„Ostatnia spowiedź” tu, „Ostatnia spowiedź” tam… Czy książka naprawdę zasługuje na tak wiele słów zachwytu? Po przeczytaniu kilkudziesięciu recenzji, które można równie dobrze nazwać peanami pochwalnymi, byłam bardzo sceptycznie nastawiona do tejże powieści. Wiele razy tak dobrze oceniane książki mnie zawiodły. Zaczęłam czytać i już po kilkunastu minutach nie liczyło się nic. Ani coraz słabsze światło dzienne, ani późna pora. Ważna była dla mnie tylko powieść trzymana w dłoniach.
Kiedy dotarła do mnie przesyłka z „Ostatnią spowiedzią”, otworzyłam kopertę i z miejsca zakochałam się w oprawie graficznej. Piękna półtwarda okładka, dobrej jakości papier, odpowiednia czcionka - mówią, że po tym nie powinno się oceniać książki, ale jestem wzrokowcem i na wygląd również zwracam uwagę. Po jakimś czasie, gdy uznałam, że już dość zachwycania się oprawą powieści, byłam pewna, że treść nie okaże się równie dobra. Oczywiście, myliłam się.
Zdawać by się mogło, że noc spędzona na lotnisku nie jest niczym przyjemnym. Bradin Rothfeld spóźnił się na samolot. No cóż, zdarza się. Nie przypuszczał jednak, że jedna noc zmieni jego życie. Na lotnisku poznał Ally Hannigan i… zakochał się. I byłoby cudownie, gdyby ich związek miał prawo bytu.
Ale Bradin jest wokalistą popularnego zespołu Bitter Grace. Setki tysięcy fanek wzdychają do niego, mając nadzieję, że jakimś cudem uda im się poznać bliżej młodego muzyka. Dlatego też media nie mogą dowiedzieć się, że jest z kimś związany. Ally z kolei, nie może zerwać ze swoim chłopakiem, aby nie narazić się na gniew rodziny. Tylko… czy można powstrzymać coraz silniejsze uczucie?
Czym pierwszy tom „Ostatniej spowiedzi” różni się od tysięcy innych powieści przeznaczonych głównie dla młodzieży? Najłatwiej byłoby uogólnić - wszystkim, jednak osób, które nadal nie są do tejże książki pozytywnie nastawione, to jedno słowo zapewne by nie przekonało. Według mnie, dzieło Niny Reichter wyróżnia się przede wszystkim niestandardowym wątkiem miłosnym. Uczucie między głównymi bohaterami rozkwita powoli - on nie jest nachalny, ona nie oznajmia wszystkim znajomym (i nie tylko) za pomocą portali społecznościowych, że znalazła tego jedynego. Oboje zachowują się niezwykle dojrzale, jak na swój wiek.
Książkę Niny Reichter cechuje również bogaty język, umiejętnie stworzone opisy, poprowadzone dialogi. W każdym prawie rozdziale, niczym u Paulo Coelho, znaleźć można piękne cytaty, które, na całe szczęście, nie są banalne. Kilka z nich już trafiło na listę moich ulubionych.
„Ostatnia spowiedź” to jednak powieść nie tylko o miłości. Na uwagę zasługuje przede wszystkim to, jak autorka przedstawiła słabe strony życia w świetle jupiterów, których, wbrew pozorom, jest wiele. Bradin i jego zespół codziennie uciekają przed psychofankami, rzadko ruszają się dokądkolwiek bez ochroniarzy. Z ich sławą wiąże się również zazdrość, która, jak wiadomo, niekiedy popycha ludzi do okropnych czynów.
Za bardzo ciekawy pomysł uważam umieszczenie tytułów piosenek przy niektórych opisywanych wydarzeniach. Zdecydowanie warto słuchać ich podczas lektury, ponieważ autorka idealnie dopasowała je do poszczególnych fragmentów. Śmiem twierdzić, że bez muzyki lektura „Ostatniej spowiedzi” nie byłaby taka sama.
Warto nadmienić, iż pierwotnie opowieść o Ally i Bradinie była opublikowana na blogu Niny Reichter o nazwie Letzte Beichte. Stała się internetowym hitem i w końcu, ku uciesze czytelników oraz, oczywiście, samej autorki, została wydana. Teraz zazdroszczę osobom, które miały okazję czytać tę wspaniałą historię na długo przede mną - one już wiedzą, co było dalej, ja muszę czekać na premierę drugiego tomu.
Często wzruszam się, czytając książki. Niekiedy mam łzy w oczach, znacznie rzadziej naprawdę płaczę. Nigdy jednak nie zdarzyło się, bym szlochała kilka godzin po odłożeniu powieści na półkę. A tak właśnie było w przypadku „Ostatniej spowiedzi”. Najpierw nie do końca zrozumiałam zakończenie, przeczytałam więc fragment ponownie. W końcu dotarło do mnie, co się wydarzyło i przeżyłam szok. Przez kilka minut nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Wybuchłam płaczem i nie mogłam myśleć o niczym poza książką. Czułam niedosyt i nie mogę się doczekać kontynuacji.
Pierwszy tom „Ostatniej spowiedzi” jest jedną z najlepszych książek, jakie przeczytałam w ubiegłym roku. Nie bez przyczyny wszyscy są nią zachwyceni. Myślisz: „nie jestem wszyscy”? No cóż, ten jeden raz jesteś w błędzie. Kiedy tylko sięgniesz po powieść Niny Reichter, na kilka godzin zapomnisz o otaczającym Cię świecie. Polecam z całego serca i niecierpliwie czekam na drugi tom.
"To trochę tak, jakbyś zakręcił pozytywką. Nie możesz jej zatrzymać, bo zgrzytnie i wyda nieprzyjemny dźwięk. Moje życie to jeden długi nieprzyjemny dźwięk. Jednak pierwszy raz myślę, że to, co teraz mam, zagra płynnie do końca. Więc chyba muszę doczekać do melodii.”