa były w stanie wojny, ale walczyły ze sobą rzadko, inaczej niż teraz...
× 3
@Carmel-by-the-Sea
@Carmel-by-the-Sea · 6 miesięcy temu
Dzięki.
No właśnie nie wiem. Chyba przez fakt, że jest tak długa - nie warto. Jedyny sens widzę w tym, gdy ktoś szuka detali takich elementów, w których autor się porusza.

Może zaskakiwać, że czas wojny (faktycznej jako zorganizowane manewry i zabijanie) nie stanowiło wyjątkowej codzienności tej epoki. Bitwa trwała 2 dni, a przygotowania i konsekwencje ileś lat.
To już chyba 'bardziej wojennie' wyglądała Polska w XVII - jak wynika z wyliczeń, to I RP wtedy nie prowadziła wojny chyba zaledwie przez 10 lat.
× 2
Wojna stuletnia 1337-1453
Wojna stuletnia 1337-1453
Jean Favier
6/10
Książka jest historią wojny stuletniej – najdłuższego i przełomowego konfliktu średniowiecznej Europy. To regularnie wznawiane we Francji dzieło uchodzi za jedno z najwybitniejszych ujęć dziejów tej ...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Pozostałe recenzje @Carmel-by-the-Sea

Życie na Ziemi
Piękna opowieść o życiu

Człowiek uwielbia opowieści. Nikt tak pasjonująco o przyrodzie nie opowiada jak David Attenborough. Nie tylko Jego filmy są świetne. Pisze równie ciekawie. Zaktualizowan...

Recenzja książki Życie na Ziemi
Gwiezdny posłaniec
Człowiek – niedokończone dziecko kosmosu

Na fali sukcesów rozpoznawalności medialnej Neil deGrasse Tyson pisze kolejne książki. Najnowsza publikacja to taki groch z kapustą bez klarownej myśli przewodniej. W "G...

Recenzja książki Gwiezdny posłaniec

Nowe recenzje

Ostatni taniec
Ostatni taniec - recenzja
@zaczytana.a...:

„Ostatni taniec” autorstwa Przemysława Piotrowskiego to pełna napięcia trzecia część cyklu o Lutce Karabinie, kobiecie ...

Recenzja książki Ostatni taniec
Czerwona sofa
Żaden pociąg nie dogoni straconego czasu
@zuszka60:

Michèle Lesbre, urodzona w 1939 roku pisarka pochodzenia francuskiego, której sławę przyniosła właśnie książka „Czerwon...

Recenzja książki Czerwona sofa
Fallen Angel
Fallen Angel
@magdalenagr...:

✨✨✨✨ Recenzja ✨✨✨✨ Natalia Popławska " Fallen Angel "#2 @n_poplawska_strona_autorska Seria: NIKT Wydawnictwo: ✨✨✨✨...

Recenzja książki Fallen Angel
© 2007 - 2024 nakanapie.pl