"Dzieci Húrina" to dzieło, które, choć oparte na spuściźnie J.R.R. Tolkiena, nosi wyraźne piętno redakcyjnej pracy jego syna, Christophera. Ta współpraca – złożona z odnalezienia, zredagowania i uzupełnienia materiałów pozostawionych przez Tolkiena seniora – tworzy książkę o unikalnym charakterze, która niekoniecznie przypomina monumentalność "Władcy Pierścieni", ale dla wielu może być bardziej przystępna.
Styl "Dzieci Húrina" różni się od głównego kanonu twórczości Tolkiena. Język, choć nadal pełen epickiej wagi i charakterystycznych dla Tolkiena nazw własnych, wydaje się mniej archaiczny i bardziej płynny. To może być zasługą Christophera, który w procesie scalania i uzupełniania pozostawionych fragmentów nadał książce bardziej jednolity i współczesny charakter. Dla mnie osobiście to ogromny plus – lektura wydaje się mniej obciążająca, bardziej angażująca i lepiej przystosowana do dzisiejszego czytelnika.
Historia w klimacie greckiej tragedii
Pod względem narracyjnym "Dzieci Húrina" to historia, która momentami bardziej przypomina kronikę czy mit niż klasyczną powieść. Opisy wydarzeń są często encyklopedyczne, a niektóre fragmenty mają bardziej reportażowy ton, co może być zaskakujące dla fanów bardziej powieściowych struktur, jak we "Władcy Pierścieni". Jednak ta stylistyka idealnie pasuje do tonu opowieści – to grecka tragedia przeniesiona do świata fantasy.
Klątwa rzucona na Húrina i jego ród przez Morgotha (mistrza Saurona) jest fundamentem całej fabuły. To właśnie fatum, nieubłagane przeznaczenie, staje się głównym motorem wydarzeń, prowadząc bohaterów ku nieuchronnej katastrofie. Losy Túrina, głównego bohatera, oraz jego siostry Niënor, to wzruszająca, ale i przygnębiająca opowieść o próbie ucieczki przed przeznaczeniem. Każdy ich krok, każda decyzja prowadzi ich bliżej tragicznego finału – co jest esencją mitologii i tragedii starożytnej, w której bohaterowie nigdy nie mogą uciec przed losem.
Túrin Turambar to bohater pełen sprzeczności – dumny, ambitny, ale też tragicznie zagubiony. Jego relacje z otoczeniem, w tym z przyjaciółmi, wrogami, a nawet rodziną, są pełne napięć i dramatów. Jego wybory, często wynikające z dumy lub niewiedzy, mają druzgocące konsekwencje. Niënor, jego siostra, to równie tragiczna postać – jej los, choć ściśle powiązany z klątwą Morgotha, pokazuje, jak wielką rolę w tej historii odgrywa miłość i niewiedza. Relacja między Túrinem a Niënor, tak jak i ich tragiczne przeznaczenie, mogą być dla niektórych współczesnych czytelników trudne do zaakceptowania, co może być wyzwaniem w kontekście ewentualnych adaptacji filmowych.
To, co w "Dzieciach Húrina" zachwyca, to przede wszystkim świat Śródziemia. Tolkien stworzył go z taką dbałością o szczegóły, że czytelnik niemal fizycznie odczuwa obecność opisywanych miejsc. Lasy Brethil, mroczna kraina Angband czy ufortyfikowane miasta Dor-lómin – każdy element świata przedstawionego jest dopracowany z niezwykłą precyzją. Atmosfera tych miejsc jest tak sugestywna, że czytelnik czuje się, jakby wędrował razem z bohaterami. Choć książka momentami przypomina kronikę, to wciąż potrafi wciągnąć swoją atmosferą i bogactwem tła historycznego.
"Dzieci Húrina" to materiał, który aż prosi się o adaptację filmową. Wyobrażam sobie, że reżyser pokroju Petera Jacksona mógłby z tej historii wycisnąć maksimum emocji i epickości, jak to zrobił z "Władcą Pierścieni". Jednakże tematyka związana z zakończeniem historii, zwłaszcza wątkiem Niënor, mogłaby wzbudzić kontrowersje w dzisiejszych czasach. Usunięcie tego elementu lub jego modyfikacja całkowicie zmieniłaby przesłanie opowieści, co wydaje się nie do przyjęcia. Tragedia Túrina jest esencją tej historii, jej fundamentem, więc ekranizacja musiałaby podjąć trudne decyzje.
"Dzieci Húrina" to książka, która wzrusza, przygnębia i inspiruje jednocześnie. Choć momentami narracja jest rozwleczona, a opisy bardziej kronikarskie niż powieściowe, to właśnie ten styl oddaje unikalny klimat tolkienowskiego świata. Jest to dzieło, które warto poznać, nawet jeśli nie jest się fanem klasycznej literatury fantasy. To historia o nieuchronności losu, sile miłości i tragicznych konsekwencjach ludzkich wyborów – prawdziwa grecka tragedia w świecie Śródziemia. Dla jednych będzie to lektura monumentalna i wciągająca, dla innych nużąca i rozwlekła, ale jedno jest pewne – Tolkien pozostawił nam kolejne dzieło, które warto przeczytać i zinterpretować na własny sposób.