Byłam bardzo ciekawa tej książki. Spotkałam się już z kilkoma świetnymi pozycjami napisanymi w duecie (np. „Dobry Omen”, „Tunele”), więc jestem do nich raczej pozytywnie nastawiona. I bardzo się cieszę, że duet Leżeńska-Milewski utwierdził mnie w przekonaniu, że co dwie głowy to nie jedna i w dwójkę też można stworzyć naprawdę dobrą i trzymającą poziom historię. Panią Leżeńską miałam już przyjemność czytać, kilka lat temu wpadła mi w ręce „Studnia życzeń” i z tego co pamiętam bardzo mi się podobała. I tak oto, nastawiona pozytywnie zaczęłam czytać.
Beata jest psychologiem. Poznajemy ją dość trudnych dla niej chwilach, kiedy zrywa zaręczyny, a potem zmuszona jest oddać matkę do szpitala psychiatrycznego. Przytłoczona tym wszystkim postanawia uciec jak najdalej od Chicago i zacząć nowe życie. Takim sposobem ląduje w Seattle, gdzie znajduje pracę w firmie CounterVision, zajmującej się zabezpieczaniem firm przed hakerami.
Tam poznaje Roberta. Matematyk i haker, rozwiódł się z transseksualną żoną. Jest tak samo pokiereszowany przez życie jak Beata. Czy to sprawi, że połączy ich coś więcej niż praca?
Jak by nie było, to życie uczuciowe będzie ich najmniejszym problemem. Najpierw Robert przez przypadek odkryje, że firma, w której pracuje nie jest wcale taka uczciwa na jaką pozuje. A wszystko stanie na głowie, kiedy podczas wspólnej podróży do Chicago Beata zabierze Roberta na spotkanie ze swoją matką. Kiedy połączą się wszystkie wątki wspomniane mimochodem czytelnik będzie potrzebował chwili oddechu i czasu na pozbieranie szczęki z podłogi.
To chyba mi się najbardziej w tej książce podobało. Tu jakieś wspomnienie, tam przypadkowo spotkany stary znajomy, z pozoru mało ważne wydarzenia, które koniec końców łączą się w taki sposób, że otwieramy oczy ze zdumienia i podziwu dla autorów, że udało im się stworzyć tak skomplikowaną układankę.
Co tu dużo mówić – to po prostu świetna książka! Bardzo dobrze napisana, wielowątkowa i maksymalnie wciągająca.
Po pierwsze - wątek miłosny nie jest przesłodzony, co dla mnie jest wielkim plusem, bo tego nie lubię. A jednak ostatnio ze świecą trzeba szukać książek, gdzie jeśli już pojawia się miłość, to nie ocieka lukrem. A tutaj ta miłość jest taka… zwyczajna. Jak w życiu.
Po drugie – psychologia. Co ja poradzę, że uwielbiam psychologię i w życiu i w książkach. Świetnie nakreślona sytuacja Beaty, która żyła z matką cierpiącą na chorobę dwubiegunową. Niezdiagnozowaną i nieleczoną dodajmy. To było dla Beaty prawdziwym koszmarem, ale co mogła zrobić. Nauczyła się jak radzić sobie w życiu bez niczyjej pomocy i wsparcia.
Po trzecie – hakerzy. Muszę powiedzieć, że nie jest to coś, co mnie jakoś szczególnie interesuje, a jednak tutaj byłam wręcz zaczarowana tym, co może zrobić jedna osoba znająca się na rzeczy. A jeśli mamy kilka osób, które ze sobą współpracują? Wtedy nie ma rzeczy niemożliwych. Jestem pewna, że niejedna osoba po przeczytaniu tej książki poważnie zastanowi się nad tym, czy rzeczywiście jest tak bezpieczna w internecie jak się jej wydaje.
I wszystkie te wątki się ze sobą przeplatają w tak naturalny sposób, że tworzą razem świetną całość. Generalnie cały czas coś się dzieje, a to sprawia, że czyta się błyskawicznie. Co prawda od początku mnie wciągnęło, ale gdzieś w okolicach połowy zostałam pochłonięta do tego stopnia, że czytałam idąc ulicą.
Dodatkowo autorzy przedstawili nam cały wachlarz bardzo barwnych postaci. Bo nie tylko główni bohaterowie zasługują na uwagę. Każda stworzona przez nich postać jest wyjątkowa i oryginalna i każdego z nich chciałoby się poznać bliżej. Ja osobiście chętnie dowiedziałabym się czegoś więcej o Mike’u i Samuelu. Ale to znowu moja skłonność do grzebania ludziom w głowach się odzywa ;)
Ta właśnie banda oryginałów tworzy jeden sprawnie działający organizm, jakim jest CounterVision. Narratorami są na zmianę Beata i Robert, dzięki temu możemy nie tylko lepiej ich poznać i zagłębić się w ich psychikę, ale też obejrzeć całą historię z dwóch perspektyw, co jest dość interesującym doświadczeniem.
Polecam każdemu. Naprawdę. Każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. To książka nie tylko o miłości, o hakerach czy o psychologach. To książka o tym, że można jeszcze wiele wytrzymać po stwierdzeniu, że więcej się nie da. Że za każdym razem, kiedy świat zawali nam się na głowę warto się pozbierać i zacząć od nowa. Bo może właśnie tym razem czeka na nas coś, co odmieni nasze życie i przyniesie szczęśliwe zakończenie.
No właśnie – zakończenie. Chciałoby się krzyknąć: „no jak można kończyć w takim momencie?!”, ale tak naprawdę dzięki takiemu a nie innemu zakończeniu rośnie apetyt na część kolejną. A ta mam nadzieję już niedługo. Nie mogę się doczekać.