Jak nigdy, nie potrafię zacząć pisania recenzji tej książki. Nie znajduję w sobie odpowiednich słów. Dlaczego? Chyba z powodu kontrowersyjnego tematu wokół którego krąży jej fabuła oraz jakaś wewnętrzna odraza i niesmak.
Oto mamy historię dziewczyny, która dorastając w środowisku wojskowym w owo wojsko zostaje w końcu wchłonięta. Tata to zawodowy żołnierz, mama pracownik administracji wojskowej. Dzieciństwo i dorastanie mija małej Mireczce pośród żołnierzy. Jej życie to koszary, kolory moro i męskie aspiracje. Łapie bezgraniczną pasję dla wojska i jako kobieta robi wszystko, by się tu dostać i stać się zawodowym żołnierzem. A gdy już nim zostaje okazuje się, że koszarowa rzeczywistość nijak się ma do wyobrażeń. Kobieta jest na marginesie. Jest poniżana, jej zdolności są tuszowane, o niej się nie mówi, z nią nie obmyśla się strategii bojowej, z nią praktycznie nikt się nie liczy. Dla mężczyzn jest obiektem kpin, szyderstw i seksualnego wykorzystywania. Jest, lecz jej praktycznie nie ma. I chyba to ma wpływ na jej decyzję – poddanie się zabiegowi całkowitego „wyczyszczenia”. Wszelkie atrybuty kobiecości zostają usunięte, wraz z macicą i pochwą. Staje się męskim wcieleniem kobiety, bo prawdziwej kobiety w niej już nie ma.
Jednak ów czyn coś w niej zmienia.
Zakłada stowarzyszenie religijne, by walczyć z rytualnym obrzezaniem młodych dziewcząt w Afryce. Jednak działalność owego zgromadzenia ma swoje drugie dno. Siostry do niego należące są „wyczyszczone kobieco” a ich działalność to nic innego, jak wykonywanie podobnych zabiegów na dziewczynach i kobietach. Promują czystość i sterylność, by proceder „podziemnych” praktyk zniknął. By owe operacje były przeprowadzane w godnych warunkach.
Zastanawia wobec tego – jak się ma chrześcijaństwo z tym, co one wyznają i robią?
Jak się ma wiara, w której kobieta współistnieje obok mężczyzny na równych prawach?
Jak się ma boskie prawo do prokreacji?
Czytasz „Żołnierkę...” i nie dowierzasz. Przecierasz oczy, robisz przerwy, by dać odpocząć zmęczonym oczom, pocierasz je mocno rękami. Wstajesz, by się rozruszać, a tym samym oderwać się od treści, bo coś cię w tej historii denerwuje, ale nie wiesz co. Coś cię irytuje, coś drażni, coś wzbudza gniew i podjudza myśli. Czujesz się na granicy furii. Czytanie tych spisanych słów to mieszanka wszystkiego, nie wyłączając odrazy i niesmaku do samej autorki. Dziwisz się temu, co zrobiła, jak żyje, co robi i jakie ma, jeśli w ogóle, aspiracje.
„Żołnierka...” przez każdego będzie odebrana inaczej. Ktoś znajdzie tu przewodnik życia na wzór mapy dla siebie. Ktoś odczyta ją jako raport starając się odczucia odstawić na bok. Ktoś inny zaś może ją ocenić w kategorii wspomnień i dziennikarskich zapisków. Niemniej jednak, bez względu na to, w jaką by „Żołnierka..” wskoczyła kategorię, ten tekst wzburza. Coś się w człowieku budzi i drga, coś w głębi podrażnia agresję, a wulgarne słowa same cisną się do ust.
Nie jest to książka dla każdego. Zbyt wiele w niej przemocy, szowinistycznych opisów i detalicznie wręcz naświetlanych operacji przeprowadzanych na kobietach. Możesz odnieść wrażenie, że to niestosowne i niesmaczne, wręcz zbyteczne. Czasem nawet chcesz rzucić tą książką w ścianę, z całych sił, by sobie ulżyć, ale czy to pomoże?
#agaKUSIczyta