Z książkami z serii Star Wars jest taki problem, że mają wielu różnych autorów i każdy prezentuje swój punkt widzenia świata, który dla wielu jest doskonale znamy. Przez to możemy czasami poczuć zgrzyt, innym razem świetnie bawić się przy powieści. W przypadkuSpisku na Cestusie miałam niestety wrażenie, że to jednak nie jest taki Star Wars jaki znam z filmów Lucasa.
Opowieść zaczyna się od wezwania Obi-Wana Kenobiego na Coruscant przez Kanclerza Palpatine'a. Wraz z nim do stolicy powraca jego padawan Anakin Skywalker, aczkolwiek od razu znika. I to była pierwsza rzecz, która mi nie pasowało, ponieważ uważam, że padawan powinien towarzyszyć swojemu mistrzowi w misjach. Dobrze znany nam z filmowej sagi Jedi udaje się na prezentację pewnego robota-ochroniarza, zwanego również Zabójcą Jedi. Jak się okazuje - robot potrafi czerpać z Mocy, przez co przewiduje ruchy przeciwnika i jest śmiertelnym zagrożeniem również dla rycerzy Jedi. Mistrz Kenobi wraz z Mistrzem Kitem Fisto (znanym z serialowych Wojen Klonów) wyruszają na planetę Cestus, aby wynegocjować zaprzestanie produkcji tych robotów (i sprzedaży ich Konfederacji).
Jak już wspomniałam wcześniej, książka niezbyt mi się podobała. Cała misja na Cestusie to ciągle planowanie, rozmowy, negocjacje, zbieranie informacji... Bardzo mało jest tak konkretnej akcji, w której nasi mistrzowie mogliby się popisać swoimi umiejętnościami. Również do bohaterów mam wiele zastrzeżeń. Mistrz Obi-Wan staje się niestety dość nieporadny w tej misji i nie potrafi wyczuć ciemnej strony mocy nawet, gdy ta stoi kilka metrów obok niego. A właściwie wyczuwa, że coś jest nie w porządku, że w pobliżu jest jakieś zagrożenie, ale... Ignoruje je. Mistrz Jedi jest na ważnej misji, wyczuwa zagrożenie i je ignoruje. Niestety, ale takie zachowanie mistrzowi nie przystoi, co więcej jest to dość bardzo nie w stylu Obi-Wana, który jest jednak bardziej zachowawczy i ostrożny.
Kolejnym bohaterem, który w powieści odgrywa znaczącą rolę jest jeden z klonów oraz jego życiowe rozterki na temat bycia klonem. Tu również zostało to zaprezentowane w taki sposób, że niestety ale wspomniany klon w pewnym momencie bardziej przypomina miękką faję niż wielkiego wojownika. Wprawdzie niby do końca walczy w wojnie Republiki, jednak nieprzyjemne wrażenie pozostało.
Spisek na Cestusie to nie jest książka, którą polecałabym do przeczytania. Chyba, że ktoś czyta wszystko, co ma znaczek Star Wars na sobie, jednak w innym wypadku jest wiele ciekawszych książek z tego uniwersum.