Lidia Helena Zelman z wykształcenia jest polonistą i bibliotekoznawcą, na co dzień nauczycielem, a prywatnie żoną i mamą. Uwielbia literaturę, dobre kino, podróże i interesujących ludzi. Prowadzi ciche i spokojne życie z dala od miejskiego zgiełku, w Krainie Tysiąca Jezior i niezliczonej ilości lasów…
Jak wiadomo nie od dziś – do twórczości polskich autorów podchodzę raczej sceptycznie, a wręcz ją omijam. Po kilku nieudanych próbach odpuściłam sobie takie pozycje na czas bardzo długi i właściwie przypadek sprawił, że pierwsza część rozpoczynająca całą serię, czyli Tożsamość anioła trafiła moje ręce. Dokładnie pamiętam, jak szukałam jakiejś ciekawej pozycji na nudny wieczór i zaciekawiona opisem wybrałam właśnie tą. Tylko dlatego, że nazwisko nie od razu nasunęło mi, iż jest to powieść mojej rodzimej autorki.
Fabuła sama w sobie już od tomu pierwszego była naprawdę ciekawa, od razu widać, że wszystko zostało tu dokładnie przemyślane. Główną bohaterką i narratorką za razem jest Andrea – czyli Azathara, Boża ulubienica, Wybrana, światło, zamieszkująca ziemię w ramach swoistej kary za swoje uczucia do Narthangela. Nic nie jest jednak tak proste jakbyśmy chcieli – jej droga do odzyskania swej zapomnianej anielskiej tożsamości jest raczej długa i usiana przeróżnymi przeciwnościami losu. Już na samym początku poznajemy tajemniczego Kaspara, naprawdę interesującą postać, żywiącą do Andrei wyższe uczucia.
W kolejnych częściach do podstawowego grona dołącza naprawdę wielu nowych bohaterów, pojawia się sporo wątków co dodaje dużo świeżości do całej powieści. W części ostatniej naprawdę szeroko zostaje rozwinięty wątek Gabriela, co dla mnie było chyba jednym z największych plusów i budziło najbardziej pozytywne emocje. Wiązałam z tym spore nadzieje i nie mogę odżałować, że skończyło się właśnie w taki sposób. Zawsze jednak było to jakimś zaskoczeniem i odejściem od schematu, co w tym wypadku również działa na plus.
„Nie wiedziałam, że istnieje tyle różnych sposobów na to, by powiedzieć żegnaj.”
Styl powieści jest naprawdę ciekawy, wciągający. Nie pozwala nam oderwać się od lektury chociażby na chwilę – sama pochłonęłam całość w zaledwie jedną noc. Język również zasługuje na pochwałę, gdyż nie jest prosty niczym budowa przysłowiowego cepa (co w innych niedawno przeczytanych powieściach raziło w oczy niesamowicie).
Wątek aniołów i całej ich hierarchii został tu dość intensywnie rozbudowany, nie pomięto też w tym wszystkim postaci samego Boga jak to bywa w innych powieściach. Tutaj jest przedstawiony jako pan wszystkiego, a cały wygląd nieba raczej nie odbiega od biblijnych schematów.
Wygląd zewnętrzny wszystkich tomów został utrzymany w dość mrocznym klimacie – i to muszę pochwalić, okładki same w sobie są naprawdę estetyczne i wpadają idealnie w mój gust (choć mam wrażenie że do Bezsenności anioła można było wybrać nieco bardziej urodziwą modelkę). Wnętrze natomiast jest bez zarzutu – nie dopatrzyłam się żadnych błędów, literówek oraz pomyłek w żadnej z części.
Jeśli chodzi o całkowite zakończenie – myślę, że można było rozegrać to nieco inaczej (przede wszystkim w Grzechach anioła bardzo brakowało mi Kaspara), wciąż jednak myślę, że całość jest naprawdę dobra. Dzięki własnej niewiedzy miałam okazję przekonać się, że nie wszyscy polscy autorzy piszą przeciętne powieści, a wręcz przeciwnie. W tym gatunku raczej ciężko dodać coś od siebie i stworzyć coś nowego, myślę jednak, że L.H. Zelman podołała temu zadaniu.
Polecam tę powieść przede wszystkim tym wątpiącym w twórcze zdolności naszych rodzimych autorów, jak i wszystkim, którzy jeszcze o tejże serii nie słyszeli. Myślę, że można z nią spędzić sporo naprawdę przyjemnych chwil i żałuję, że to już koniec.