Na półkach księgarni znajdziemy pełno romansów, które są bardzo popularne jeśli chodzi o literaturę dla płci pięknej. Jednak, ile można czytać ten sam schemat. Powoli coś takiego staje się nudne, dlatego coraz rzadziej sięgam po tego typu książki. Mimo wszystko opis „Niefortunnego szczęścia. Pod groźbą miłości” zainteresował mnie i z wielką chęcią zabrałam się za to dzieło. Już od pierwszych stron zostałam wciągnięta w historię. Nie mogłam odciągnąć się od książki i tak naprawdę nawet nie chciałam. Zostaje tylko pytanie, czy autorka Martyna Krzyżanowska podołała zadaniu i utrzymała poziom od pierwszej do ostatniej strony?
Główną bohaterką jest siedemnastoletnie Diana, która wiele w swoim życiu przeżyła. Wracając do domu po meczu wpada na chłopaka o imieniu Piotrek. Ten pomaga jej opatrzeć rękę, która ucierpiała podczas upadku. Dziewczyna dziękuję za wsparcie i ucieka niczym pieprz rośnie, można rzec, że niczym Kopciuszek. Gdy dociera do domu jej świat staje do góry nogami. Przed jej domem znajduje się pełno radiowozów i właśnie odjeżdża karetka. Diana ze strachu, że straciła ostatniego członka rodziny, czyli siostrę, mdleje. Okazuje się, że jej schronienie stało się miejscem morderstwa, a ona jest wplątana w całą historię. Podczas, gdy jej siostra Rozalia cała i bezpieczna znajduje się na obserwacji w szpitalu, młoda Diana zamieszkuje z policjantem Adamem i jego bratem. Zgadnijcie jak ma na imię.
Zacznijmy od minusów, których jest mało, jednak są dość znaczące. Niestety książkę cechuje przewidywalność. Tak naprawdę niemożliwy był element zaskoczenia, ponieważ czytelnik z łatwością może się domyślić co się zdarzy. Mimo tego, o dziwo(!) lekturę dobrze mi się czytało. Było w niej coś specyficznego. Kolejnym elementem, który mnie rozczarował było zakończenie. Po pierwsze mało oryginalne, po drugie po nim przydałaby się jakaś kontynuacja. Liczę na to, że się pojawi. W książce spotykamy się z narratorem pierwszoosobowym dwóch postaci. To było naprawdę sympatyczne, ponieważ mogłam się bardziej zaznajomić z głównymi bohaterami. Jednak pod koniec książki, gdy narratorem stał się Piotrek, trochę mnie to poddenerwowało. Jego myśli wciąż wędrowały w tym samym kierunku i tak przez ostatnie strony wciąż czytało się o tym samym jednak napisanym w inny sposób.
Teraz coś z pozytywnych stron „Niefortunnego szczęścia…”. Historia ta nie jest typowym romansem. Wątek kryminalny, który został wprowadzony w dużej mierze odciąga nas od uczucia, które rośnie pomiędzy Piotrkiem, a Dianą. Ciekawość wręcz mnie zżerała, ponieważ chciałam wiedzieć w jaki sposób główna bohaterka była związana z morderstwem. Autorka powoli, nie śpiesząc się odsłania rąbek tajemnicy. Język jakim posługuje się Martyna Krzyżostaniak zaczarował mnie. Prosty, ale barwny. Wędrowałam z prędkością światła przez strony „Niefortunnego szczęścia” i w pewien sposób smuciło mnie to, że zbliżam się do zakończenia. Fabuła miała naprawdę duży potencjał, wydaje mi się, że autorka nie do końca go wykorzystała.
Ponownie nie wiem jaką ocenę wystawić książce. Akapit dotyczący minusów jest dłuższy, niż ten o plusach, a jednak waham się przed wystawieniem negatywnej oceny. W „Niefortunnym szczęściu. Pod groźbą miłości” jest coś co mimo wszystko przyciąga i nie da się tego zlekceważyć. To przyjemna opowieść o dwójce młodzieży, których dzieli przeszłość i teraźniejszość. Cieszę się, że miałam okazję poznać historię Diany i Piotrka, a nawet liczę na to, że kończąc tę książkę nie pożegnałam się z nimi na zawsze.
Liczę na to, że mojego wahania co do oceny nie przyjmiecie negatywnie. Nie stwierdzicie, że „brak oceny” nie zasługuje na waszą uwagę. Sięgnijcie i sami przekonajcie się, czy było warto.