Jeśli nie powstała dotąd polska powieść, która byłaby odpowiednikiem „Rodziny Soprano”, to niewątpliwie ma szanse być nią „Hermes”. Perypetie głównego bohatera są zadziwiająco zręcznie poprowadzone. Adam nie chce być w mafii, ale im bardziej nie chce, tym mocniej grzęźnie w jej strukturach. Zwykłym śmiertelnikom, takim jak ja, wydaje się to dziwne. Nie chcę, to mówię „do widzenia” i żyję odtąd swoim życiem, w najgorszym wypadku zostaję świadkiem koronnym, a potem celebrytą.
Przewrotność historii napisanej przez autorów powieści uzmysłowiła mi, że pewne wybory życiowe nie są wcale tak oczywiste, jak mogłoby się to wydawać. Adam udaje się po pomoc do szefa mafii, żeby ułatwić sobie start w otworzeniu hurtowni. W zamian zobowiązuje się pomóc bossowi Ośmiornicy okiełznać zbuntowanego kapitana. Wydaje się nieprawdopodobne, że tak inteligentny mężczyzna na własne życzenie pakuje się w kłopoty, daje się wodzić za nos, nieco mniej inteligentnemu Papie i do tego nie potrafi załatwić sobie dość prostego do uzyskania pozwolenia na handel alkoholem. Dopiero po przeczytaniu książki zdałam sobie sprawę, że ta historia przecież może być prawdziwa, skoro powieść oparta jest na faktach. Jeśli tak, to konsekwencje tego są naprawdę fascynujące i odsłoniły zaskakującą prawdę o tytułowym bohaterze powieści. Gdy to pojęłam, zrozumiałam jak głęboko Popińska i Szulc weszli w umysł bohatera. Pomyślałam, że chyba naprawdę znali go osobiście i to całkiem dobrze. Zaskoczyło mnie to i pozwoliło znacznie szerzej zrozumieć motywy wahań książkowego Adama. W tym kontekście jego walka o wyjście z mafii może być wojną ze sobą samym. To nie Papa, policja ani interesy nie pozwalają opuścić Adamowi Ośmiornicy. Tak naprawdę Hermes mówi, że chce odejść z mafii, ale sam nie jest pewien, czy naprawdę tego chce.
Kluczem do duszy Adama jest chyba jego ukraiński przyjaciel Gosza. Dopiero kiedy skończyłam czytać powieść po jakimś czasie zrozumiałam, że tylko Gosza zna i rozumie Adama. Swoją drogą, nie spotkałam dotąd w naszej literaturze sensacyjnej, tak wyeksponowanego wątku przyjaźni Ukraińca z Polakiem. Nie znam treści kolejnych tomów trylogii, ale skoro powieść napisano na faktach, to pogrzebałam trochę w tych faktach i powiem szczerze, nieco się wystraszyłam. Jeśli dobrze je rozszyfrowałam, to przede mną emocjonalne Himalaje. Tom pierwszy to, co najmniej Mont Blanc.
Kolejne, co przyszło mi do głowy po przeczytaniu „Hermesa”, że to hołd złożony Łodzi. Poznałam Łódź w czasach studenckich i nie spotkałam dotąd współczesnej powieści tak oddającej duszę tego zadziwiającego miasta. Uważam, że nadal jest nieodkryte i „Hermes” mi o nim przypomniał. Niewątpliwie, jeśli autorzy nadal będą pisać z taką pasją o „mieście meneli” (B. Linda), to Łódź ma szansę na swoich bardów. Czytałam wcześniej „Lampiony”, ale Łódź opisana w kryminale Bondy jest jakaś bez duszy, żurnalowa, jakby pisarka opisując miasto korzystała z przewodnika. Łódź Popińskiej i Szulca czasem aż parzy. Zamiast biegać po muzeach, autorzy piszą o waginach włókniarek, burdelach zatrudniających ich córki i politykach, którzy przehandlowali ich dusze. W tej atmosferze mafia jest jakby naturalnym porządkiem, organiczną częścią miasta nad Łódką, której (na marginesie) nigdy nie widziałam. Nic dziwnego, że powstał z tego trzymający w napięciu thriller.
Historia Adama Frączka, króla złodziei jak chcą Szulc z Popińską jest tak fascynująca, że aż trudno uwierzyć, że została napisana na podstawie faktów. Ale w ogóle mi to nie przeszkadzało. Zakochałam się w nim, dlatego świetnie rozumiałam Monikę. Byłam nią, kochałam jak ona i nienawidziłam jak ona, gdy dopadli ją brudni policjanci. Nadal się trzęsę, gdy przypomnę sobie co ją spotkało i czują wściekłość, że podobnie jak widzimy to dziś na ulicach, nie spotkała ich żadna kara.
Dawno nie spotkałam się z tak krwiście napisaną książką, przy czym, z pewnością nie powstała po to, żeby budzić kontrowersje. Nie sposób nie wspomnieć o erotycznych wątkach powieści. Powiem tylko tyle, że są mocne, działają na wyobraźnię i zmysły. Gratuluję autorom. Łatwo przekroczyć tu cieniutką granicę smaku, której jakimś cudem nie przekraczają.
Uważam, że „Hermes” to również powieść dla kobiet i za to dają autorom dychę.