Literatura skandynawska na tle innych wyróżnia się swoim niepowtarzalnym cierpkim i ciężkim klimatem. Dlatego z wielką chęcią sięgnęłam po „Las powieszonych lisów” nieżyjącego już fińskiego pisarza Arto Paasilinna, zaintrygował mnie sam zarys fabuły i prosta, ale i jednocześnie intrygująca okładka.
Zawodowy gangster Oiva Juntunen wraz ze swoimi wspólnikami okrada wypełniony złotem statek. Paradoksalnie jako jedyny wychodzi z tego bez szwanku, natomiast reszta ekipy trafia do więzienia i odsiaduje wyrok. Kiedy wychodzą na wolność, Oiva wcale nie ma zamiaru dzielić się łupem. Ucieka się do fortelu i postanawia przed nimi uciec. Trafia na lapońskie odludzie i spotyka tam majora Remesa, który również chwilowo znajduje się w życiowym dołku. Od tego momentu rozpoczyna się ich wspólna przygoda.
W powieści znajdziemy elementy charakterystyczne dla literatury pięknej, thrilleru, absurdu i groteski. Akcja rozgrywa się w malowniczej scenerii, położonej z dala od cywilizacji. To tu spotykają się dwaj główni bohaterowie, których relacja początkowo nie układa się zbyt pomyślnie, choć w dalszej części rozwija się w ciekawy sposób. W krótkim czasie dołącza do nich lisiątko, którego nazywają Pięćsetką. W pewien mroźny zimowy wieczór do ich chatki dołącza jeszcze leciwa staruszka z równie starym jak ona kotem. Życie naszych bohaterów wywraca się do góry nogami, a paradoksów w fabule pojawia się co niemiara.
Remes i Oiva są jak żywioły, a więc siłą rzeczy następuje zderzenie dwóch odmiennych charakterów. Juntunen ma głowę na karku i twardo stąpa po ziemi, natomiast major zachowuje się czasami bezmyślnie i kieruje się niskimi instynktami. To co łączy te dwie postacie, to gorączka złota. Wspólne poszukiwania złota stają się źródłem wielu nieporozumień, nieraz zachowanie Remesa rozbawiło mnie do łez, zwłaszcza gdy wybuchał złością na Juntunena, co nieszczególnie mnie dziwiło, bo ten robił z niego niezłego durnia. W pewnym momencie jednak miarka się przebrała. Ta kulminacyjna awantura była z jednej strony napisana w bardzo humorystyczny sposób (trudno mi było powstrzymać się od śmiechu, kiedy wyobraziłam sobie dorosłego chłopa uciekającego na drzewo przed rozwścieczonym wspólnikiem), a z drugiej wybijał się z niej groźny ton. Takich paradoksów pojawia się w fabule mnóstwo, co dostarcza czytelnikowi napisanej w pięknym stylu nie lada rozrywki. Humor i groteska nadają całej historii niezwykłego kolorytu.
Arto Paasalinna w opozycji do sielskiego wioskowego klimatu stawia ciężką atmosferę dobrze znaną ze skandynawskich kryminałów. Oiva wciąż z tyłu głowy boi się, że zawodowy morderca wyruszy za nim w pościg i go w końcu odnajdzie i dokona zemsty. Nieustannie towarzyszy mu poczucie zaszczucia. Nawet w chacie pośrodku lasu nie może czuć się bezpiecznie, zwłaszcza że co i rusz trafiają do niej nowi niespodziewani goście.
Książkę czytało się lekko i przyjemnie, ani przez chwilę nie poczułam się znużona, a wręcz z zaciekawieniem śledziłam kolejne nieoczywiste rozwiązania fabularne. Bo nawet zawodowy morderca zamknięty przez kilka dni bez wody i jedzenia nie wydaje się już taki groźny jak na początku. A to w jaki sposób został obezwładniony, to czysty absurd!
„Las powieszonych lisów” jest lekturą idealną na poprawę humoru. Jeżeli szukacie niesztampowej fabuły i ciekawych rozwiązań fabularnych, to ta książka jest dla Was. Zapewniam, że pochłonie Cię, drogi Czytelniku, bez reszty.