Przed pierwszą częścią Kronik Nibynocy czułam obawy. Czytałam wiele pozytywnych opinii, jednak wszystkie były zgodne, że książka jest bardzo brutalna i wulgarna, a krew leje się gęsto. Z wahaniem, ale postanowiłam dać szansę tego typu literaturze i nie zawiodłam się. Owszem, cała trylogia jest bardzo brutalna, bardzo wulgarna i pokryta gęstą czerwienią, ale mimo to przypadła mi do gustu i z zaciekawieniem śledziłam losy Mii Corvere.
Pod koniec drugiego tomu wydawało się, że już wszystko zostało rozwiązane. Mia osiągnęła swój cel i nie bardzo wiedziałam, co autor zamierza nam zaprezentować w ostatniej części. I gdy tak wydawało się, że już tuż tuż do szczęścia naszej bohaterki, wszystko legło w gruzach. Pach, pach, pach i nagle wszystko trzeba zaczynać od nowa. Nagle wszystko, co do tej pory wiedzieliśmy, można o kant d… rozbić. Autor zgasił nas jak świeczkę. I nie pozostało nam nic innego, jak tylko przeczytać kontynuację. A Bezświt wcale nie okazał się być bardziej łaskawy od Bożogrobia.
Kroniki Nibynocy są jakie są i na pewno nie jest to lektura dla ludzi o słabych nerwach. Autor opisuje wszystko nie szczędząc szczegółów, a w naszej głowie pojawia się obraz pełen krwi, smrodu, bólu. Jestem pod olbrzymim wrażeniem sposobu, w jaki Jay Kristoff zobrazował nam zarówno świat, bohaterów, jak i ich czyny. Mimo że zazwyczaj nie przepadam za brutalnością i wulgaryzmami, tak tutaj nic mi nie przeszkadzało. Pewnie dlatego, że każde słowo, każdy czyn, każdy zapach miały wpływ na budowę przedstawionego świata. Nie było w tym zgrzytów i poczucia, że cokolwiek jest tutaj pisane na siłę. Chociaż scen erotycznych mogłoby być mniej. Dużo mniej.
Bohaterowie nie byli idealni. Co więcej - nie ma tutaj ani jednego bohatera, którego moglibyśmy określić jako pozytywnego. Jakiś czas temu zastanawiałam się, czy jest książka, w której główny bohater byłby zły i dopiero czytając ostatnie strony Bezświtu zdałam sobie sprawę, że owszem, jest taka książka. Mia Corvere, jak również jej przyjaciele, są źli. W swoim życiu kieruje się chęcią zemsty i po trupach dąży do zrealizowania swojego celu. Są ludzie, na których jej zależy i o których dba, jednak to wcale nie czyni z niej dobrego człowieka. Jest morderczynią. Zepsutą do szpiku kości osobą, która nie czuje strachu, więc też robi, co chce i jak chce, nie myśli szczególnie nad konsekwencjami. Morduje nie zastanawiając się, czy to morderstwo jest konieczne, czy człowiek, który stoi na jej drodze jest zły. Mała Wrona prze do przodu, usuwając ze swojej drogi wszystkie przeszkody. I choć jest kochana przez wiele postaci w powieści, choć jest kochana przez wielu czytelników, to nadal nie czyni z niej pozytywnego bohatera.
Wątkiem, który bardzo mocno mi się spodobał, jest wrzucenie Kronik Nibynocy do powieści. Bohaterowie czytający książkę, którą nie tak dawno temu sama miałam w rękach, to dla mnie zupełna nowość. Niektóre sceny z poprzednich tomów były przytaczane ponownie, a my mogliśmy poznać narratora i przyznam, że nawet liczne przypisy przestały mi przeszkadzać i nawet z przyjemnością je czytałam. Wywarło to na mnie olbrzymie wrażenie.
Jay Kristoff ma olbrzymią wyobraźnie i prawdziwy talent pisarski. Powieść wielokrotnie mnie zaskakiwała. Zazwyczaj mam pewien obraz, co wydarzy się na kolejnych stronach i często moje podejrzenia okazują się prawdziwe. Tym razem jednak nie miałam żadnych podejrzeń, a nawet jeśli coś zaświtało w mojej głowie, to i tak szybko gasło, ponieważ autor rozwiązywał sceny zupełnie inaczej. Dzięki temu jeszcze przyjemniej połykałam kolejne rozdziały, a już na sam koniec z trudem przerywałam czytanie by wykonać swoje obowiązki. A nawet, gdy tej książki nie miałam fizycznie obok siebie, to i tak gościła ona w mojej głowie i cały czas rozmyślałam o tym, co będzie dalej. Jak już wspominałam - i tak nie udało mi się nic przewidzieć.
Kroniki Nibynocy wydane zostały w Polsce przez Wydawnictwo MAG, które podarowało nam przepięknie oprawione książki. Swego czasu bardzo trudno było je dostać, ponieważ wyprzedały się we wszystkich księgarniach. Długo na nie polowałam, ale nie odpuszczałam i w końcu cały komplet wylądował również na mojej półce. Prezentują się przepięknie i dodają klimatu opowiadanej historii. Zwłaszcza w trzecim tomie te oprawy nabierają zupełnie nowego znaczenia i przestają być tylko pięknym wydaniem, a stają się elementem powieści. W końcu czytamy o książce, która leży obok nas lub którą niedawno sami czytaliśmy, a co za tym idzie możemy poczuć jakbyśmy sami byli częścią opisywanych wydarzeń.
Jeżeli jesteś otwarty na brutalne i krwawe sceny oraz erotykę bez cenzury, to trylogia Kronik Nibynocy jest czymś, co powinno ci się spodobać. Zaznaczam jednak, że jest to książka dla dorosłych, także zalecam trzymać książki z dala od dzieci. Zarówno tych młodszych, jak i starszych.