„Blaszany bębenek” patrzył na mnie z półki od paru lat. Kilka razy nawet go brałam do rąk, czytałam umieszczony na okładce fragment: „Chociaż proszek dostał mi się do nosa, zrobiłem minę, jakbym skosztował czegoś bardzo smacznego(…)”. Przyznam szczerze, myślałam, że chodzi o narkotyki. Jednak, mimo że interesowały mnie książki o tematyce uzależnień, nieodmiennie książka lądowała z powrotem na półce. Teraz cieszę się z tej zwłoki, bo być może kilka lat temu nie potrafiłabym docenić tej lektury i znudziłabym się zamiast zachwycić.
Kolejne spotkanie z blachą Grassa odbyło się na zajęciach ze wstępu do literaturoznawstwa na studiach. Dowiedziałam się, że „Blaszany bębenek” to książka należąca do kanonu niemieckiej literatury powszechnej, że ma opinię trudnej, kontrowersyjnej lektury. Kontrowersyjnej szczególnie dla Polaków, ponieważ Grass w jednym z ważniejszych rozdziałów waży się opisać jednego, z obrońców Poczty Gdańskiej, jako tchórza, oszalałego wręcz ze strachu przed strzelbą. Głownie ten wątek omawiany był na wykładach. Teraz przykro mi się robi, że pan profesor tak jednostronnie potraktował dzieło Grassa, ale jeszcze bardziej przykro mi z powodu filmu, który pooglądałam przed egzaminem. Utwierdził mnie on w dwóch przekonaniach. Po pierwsze, film nigdy nie będzie lepszy od książki. Po drugie, jeśli już koniecznie chcemy obejrzeć jakąś ekranizację to dopiero po skończonej lekturze. Szczególnie, jeśli chodzi o tego typu literaturę, gdzie nie obrazy są ważne, nie wydarzenia, tylko to, co się za nimi kryje, to, co może nam być przekazane jedynie za pośrednictwem druku, opisów, metafor i symboli, których w „Blaszanym bębenku” mamy nieskończoną ilość. Dlatego treść przytoczę jedynie w skrócie, a skupię się na sprawach ważniejszych.
Oto główny bohater, Oskar ma przez około dwadzieścia lat wzrost trzyletniego chłopca, natomiast rozum od dnia narodzin starego filozofa. Od najmłodszych lat przygląda się światu dorosłych i analizuje go. Co więcej, nie podoba mu się to zdradzieckie, obłudne życie, jakie prowadzą jego najbliżsi m.in. mama Agnieszka, oficjalny ojciec Matzterath i domniemany ojciec Jan. Dzień trzecich urodzin Oskara to dzień, w którym chłopiec dostaje pierwszy biało-czerwony bębenek i dzień, w którym, na znak buntu przeciw dorosłości, chłopiec przestaje rosnąć. Ratuje go to przed wieloma przykrymi konsekwencjami wojny, a także przed innymi kłopotami, w które wpędza go jego niekiedy ujawniana dojrzałość i mądrość. Oskar prowadzi niewątpliwie niezwykłe życie zarówno w Gdańsku podczas wojny, jak i w powojennych Niemczech, gdzie mieszka już jako dorosły, choć nieforemny człowiek.
Grass opisuje nie tylko wojenne dzieje Gdańska, stosunki polsko-kaszubsko-niemieckie i historię życia wymyślonego Oskara, który komunikuje się ze światem za pomocą blaszanej zabawki. Autor dzieli się z nami swoją wizją ludzkiej egzystencji, robi to z perspektywy dziecka, które widzi i słyszy wszystko, bo nikt przed małym brzdącem nie ścisza głosu; przecież „i tak nic nie rozumie”. Motyw dziecka jest bardzo ważny w całej powieści. Każdy z nas chciałby nim pozostać, wrócić do beztroskiego czasu zabawek, wpełznąć pod babciną spódnicę, wejść do szafy, grać na bębenku i śmiać się, że nikt na około nie rozumie tego, co właśnie komunikujemy.
Książka odpowiada też na pytania o to, czym jest życie i czym jest śmierć. Po lekturze „Blaszanego bębenka” widzę ludzką egzystencję jako zlepek historii, wydarzeń, przedmiotów i ludzi. Życie Oskara to bębenek, proszek musujący, zapach wanilii, ryby, trumna zwężająca się u stóp, pielęgniarki, szkło, nagrobki, palec i wiele innych. A śmierć? Pojawia się wielokrotnie, dotyka bezpośrednio najbliższych głównego bohatera, jednak nie jest okupiona łzami, ani załamaniem. Przeciwnie, przyjmowana jest jak coś konicznego, jak przejście do kolejnego etapu, nie tylko umarłych, ale także tych, co pozostali.
Dla Oskara każdy wycinek własnego życia ma ogromne znaczenie, pilnie zapamiętuje je i raz po raz wymienia, wplata w swoją opowieść, którą snuje na szpitalnym łóżku w zakładzie dla umysłowo chorych. Cała książka jest właśnie tą opowieścią, niekiedy niechronologiczną, z licznymi dygresjami, dłuższymi charakterystykami ludzi, którzy przewinęli się przez życie małego bębnisty. Wydawać by się mogło, że jest to opowieść stojącego nad grobem staruszka, jednak to tylko złudzenie. Tak naprawdę przecież życie Oskara, który pod koniec książki kończy trzydzieści lat, zaczyna się na nowo. Ten, prawie że stały bywalec cudzych pogrzebów nie zamierza jeszcze organizować własnego, zastanawia się, jak zorganizować sobie kolejne lata i ma na to wiele pomysłów, jednak ja wiem doskonale, że i tak spotka go coś nieprzewidywalnego.
„Blaszany bębenek” nie jest idealną lekturą na letnie słońce, nie pozwoli nam uciec od problemów, wręcz przeciwnie, ujawni nam je, zmusi do przemyśleń, pokaże życie bez sztucznych ubarwień, choć z odrobią magii. Styl Grassa to wszystko co lubię i cenię w pisarzach; piękne metafory, symbolika, różnorodność w języku i sposobach opowiadania. Mamy więc narrację zarówno pierwszo-, jak i trzecioosobową; mamy fragment dramatu; mamy bajkową stylizację językową; dziecinność i dorosłość; wrażliwość i bezwzględność. Zachęcam jednak do tej dłuższej ( u mnie trwała prawie trzy tygodnie) chwili zadumy.