Odkąd obejrzałam "Egzorcyzmy Emily Rose", gdy zdarzy mi się obudzić w okolicy trzeciej nad ranem, ogrania mnie lęk. Nieprzenikniony mrok nocy, w połączeniu z godziną, której przez wieki nadano status diabelskiej pory robi swoje i mimo, że jestem wtedy we własnym domu i we własnym łóżku, szczelniej okrywam się kołdrą i mocniej zaciskam powieki. Symboliczną godziną duchów i potworów jest też od zawsze północ. Oddziaływanie magii tego symbolu jest tym większe, im mniej lat ma człowiek, dlatego dzieci szczególnie się tej pory boją. Bohater książki "Siedem minut po północy" Conor O'Maley, choć doświadczony brzemieniem, które nie jest udziałem wielu jego rówieśników, wciąż jest tylko dzieckiem. Nie dość, że na co dzień boryka się z chorobą nowotworową ukochanej matki, to jeszcze w snach nawiedza go potwór. Przychodzi do niego zawsze o tej samej porze, o 12:07...
"Siedem minut po północy" to książka, której pomysł narodził się w głowie uznanej autorki powieści dla dzieci Siobhan Dowd. Jej przedwczesna śmierć położyła kres pracom nad książką. Na szczęście dokończenia dzieła podjął się inny autor powieści fantastycznych, Patrick Ness. Stworzył opowieść, którą trudno mi z czymkolwiek porównać. Mimo baśniowej atmosfery, obecności potwora i koszmarów sennych, historia Conora nie ma z prawdziwą baśnią o żyjących długo i szczęśliwie bohaterach, nic wspólnego. Morał płynący z tej historii to niekiedy gorzka prawda o tym, że życie nie zawsze jest takie, jak nam się wydaje na pierwszy rzut oka, a ludzie są tylko ludźmi, posiadającymi słabości i popełniającymi błędy.
Dom, w którym mieszka Conor i jego mama, stoi w pobliżu starego cmentarza, nad którym góruje stary i olbrzymi cis. Drzewo wprowadza harmonię i spokój w życiu doświadczonej chorobą kobiety dwuosobowej rodziny. Jednak pewnej nocy, gdy Conor znów obudził się przez koszmarny sen, o którym nikomu nie zamierza nigdy opowiadać, drzewo ożywa i nawiązuje z chłopcem rozmowę. Potwór, którym w nocy jest cis, jest długowieczny jak drzewo i niejedno już widział. Obiecuje opowiedzieć chłopcu trzy historie. Potem Conor będzie musiał odwdzięczyć się potworowi jedną historią, tą której przyrzekł sobie, nigdy nikomu nie wyjawić...
Żałuję, że "Siedem minut po północy" jest tak krótką formą literacką. Jest w tej opowieści to, co potrzebne, by uznać książkę za dobrą. Historie opowiadane przez cis mają formę baśni, lecz nie są upiększane ani koloryzowane. Pokazują, że życie nie jest czarno-białe, prowadzą zarówno Conora, jak i nas do odkrycia prawdy o własnych uczuciach, o niekiedy głęboko skrywanych, mroczniejszych zakamarkach naszej duszy. A chłopca przygotowują na jeszcze jedno wydarzenie, które nieuchronnie się zbliża, a które nieodwracalnie zmieni jego życie. Trudny temat choroby rodzica został tu ukazany przez pryzmat uczuć chłopca, jego mamy i babci. Książka z pewnością wzrusza do łez. Mogą ją przeczytać zarówno nastolatki, jak i dorośli.